Dominikanie i wolontariusze z Centrum św. Marcina de Porres w Fastowie dostarczają polską pomoc, przekazaną m.in. przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów mieszkańcom Chersonia, dotkniętym powodzią po wysadzeniu przez Rosjan tamy na Dnieprze. Z najnowszym transportem do miasta przyjechał także ambasador RP w Kijowie Bartosz Cichocki.
"Sytuacja w Chersoniu zmienia się z godziny na godzinę. Codziennie są tu inne potrzeby. Ta rosyjska zbrodnia, którą jest wysadzenie zapory w Nowej Kachowce, dotyka wszystkich na Ukrainie. Przyjechałem, by przyjrzeć się, co jeszcze tu jest potrzebne" - powiedział Cichocki PAP.
Zobacz: Inwazja Rosji na Ukrainę - relacjonujemy na bieżąco
Furgonetki z pomocą z Fastowa oraz samochody z polskimi dyplomatami i dziennikarzami formują się w konwój za Mikołajowem, około 60 km na zachód od Chersonia. Na drodze widać asfaltowe łaty, którymi pokryto dziury po nadlatujących z okupowanych przez Rosjan terenów pociskach. Po obu stronach trasy widnieją czerwone tabliczki z napisami "Uwaga miny". Po drodze straszą ruiny zniszczonych wsi.
Na stacji benzynowej za Mikołajowem panuje cisza. Zbliżając się do Chersonia, z samochodu słychać narastające dźwięki eksplozji. To miasto ostrzeliwane jest przez wojska rosyjskie kilkanaście razy dziennie. Na wojskowym poście przed Chersoniem trzeba założyć kamizelki kuloodporne i hełmy.
Kolumnę pojazdów prowadzi założyciel dominikańskiego centrum pomocy, ksiądz Michał Romaniw, znany jako Ojciec Miszka. Wiosną założył w Chersoniu kuchnię, która każdego dnia wydaje posiłki dla około 400 osób.
"Ta kuchnia jest jest dla nas cudem. Jej działalność finansuje Ojciec Święty Franciszek, a jego pomoc przekazał nam (jałmużnik papieski) kardynał Konrad Krajewski. Dzięki temu możemy wydawać ponad 400 posiłków dziennie" - mówi Romaniw PAP.
Gdy Ojciec Miszka z wolontariuszami rozpakowują furgonetki, w Chersoniu cały czas grzmią armaty. Duchowny wydaje się nie zwracać na te dźwięki uwagi. Opowiada, że pomoc, którą otrzymują Dominikanie z Fastowa, w głównej mierze napływa z Polski.
"Nigdy nie odmawia nam kancelaria pana premiera (Mateusza Morawieckiego). Piszemy maila i od razu dostajemy odpowiedź, że pomoc będzie" - podkreśla.
Po wysadzeniu przez Rosjan tamy na Dnieprze w Nowej Kachowce niżej położona część Chersonia została zalana przez wody rzeki. W mieście pojawili się uchodźcy z zatopionych okolicznych wsi.
Do prowadzonej przez dominikanów kuchni przyjeżdża szef Chersońskiej Wojskowej Administracji Obwodowej Ołeksandr Prokudin.
"Potrzeby każdego dnia się zmieniają. Przyjechaliśmy właśnie z jednej z gmin, która całkowicie została zalana wodą. Domy są zrujnowane, nie ma ścian, ludzie stracili wszystko. Potrzebują wszystkiego, od naczyń i pościeli do podstawowych sprzętów" - wyjaśnia polskim dziennikarzom.
Prokudin podkreśla, że pomoc z Polski jest na Ukrainie bardzo widoczna. "Dostajemy bardzo dużo pomocy z Polski. Nie tylko Chersoń, ale cała Ukraina. Staliśmy się dwoma, bardzo bliskimi sobie narodami" - oświadcza szef administracji wojskowej.
W centralnej części Chersonia nie widać śladów powodzi. Zalane domy i zabłocone ulice można zobaczyć jednak w dzielnicach, położonych nad Dnieprem. Ślady wysokiej wody pozostały na ścianach kamienic przy porcie rzecznym. Błąkają się po nich bezdomne psy. Na schnących ulicach wciąż stoją łódki i motorówki, którymi ewakuowani byli powodzianie.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.