Mieć fantazję, a być fantastą to jednak spora różnica.
Powędrowałem trochę po górach. Po co? Ot, by nakarmić oczy i serce pięknem. Zobaczyłem między innymi czerwieniejącą już jarzębinę. I tak jakoś przypomniał mi się związany z jarzębiną właśnie nieco absurdalny kawał.
– Wiesz czemu słoń ma czerwone oczy?
– Nie, nie wiem.
– Żeby się mógł dobrze schować w jarzębinie.
– Hmm...
– Co, nie widziałeś nigdy słonia w jarzębinie?
– No nie, nigdy!
– No widzisz, jaki to skuteczny kamuflaż?
Głupie, co? Też tak przez całe lata myślałem. Aż odkryłem, że mądre. Obnażające mechanizm manipulacji, jakiej czasem ulegamy. Ot, na przykład:
– Dlaczego w naszych społeczeństwach tylu homofobów?
– Nie wiem.
– Bo sami są homoseksualistami i nie chcą tego przyznać; boją się i to ukrywają.
– Hmm....
– Co, nie spotkałeś się z czymś takim?
– Nie, nigdy!
– No widzisz, jak się skutecznie kamuflują?
Jak łatwo zauważyć w przykładzie ze słoniem i jarzębiną, cały absurd takiej argumentacji rodzi się z tego, że nie podjęliśmy dyskusji na temat koloru oczu słoni. Wydawać się to może nieistotne, bo spór zdaje się toczyć o coś innego: o to czy słonie ukrywają się w jarzębinie, czy nie. Ale nie prostując pierwszego mamy utrudnione zadanie. Nawet przetrząśnięciem tysiąca jarzębin nie udowodnimy, że słoń nie ukrył się w tysiąc pierwszej. W logice obranej przez adwersarza dopiero pokazując zdjęcia oczu słoni (są raczej piwne i od biedy przypominają kolor niedojrzałej jarzębiny ;-) ), możemy mocniej argumentować, że rzekome ukrywanie się słoni w jarzębinie to jakieś brednie. Bo na to, że słonie to nie ta szerokość geograficzna, że słoń jest wielki, a jarzębina niekoniecznie, jest argument: świetnie się ukrywa.
Takich pułapek w naszych publicznych dyskursach jest więcej. Ot ostatnio: pułapka myślenia „bo zupa była za słona”. Starsi pamiętają, młodszym wyjaśniam: chodziło o akcję plakatową wymierzoną w przemoc w rodzinie. Na plakatach matka z dziećmi. Wyraźnie poobijani – domyślnie – przez ojca i męża oprawcę. Wszyscy zgodziliśmy się i zgadzamy, że nic nie usprawiedliwia przemocy. Tak mi się wydawało. A tu proszę: demonstranci spod znaku LGBT, a wcześniej politycy w mediach społecznościowych rzucają hasło: „j... PiS” i jakie komentarze? To słuszny gniew, zasłużyli sobie na niego – krzyczą co gorliwsi przeciwnicy (nie wszyscy oczywiście) obozu rządzącego. Czyli co? Jednak istnieją powody, dla których można niektórym przylać? Może za słona zupa to jeszcze nie powód do łomotu, ale niewyprasowana koszula już tak?
To tylko taki „wnerw” (podarujmy sobie oryginalne nazywanie tego zachowania, bo wulgarne) – argumentuje całkiem sporo komentatorów. Tylko? Rozumiem, że gdyby podobne hasła wykrzykiwano pod adresem PO, LGBT, TVN czy Gazety Wyborczej, byłoby to seansem nienawiści. Rodem z hitlerowskich marszów najpewniej. Ale tym z PiS to się należy, oni sami są sobie winni... Przecieram ze zdumienia oczy. To mówią rzekomi obrońcy uciśnionych? Tak, należy im się. Dokładnie tak samo, jak żonie, która przesoliła zupę i do której mąż grożąc pięścią krzyczy: „Zobacz, co zrobiłaś! Zobacz, jak mnie zdenerwowałaś! To wszystko twoja wina!!!”.
Na marginesie. Wspomniane słowo na „j” w podwórkowych środowiskach, w których się w dzieciństwie obracałem, było najwulgarniejszym z określeń stosunku płciowego. Najwulgarniejszym, bo zawierającym w sobie także pewną sugestię przemocy; tak można mówić o gwałcie. I chyba takie jest też znaczenie tego słowa dziś. Czy używanie go nie jest w takim razie jakimś seksizmem, mrugnięciem okiem w stronę kultury macho, w której silniejszy może ze swoją ofiarą robić, co chce? A używają go ci, którzy deklarują odrzucenie rzekomej dominacji heteroseksualnych mężczyzn. Paranoja....
Najbardziej podstawową pułapką, w jaką wpada dziś wielu ludzi, jest jednak przekonanie, że myśl, słowo stwarzają. Przyczyniło się do tego pewnie gadanie o pozytywnym myśleniu i temu podobne. Bóg oczywiście tak potrafi, ale człowiek na pewno nie. Kto nie wierzy, może spróbować np. przez „chcę” wygrać w lotto albo machając rękami wznieść się w powietrze. Owszem, myśl ludzka może kreować rzeczywistość, ale tylko wtedy, gdy szanuje rządzące światem prawa. Ot, architekt może sobie wymyślić nie wiadomo jaką budowlę, ale jeśli w jej konstrukcji nie uwzględni praw fizyki, budowla albo nie powstanie wcale, albo szybko pozostaną po niej ruiny. Tymczasem – na przykład – często się dziś mówi, że facet, który czuje się kobietą, kobietą jest. Naprawdę?
Jeśli będę zbyt często powtarzał, że trzeba się do mnie zwracać „Wasza Wysokość”, to może tak zaraz do psychiatryka nie trafię, ale na pewno ludzie będą na mnie dziwnie patrzyli i niejeden paluchem na czole wykreśli kółeczko. Nie sądzę jednak, by strażnik Biebrzańskiego Parku Narodowego odstąpił od wypisania mi mandatu za biwakowanie na terenie parku, jeśli zadeklaruję, że jestem czarnym bocianem. Rzeczywistość jest, jaka jest i nasze chcenie niczego tu nie zmieni. Jeśli chcemy coś sensownego zbudować, musimy ją uwzględniać. Bez tego – powtórzę – nie powstaje nic albo tylko ruiny.
Myślę, że bardzo ważnym jest, by, zawsze szanując bliźnich, jednak trzeźwo nazywać rzeczy po imieniu. Krowi placek z plackiem ziemniaczanym nie mają wiele wspólnego. Wiązany na szyi krawat to jednak nie to samo, co stryczek. A wędrowanie między barem a stolikiem z kuflem w ręce (raz pełnym raz pustym) trudno nazwać pielgrzymowaniem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Posługa musi być służbą ludziom, a nie jedynie chłodnym wypełnianiem prawa.
Dbajcie o relacje rodzinne, bo one są lekarstwem zarówno dla zdrowych, jak i chorych
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.