Nie była nigdy na misjach, a została ich patronką. Nie skończyła studiów, ale ma tytuł doktora Kościoła. Mieszkała w skromnej celi Karmelu w Lisieux, a jej zdjęcie można spotkać... na placu Pigalle w Paryżu. I nie kibicowała żadnej piłkarskiej drużynie, a była niedawno na mundialu w RPA. Co za kobieta!
Wnętrze Bazyliki św. Teresy w Lisieux. W bocznej nawie po prawej pielgrzymi palą świeczki przed relikwiami świętej.
Nie jest to postać tak barwna jak św. Franciszek z Asyżu. Ani osoba o burzliwej przeszłości jak św. Augustyn. Nie ma w jej historii niczego z fascynującej drogi, jaką przeszła Edyta Stein (św. Teresa Benedykta od Krzyża). Ani spektakularnych dzieł miłosierdzia, z których słynęła bł. Matka Teresa z Kalkuty.
A jednak wpływ, jaki na Kościół wywarło proste życie Tereski i jej doktryna „małej drogi”, czyni z niej jedną z najbardziej interesujących i kochanych przez wiernych świętych w historii. Jak to możliwie, by niepozorna karmelitanka z francuskiej Normandii zasiliła elitarne grono doktorów Kościoła i stanęła w jednym szeregu z takimi nauczycielami wiary jak wspomniany św. Augustyn czy św. Tomasz z Akwinu?
Skazaniec uratowany
Stare dwory, sady jabłkowe, a w centrum charakterystyczne domy z muru pruskiego. To znak, że jesteśmy w Normandii, na północy Francji. Lisieux jest typowym dla tego regionu miasteczkiem. Dziś żyje tu około 25 tys. mieszkańców. Ale każdego roku tysiące pielgrzymów z całego świata sprawiają, że nie można mówić o cichej, zapomnianej mieścinie.
– Oczywiście nie przyjeżdżają tu takie tłumy jak choćby do Lourdes, my mamy tu może 10 proc. liczby tamtych pielgrzymów. Ale Tereska jest najbardziej rozpoznawaną świętą we Francji – uważa ks. Bernard Lagoutte, rektor sanktuarium św. Teresy. Dawniej Lisieux było stolicą regionu i przez kilka stuleci ważnym ośrodkiem kulturalnym, administracyjnym i religijnym. – To tutaj biskupem został Pierre Cauchon, ten sam, który niewiele wcześniej był głównym sędzią w procesie Joanny d’Arc, odpowiedzialnym za jej spalenie – mówi Barbara Bance, przewodniczka w tutejszym sanktuarium.
Jesteśmy w katedrze św. Piotra, siedzibie słynnego biskupa. W tej samej świątyni kilkaset lat później Teresa, jeszcze przed wstąpieniem do Karmelu, modliła się za grzeszników, m.in. za lokalnego zbrodniarza o nazwisku Pranzini. Mężczyzna został skazany na śmierć. Tereska, znając go jedynie z jakiegoś artykułu w prasie, tak żarliwie modliła się o jego nawrócenie, jakby chodziło o kogoś z najbliższej rodziny.
Karmelitanki w Lisieux w czasie porannej Mszy św..
Pranzini, który konsekwentnie odmawiał spotkania z księdzem, już stojąc na miejscu stracenia, w ostatniej chwili wziął do ręki krzyż i trzykrotnie go ucałował. Po pielgrzymce do Rzymu, jaką Teresa odbyła z ojcem i siostrą Celiną, zaczyna modlić się również za kapłanów.
Przekonały ją do tego obserwacje zachowania niektórych duchownych, biorących udział w podróży do Wiecznego Miasta. Napisze później: „Zachwycała mnie modlitwa za grzeszników; ale modlić się za dusze kapłanów, które uważałam za czystsze nad kryształ, wydawało mi się rzeczą dziwną!”
Rodzone siostry zakonne
Najmłodsza z dziewięciorga dzieci Zelii i Ludwika Martin. Czworo rodzeństwa umarło bardzo wcześnie. – Rodzina Martin należała do lepiej sytuowanych w mieście: Ludwik był wziętym zegarmistrzem, a Zelia koronkarką – opowiada Barbara Bance. Stoimy w długiej kolejce do Buissonnets, domu rodzinnego Teresy. Ludwik Martin przeniósł się tutaj z Alançon wraz z dziećmi po śmierci żony.
Jest środek tygodnia, ale chętnych do zwiedzania nie brakuje. Są Francuzi, Belgowie i Niemcy, a nawet pielgrzymi z Brazylii. W środku doskonale zachowane pomieszczenia. Żadnego przepychu, ale styl urządzenia domu świadczy o tym, że faktycznie nie była to biedna rodzina. Na pierwszym piętrze pokój, w którym Tereska spędziła sporo czasu w łóżku w czasie choroby. Naprzeciw łóżka figura Maryi, na którą patrzyła w czasie choroby, prosząc o wstawiennictwo. Dziewczyna twierdziła, że 13 maja 1883 roku figura uśmiechnęła się do niej. Po tym wydarzeniu choroba ustąpiła.
Do Karmelu wstępuje wcześniej jej siostra Paulina, a później również Maria i Leonia. Teresa nie kryje, że ma podobne plany. Po wielu przeciwnościach (ma zaledwie 15 lat) dołącza do sióstr. Sama krótko komentuje swój główny cel: „Przyszłam ratować dusze i przede wszystkim po to, aby się modlić za kapłanów”. Przyjmuje imię Teresy od Dzieciątka Jezus, a później dodaje jeszcze – od Najświętszego Oblicza.
Doktorat za miłość
Najwyraźniej nie wystarcza jej jednak rola „szarej zakonnicy”, marzy o wielkich dokonaniach. „Odkrywam w sobie także powołanie Wojownika, Kapłana, Apostoła, Doktora, Męczennika” – pisze Teresa. I rozwija myśl: „Chciałabym oświecać dusze jak Prorocy, jak Doktorzy; mam powołanie, by być Apostołem... chciałabym przemierzyć świat, głosząc Twoje imię" – wylicza niemal jednym tchem.
Mało tego, nie ukrywa, że trochę zazdrości księżom: „Czuję w sobie powołanie Kapłana; z jakąż miłością, Jezu, trzymałabym Cię w swych rękach, kiedy na mój głos zstępowałbyś z Nieba...”. Pewnie dziś zwolennicy kapłaństwa kobiet przywołaliby te słowa na poparcie swoich postulatów. Jednak Teresa w Biblii szuka odpowiedzi na swoje pytania.
Nie przyniosło jej spokoju zdanie św. Pawła, że nie wszyscy mogą być apostołami, prorokami, że oko nie może być ręką. Szukała dalej. „Nie zniechęcając się bowiem, czytałam dalej i znalazłam zdanie, które podniosło mnie na duchu: »Starajcie się o większe dary, a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą«. I tu apostoł tłumaczy jak wszystkie, nawet największe dary są niczym bez Miłości” – pisze Teresa. To doprowadziło ją do zdania, które stało się jej „firmowym” znakiem rozpoznawczym: „W Sercu Kościoła, mej Matki, będę Miłością... w ten sposób będę wszystkim... w ten sposób moje marzenie się spełni!!!”. Ale to nie wszystko.
Karmelitanka jest świadoma swoich ograniczeń, rozumie, że wielkich dzieł nie można dokonywać codziennie, zwłaszcza przebywając za murami klasztoru. Tak rodzi się jej doktryna „małej drogi”: „Aby dowieść Ci miłości, nie mam innego sposobu jak rzucać kwiaty, czyli nie przepuścić żadnego małego wyrzeczenia, żadnego spojrzenia, żadnego słowa, skorzystać ze wszystkich najmniejszych rzeczy i czynić je z miłości...”. „Mała droga” zatem to nie porywanie się z motyką na słońce, ale wierność najprostszym, najmniejszym sprawom. Choć myśl może wydawać się banalna, była najwidoczniej zapomniana w duchowości chrześcijańskiej, skoro jej „odkrycie” przez Teresę doprowadziło Watykan do uznania jej za doktora Kościoła, a więc nauczycielkę wiary.
Noc niewiary
– Nawet niepraktykujący katolicy i w ogóle niewierzący kochają Tereskę – uważa ks. Bernard Lagoutte. Jesteśmy w jego gabinecie, tuż przy Karmelu i punkcie przyjęć pielgrzymów. Stosy dokumentów i książek porozrzucanych w twórczym nieładzie świadczą o intensywnej pracy rektora sanktuarium. – Teresa jest postrzegana jako przyjaciółka, siostra, która miała w swoim życiu takie same etapy jak większość ludzi, miała nawet wątpliwości co do swojej wiary – tłumaczy. – W czasie I wojny światowej czcili ją nie tylko żołnierze francuscy, ale też niemieccy, mieli przy sobie jej obrazki – dodaje.
Rzeczywiście, w znajdującym się parę metrów dalej muzeum można zobaczyć kieszonkowe wydanie „Dziejów duszy” (jej autorskiego zapisu przeżyć duchowych) z widocznym śladem po kuli. Żołnierz miał ją przy sobie w czasie walki. Dzięki niej przeżył, bo kula nie przebiła się do ciała. – Prawie 15 lat temu został opracowany dokument episkopatu dla katolików francuskich, mówiący o duszpasterstwie wśród osób niewierzących – ciągnie ks. Lagoutte, który był kiedyś sekretarzem Konferencji Episkopatu Francji.
– Jako świadków przywołano w tym dokumencie postać Madeleine Delbrelle, kobietę, która żyła w środowisku paryskich komunistów, oraz właśnie osobę Tereski. Dlaczego? Ze względu na to, co Teresa przeżyła w ciągu 18 ostatnich miesięcy życia. Miała wewnętrzne doświadczenie niewiary. W 1942 roku w tym domu powstało nowe seminarium duchowne, przygotowujące księży do spotkania z komunizmem. Celem tego seminarium było formowanie księży, którzy żyli w środowisku robotniczym. A więc doświadczenie młodej kobiety zamkniętej w murach klasztoru sprawiło, że stała się apostołem tego nurtu. Teresa prowadzi do tych, którzy nie wierzą – dodaje Lagoutte.
Tereska jedzie na mundial
W bazylice św. Teresy ponad 1500-osobowa pielgrzymka dzieci i młodzieży z diecezji paryskiej. Avec Thérèse de Lisieux aimons la paix qui vient de Dieu (razem z Teresą z Lisieux umiłujmy pokój, który pochodzi od Boga) – rozlega się śpiew z setek gardeł. W ruch idą żółte wstążki. To jeden z najpiękniejszych współczesnych kościołów we Francji (powstał w latach 20. XX wieku, tuż po kanonizacji Teresy). Potężna budowla powstała zaledwie w ciągu niespełna 10 lat! To tylko potwierdza, że kościół rośnie jak na drożdżach, jeśli wynika to z potrzeby wiernych, kiedy jest to inicjatywa oddolna, a nie narzucone sztucznie przedsięwzięcie. – Każdy kawałek świątyni jest zbudowany z ludzkiej ofiarności – mówi Barbara Bance. – Na przykład klucz do tabernakulum kupiono za pieniądze, które podarowała pewna kobieta po tym, jak sprzedała swoją krowę – dodaje.
– Mógłbym godzinami mówić o tym, jaki wpływ na współczesnych ma Tereska – ciągnie temat ks. Lagoutte. – Tydzień temu spotkałem młodego Brazylijczyka, chce wstąpić do seminarium, twierdzi, że dzięki Teresie. Nasza święta ma swoich wyznawców także wśród artystów. Przecież Robert Hossein, reżyser i aktor, jest wręcz fanatykiem Teresy. Dla niego odkrycie świętej było drogą do wiary – wylicza rektor. – A niedawno, w czasie mojego dyżuru w konfesjonale, podeszła 32-letnia kobieta. Zaszła w ciążę, ale jej partner nie chciał drugiego dziecka, więc je usunęła. Była w totalnej depresji. Przyjechała tutaj z powodu Teresy.
Powiedziałem jej, że Teresa napisała: choćbym popełniła wszystkie możliwe grzechy i tak rzuciłabym się w ramiona Jezusa. Wierzę, że to Teresa przyprowadziła tę kobietę do mnie. Najpierw płakała, ale wyszła z konfesjonału z nadzieją – mówi. – Najbardziej zadziwiające jest nawet nie to, co Tereska zrobiła za swojego życia, ale to, co działo się po jej śmierci w Kościele – uważa rektor Lagoutte. No tak, przecież marzyła o misjach. I od 1994 roku jej relikwie są nieustannie w drodze. Najpierw odwiedziły wszystkie diecezje Francji, potem wędrowały po Europie. W Londynie zgromadziło się wokół niej 100 tys. osób. A w czerwcu tego roku, w czasie mundialu, tysiące wiernych i kibiców przychodziło do niej w RPA.
Najlepsze róże rosną na placu Pigalle
W drodze do Orleanu, gdzie mamy śledzić inną patronkę Francji, Joannę d’Arc, zatrzymujemy się w Paryżu. Schodzimy z Montmartre, dzielnicy paryskich artystów i zagranicznych snobów, w kierunku placu Pigalle, znanego na całym świecie bynajmniej nie z kasztanów. Różowe i czerwone neony sex shopów i domów uciechy, charakterystyczny budynek najstarszego kabaretu erotycznego „Moulin Rouge”, a kilka kroków dalej… zdjęcie Tereski. Stoi na małym transparencie na chodniku. Zaprasza do środka. W ciasnym i dusznym pokoju trwa adoracja Najświętszego Sakramentu. Cicha modlitwa i pełne ducha śpiewy. Od lat Wspólnota Emmanuel organizuje tutaj modlitwę o nawrócenie miasta.
Miejsce nieprzypadkowe. A Tereska? – Jest najbardziej rozpoznawalną świętą, więc postawiliśmy ją na ulicy dla zachęty – mówią nam na zapleczu dziewczyny ze wspólnoty. – Tak, przychodzą tu również kobiety pracujące w domach publicznych – potwierdzają. Tereska z pewnością w grobie nie przewraca się ze zgorszenia. Przeciwnie, sypie – jak obiecała – kolejne płatki róż. Również na plac Pigalle. W głowie dźwięczą jej słowa: „Jedyne, o co Herod oskarżył Jezusa, to szaleństwo. I ja się z nim zgadzam! Tak, gdyż szaleństwem z Jego strony było poszukiwać małych, ubogich serc ludzi śmiertelnych, aby stać się ich królem. Nigdy nie będziemy w stanie posunąć się do szaleństw, do których On posunął się dla nas, i nigdy nasze czyny nie zasłużą na to miano, gdyż są bardzo rozumne i daleko im do tego, czego nasza miłość chciałaby dokonać”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Jesteśmy z was dumni, ponieważ pozostaliście tymi, kim jesteście: chrześcijanami z Jezusem” .
Ojciec Święty otworzy też Drzwi Święte w Bazylice Watykańskiej i rzymskim więzieniu Rebibbia.
To nie tylko tradycja, ale przede wszystkim znak Bożej nadziei.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).