Zbyt często kurczowo trzymamy się zasady kopiuj-wklej zapominając, że każda następna kopia coraz bardziej oddala nas od oryginału.
Przygotowania do beatyfikacji wchodzą w ostatnią fazę. W mediach pojawia się coraz więcej poświęconych przyszłym błogosławionym treści. Redakcje prześcigają się w pomysłach na okolicznościowe wydania pism. Trudno wszystko ogarnąć, przeczytać, przemyśleć, pozbierać myśli.
Starym Włocławiakom, pamiętającym czasy przedwojenne (a do takich należy moja zasiedziała tu od pokoleń rodzina), ksiądz Wyszyński nie kojarzył się ani z katedrą, ani z seminarium. Jeśli go wspominali, to zmierzającego albo na ulicę Leona XIII (dzisiejsza Związków Zawodowych), gdzie mieściła się siedziba Chrześcijańskich Związków Zawodowych i Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Młodzieży Robotniczej, albo wędrującego w okolice kościoła świętego Jana. Czyli najstarszej włocławskiej parafii, gdzie urządzono kuchnię dla ubogich. O nich to właśnie mówił, gdy zarzucano mu komunistyczne sympatie: „to nie komunizm, to bieda”. A tej we Włocławku było sporo. Zwłaszcza na nieistniejącym już osiedlu Grzywno, w tamtym czasie będącym włocławską Kalkutą. Tam osiedlali się, w warunkach urągających ludzkiej godności, przybywający do prężnie rozwijającego się miasta w nadziei znalezienia pracy i chleba. Pierwszą pomoc otrzymywali w prowadzonym przez Księży Orionistów „Cotolengo” i we wspomnianej kuchni u świętego Jana.
W tym kontekście warto zwrócić uwagę na ostatni akcent pobytu Kardynała we Włocławku. Krótko przed nominacją do Lublina wydał w tutejszej Księgarni Diecezjalnej książkę, będącą podsumowaniem kilku lat pracy w środowisku robotniczym. „Duch pracy ludzkiej”, Włocławek, 1947. (Może ktoś z czytających obudzi się i zwróci pożyczony ode mnie egzemplarz pierwszego wydania). Gdy zaczynały się przygotowania do beatyfikacji powiedziałem w jednej z rozmów, że warto by było pokusić się o głęboką rzetelną analizę. Dałem jej nawet roboczy tytuł: „Duch pracy ludzkiej a Laborem exercens”. Temat chyba nie został podchwycony, choć – moim zdaniem – warto. Zwłaszcza w sytuacji, gdy wielu polityków i nie tylko, nazywa katolicką nauką społeczną to, co niewiele, albo i nic, nie ma z nią wspólnego. Potrzeba zatem solidnego fundamentu, ale… z przełożeniem na „nowe czasy”, o których odchodzący Prymas mówił przed swoją śmiercią. My tymczasem w szukaniu rozwiązań bardzo często trzymamy się kurczowo zasady kopiuj-wklej zapominając, że każda następna kopia coraz bardziej oddala nas od oryginału.
Musiał wiedzieć o tym odchodzący Prymas skoro w tym trudnym dlań czasie notował: "Testamentu nie piszę żadnego, prócz tego, który posiadają biskupi Modzelewski i Dąbrowski. Zwłaszcza nie piszę testamentu pastoralnego. Przyjdą nowe czasy, wymagają nowych świateł, nowych mocy, Bóg je da w swoim czasie”. Zaś kilka dni później mówił do polskich biskupów: „Powiedziałem już, że żadnego programu nie zostawiam, dlatego że mój następca nie może być skrępowany żadnym programem. Musi rozeznawać sytuację Polski i Kościoła z dnia na dzień i stosownie do tego układać program pracy. Program w Polsce nie może być sztywny. Nasza stałość wyraża się w "Credo”, wyraża się w "Ojcze nasz”, w "Zdrowaś Maryja”, w Ślubach Jasnogórskich, w zawierzeniu, które Jan Paweł II uczynił na Jasnej Górze. A reszta jest płynna”.
Czytając kolejny raz przedśmiertne notatki pomyślałem (już widzę oburzenie wielu) o duchowej bliskości Prymasa z Franciszkiem. Rozeznanie sytuacji, elastyczność, szukanie nowych rozwiązań. Dokładnie to samo, o czym Franciszek mówił do biskupów w Meksyku: „Proszę was, abyście nie popadali w paraliż udzielania starych odpowiedzi na nowe wymogi”. Prymas doskonale rozumiał swój czas i znajdował nań adekwatne odpowiedzi. Ale to były odpowiedzi na tamten czas. A nie zawsze to, co sprawdziło się przed kilkudziesięciu laty, musi sprawdzać się dziś. „Reszta jest płynna”.
Jedną z ówczesnych inicjatyw Prymasa były czuwania soborowe. Czas wielkiej modlitwy za Kościół i przyswajania tego, co działo się w Rzymie, a miało owocować odnową Kościoła, wsłuchiwania się w głos mówiącego do ludu Bożego Ducha Świętego. Choć daleki jestem od pytań w stylu: co by Prymas zrobił/powiedział dziś, intuicja podpowiada, że prawdopodobnie zachęcałby do włączenia się w prace kolejnego Synodu na poziomie lokalnym. Bo właśnie tu, nie w Rzymie, mamy znaleźć odpowiedź na pytanie co znaczy być Kościołem dziś, w zupełnie innej rzeczywistości. W nowych czasach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
13 maja br. grupa osób skrzywdzonych w Kościele skierowała list do Rady Stałej Episkopatu Polski.