Jest niewygodna i delikatna, dlatego też kwestia poszanowania wolności religijnej często jest pomijana.
Najnowsza dyrektywa prezydenta Trumpa została zupełnie przyćmiona przez przetaczające się przez Stany Zjednoczone protesty po śmierci George’a Floyda. Jest jednak warta odnotowania, ponieważ ma szansę przestawić na nowe tory priorytety polityki i co więcej, zaproponować nowe otwarcie w międzynarodowych negocjacjach. O co chodzi? Otóż nowe rozporządzenie nadaje priorytet trosce o wolność religijną na świecie w amerykańskiej polityce zagranicznej oraz międzynarodowych programach pomocowych. Wsparcie ma objąć wszystkich ludzi prześladowanych za wiarę na całym świecie. W praktyce oznacza to 50 mln dolarów rocznie na programy, które zwiększają wolność religijną na świecie, szkolenia w zakresie religii dla amerykańskich dyplomatów, a także odejście od niepodejmowania tematu wolności religijnej w dwustronnych i wielostronnych negocjacjach gospodarczo-politycznych prowadzonych z różnymi krajami. Dotąd była to powszechna praktyka. Temat ten był dla amerykańskiej administracji na tyle niewygodny, że wolano go przemilczać, niż dotykać tej delikatnej kwestii. Jak wskazała Cistina Arriage, była wiceprzewodnicząca amerykańskiej Komisji ds. Międzynarodowej Wolności Religijnej, takie działania były złe, ponieważ mogły sygnalizować światu, że USA skłonne są stać u boku dyktatorów. I coś jest na rzeczy. Wystarczy spojrzeć na to, co w ostatnich latach działo się w Iraku, Syrii, czy Jemenie.
Za to wsparcia międzynarodowych wysiłków na rzecz wolności religijnej podziękowali Trumpowi biskupi Bliskiego Wschodu i Nigerii. Mało kto, jak mieszkańcy terenów, gdzie w ostatnich latach zginęły setki tysięcy chrześcijan jest w stanie docenić przełomowość tej dyrektywy. Rozbudzona nią została iskierka nadziei na to, że skuteczne programy pomocowe zapewnią przetrwanie chrześcijan na Bliskim Wschodzie i pozwolą pozostać im zakorzenionym w ich ojczyznach. Cierpiący za wiarę ludzie zbyt wiele słyszeli już jednak pustych obietnic, także ze strony amerykańskiej administracji, że teraz powiedzieli Trumpowi - sprawdzam. Nie wystarczą dyrektywy, słowa trzeba przekuć w konkret. A w obecnym świecie nie będzie to wcale łatwe zadanie, ponieważ za wszelką cenę dąży się do zepchnięcia wolności religijnej na margines.
To nie tylko przykład Chin, gdzie jako warunek otwarcia kościołów w ramach znoszenia obostrzeń epidemicznych władze komunistyczne postawiły żądanie „głoszenia idei patriotycznych”. W praktyce oznacza to nakaz podporządkowania się wytycznym komunistów dotyczącym tego, co i kiedy ma być głoszone w świątyniach. Nie trzeba nawet pisać o kolejnych masakrach w Burkina Faso czy Nigerii, czy o tym, jak chrześcijanie Pakistanu są dyskryminowani przy dystrybucji pomocy potrzebnej do walki z epidemią. Jak bardzo to jest kluczowa kwestia pokazuje nawet debata prezydencka w Polsce. W kwestii troski o wolność religijną nadszedł już najwyższy czas odejścia od języka politycznej poprawności, który rozpowszechnił się w polityce zachodniej, mediach, a nawet w Kościele.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.