– Nie mam wielkiej siły. Mam i miałam głównie strach. Ale mam też pewność, że Pan Bóg chce, żebym tam była z dziewczynami i ich dziećmi – mówi s. Renata Jurczak, orionistka, która pracuje w Charkowie z bezdomnymi samotnymi kobietami i ich dziećmi.
Agata Puścikowska: Rozmawiamy w Warszawie, tuż przed Bożym Narodzeniem. Wróciła Siostra na stałe z Charkowa do kraju?
S. Renata Jurczak: Nie, no skąd! Przyjechałyśmy na chwilę, pozałatwiać pilne sprawy, i co tu dużo mówić: kwestujemy, zbieramy dary – głównie jedzenie, które zawieziemy zaraz do Charkowa. Jeździmy tak co jakiś czas, żeby po prostu mieć co dać biednym ludziom. Ja się na stałe z Ukrainy nigdzie nie wynoszę. Dawno temu do tego miejsca posłał mnie Pan Bóg i nie schodzę z posterunku. Posługa ludziom jest moim życiem.
Czyli bezdomnym dziewczynom i ich dzieciom?
Zgromadzenie Sióstr Małych Misjonarek Miłosierdzia – czyli my, siostry orionistki – służymy najbardziej potrzebującym, chorym, wykluczonym. W 1996 roku zaczęłyśmy pracę na Ukrainie, najpierw z osobami bezdomnymi. Szybko okazało się, że np. w Charkowie mieszka i żyje wiele bezdomnych młodych kobiet, czy też w zasadzie dzieci. Nikt się nimi wówczas nie zajmował. Państwo ich nie zauważało, a one żyły i umierały na ulicy. Chciałyśmy do nich dotrzeć. Chodziłyśmy w miejsca, gdzie dziewczyny koczowały, nawiązywałyśmy kontakt…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.