Dzięki zaangażowaniu w budowę szkunera wielu mężczyzn zaczęło stopniowo wychodzić z bezdomności. Dzisiaj jacht jest już prawie gotowy, ale to nie koniec jego misji.
Mała żaglówka? Łupinka? Skromny jachcik? Wręcz przeciwnie! Rozmiary statku, który powstawał pod opieką najpierw Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, a później Fundacji im. o. Bogusława Palecznego, robią wrażenie. Szkuner ma 17,1 m długości i 5,25 m szerokości, waży 37 ton, pomieści 20 osób. W czerwcu br., podczas uroczystego chrztu zorganizowanego przy Kanale Żerańskim, otrzymał imię „Ojciec Bogusław”. – Gdy nasz mentor jeszcze żył, rozważaliśmy różne imiona, m.in. Joanna d’Arc czy św. Jadwiga. Po jego odejściu wybór był oczywisty. Bez niego nie byłoby tego dzieła – mówi „Gościowi” Waldemar Rzeźnicki, kapitan statku i prezes Fundacji im. o. Bogusława Palecznego.
Dookoła świata
Ojciec Bogusław Paleczny poświęcił dużą część swojego życia na wspieranie osób biednych i odrzuconych. W 1991 r. utworzył Kamiliańską Misję Pomocy Społecznej, której pierwszym zadaniem stało się dowożenie gorących posiłków bezdomnym przebywającym na Dworcu Centralnym w Warszawie. Później z jego inicjatywy powstały także Punkt Pomocy Medycznej „Św. Kamil”, Bar Charytatywny „Św. Marta” oraz Pensjonat Socjalny „Św. Łazarz”, w którym do dzisiaj schronienie otrzymuje kilkuset mężczyzn w kryzysie bezdomności. Na pomysł budowy statku o. Bogusław wpadł podczas pobytu w szpitalu (chorował na gruźlicę). Leżąc w jednej sali z marynarzem, przypomniał sobie swoją młodość. Jeszcze przed wstąpieniem do zakonu pracował w Stoczni Gdańskiej jako monter kadłubów, uprawiał także żeglarstwo. Stwierdził, że mógłby wykorzystać te umiejętności do pracy przy nowym projekcie. – Najgorsze w bezdomności jest nabranie przekonania, że nie ma wyjścia z tej sytuacji. A to nieprawda. Chcę, aby moi podopieczni myśleli, że jeśli mogą zbudować jacht, to tak naprawdę mogą wszystko – mówił duchowny w wywiadzie dla Portalmorski.pl.
Kamilianin roztoczył przed osobami bezdomnymi wizję budowy szkunera, który opłynie kulę ziemską. Załoga miała dotrzeć na Karaiby, kupić tam wyspę i otworzyć Światowe Centrum Wychodzenia z Bezdomności. Początkowo wszyscy potraktowali to jako żart, ale z czasem kapłan zaraził ich swoim entuzjazmem. – Był bardzo bezpośredni. Sposób, w jaki komunikował się z osobami bezdomnymi, robił na mnie ogromne wrażenie: przejął ich język, rozmawiał z nimi jak z najlepszymi kolegami. Jednocześnie miał w sobie ogromną charyzmę, nieustannie motywował innych do działania – mówi „Gościowi” Marcin Janos-Krawczyk, przewodniczący rady nadzorczej Fundacji im. o. Bogusława Palecznego oraz autor filmu „Ziemia bezdomnych”, opowiadającego losy uczestników projektu.
Tysiące detali
Projekt szkunera opracował doświadczony konstruktor inż. Bogdan Małolepszy. W lutym 2007 r. na placu przy wspomnianym już pensjonacie socjalnym położono stępkę, czyli oś konstrukcyjną szkieletu jachtu. W ten sposób rozpoczęto budowę, nad którą nadzór objął Polski Rejestr Statków. Niezbędne części, sprzęt i materiały sukcesywnie pozyskiwano od sponsorów i darczyńców. Pieniądze na budowę przekazywał także sam o. Bogusław. Zarabiał jako twórca i wykonawca piosenek religijnych. Dopytywany, ile potrzeba środków, aby dokończyć inwestycję, konsekwentnie odmawiał odpowiedzi. – Nie zastanawiałem się, bo gdybym tylko spróbował oszacować, nigdy bym do tego dzieła nie przystąpił – mówił swoim współpracownikom.
Duża część osób bezdomnych zaangażowanych w projekt miała zdolności manualne oraz doświadczenie pracy w takich zawodach jak spawacz czy elektryk. Wśród nich nie brakowało byłych pracowników stoczni. Pomagali też wolontariusze, szkutnicy oraz inni fachowcy. Przez kolejne dwa lata poczyniono znaczne postępy w budowie. Wówczas niespodziewanie odszedł jednak jej inicjator. Miał atak serca. – Byliśmy w ogromnym szoku, ale nawet przez myśl nie przeszło nam porzucenie dzieła o. Bogusława. Wciąż nie mieliśmy pieniędzy i nie mogliśmy wskazać konkretnej daty zwodowania jachtu, ale postanowiliśmy, że zostanie skończony – opowiada W. Rzeźnicki.
Budowa statku wymagała ogromnej cierpliwości. Prace związane z poszyciem kadłuba zajęły dwa tygodnie, ale już samo wypełnianie go tysiącami detali trwało aż kilka miesięcy. Jednym z najbardziej wymagających etapów było oczyszczenie wnętrza jachtu, co wymagało przesypania przez niego 30 ton piasku. To tylko kilka przykładowych wyzwań, z którymi musieli zmierzyć się budowniczowie. – Szkuner jest już prawie gotowy do wypłynięcia w morze, ale nie można jeszcze zamieszkać na jego pokładzie, brakuje pewnych udogodnień. Dlatego w najbliższym czasie będziemy pracować głównie we wnętrzu statku. Już dzisiaj jesteśmy jednak dumni z każdej stopy sześciennej tej łódki – mówi W. Rzeźnicki.
W ostatnich latach budowa była kontynuowana na terenie warsztatów Przedsiębiorstwa Budownictwa Wodnego na Żeraniu. W kwietniu br. odbyło się techniczne wodowanie jachtu na akwenie przed pobliską elektrociepłownią. Najprawdopodobniej wczesną jesienią zostanie on załadowany na barkę i przetransportowany Wisłą do Gdańska. Tam inspektorzy Polskiego Rejestru Statków sprawdzą, czy spełnia wszystkie wymogi techniczne. Jeśli wydadzą pozytywną opinię, szkuner będzie mógł wyruszyć w pierwszy rejs. Pokierują nim osoby zaangażowane w projekt. Jeszcze przed śmiercią o. Bogusław zadbał bowiem o to, aby przynajmniej część z nich zdobyła patenty żeglarza jachtowego.
Przemiany
W ciągu ostatnich 14 lat w budowę jachtu zaangażowało się ok. 300 bezdomnych mężczyzn. Gdy zaczynali pracę, byli zwykle pełni nieufności. Nie potrafili nawiązać relacji z drugim człowiekiem, zamykali się w sobie. – Obserwowałem ich stopniową przemianę: z tygodnia na tydzień stawali się coraz bardziej rozmowni, a na ich twarzach pojawiał się uśmiech. Szczególnie wstrząsnęła mną przemiana pana Damiana. Po czterech miesiącach pracy coś w nim pękło i zaczął się serdecznie śmiać – wspomina W. Rzeźnicki.
Historia kilku budowniczych zakończyła się happy endem: Marek zerwał z nałogiem alkoholowym i otrzymał mieszkanie komunalne, a Marcin założył rodzinę i ma teraz własny dom. – Z Marcinem przyjaźnię sie do tej pory, byłem nawet świadkiem na jego ślubie. Jestem także w bliskim kontakcie ze Sławkiem, który zespawał prawie cały statek. To główny bohater mojego filmu, staram się go ciągle wspierać – mówi M. Janos-Krawczyk.
Wielu podopiecznych Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, biorących udział w projekcie, było obciążonych nałogami i poważnymi chorobami. Kilku z nich, najbardziej zaangażowanych w budowę jachtu, nie doczekało jego zwodowania. Odeszli m.in. Sławek, Edek i Kazio. – Ich wkład jest nie do przecenienia. Myślę, że należy im się godne upamiętnienie. Chciałbym, aby galeria ich portretów towarzyszyła nam w codziennej pracy – mówi W. Rzeźnicki.
Rejsy terapeutyczne
Budowę szkunera wsparło ponad 70 darczyńców. Środki przekazali także Fundacja PZU oraz inni sponsorzy. Pierwsze rejsy będą symbolicznym podziękowaniem za ich zaangażowanie. Później Fundacja im. o. Bogusława Palecznego, wykorzystując jacht, zacznie realizować swój główny cel: wspieranie osób wykluczonych. – Najwcześniej w przyszłym roku zainaugurujemy tzw. rejsy terapeutyczne. Chcielibyśmy, aby ich uczestnicy, czyli osoby bezdomne lub np. młodzież z domów dziecka, zaczęli stopniowo zmieniać swoje życie. A gdy już nabiorą wiatru w żagle, sami będę pomagać kolejnym potrzebującym. Takie rejsy będą odbywać się pod okiem kapitana, terapeuty oraz doświadczonych żeglarzy – tłumaczy M. Janos-Krawczyk.•
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- Wiecie, byłem proboszczem przez sześć lat i noszę to doświadczenie w sercu...
Historyk odnosi się do zarzutów stawianych Janowi Pawłowi II oraz omawia metodologię.