– 600 ewangelizatorów to ludzie z różnych grup i to jest najpiękniejsze doświadczenie Przystanku Jezus! Jesteśmy bardzo różni, ale w tym dziele jesteśmy jedno – zauważa ks. Artur Godnarski.
Dzielić się Dobrą Nowiną z uczestnikami Festiwalu Pol’and’Rock Festival w Kostrzynie nad Odrą przyjechali niemal z każdego zakątka Polski. Oczywiście nie zabrakło też gości z zagranicy – z Anglii, Austrii, Niemiec, Francji, Słowenii, Słowacji i Stanów Zjednoczonych. To ludzie z różnych grup i wspólnot. – Przykładowo 210 mężczyzn i 195 kobiet miało doświadczenie Szkół Nowej Ewangelizacji. Z Kursów Alpha skorzystało 62 mężczyzn i 64 kobiety. Z Ruchu Światło–Życie jest 61 mężczyzn i 74 kobiety. 150 mężczyzn i 135 kobiet skorzystało z ćwiczeń duchowych św. Ignacego Loyoli. Są też osoby z Odnowy w Duchu Świętym, Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, Neokatechumenatu, duszpasterstwa akademickiego, Ruchu Rodzin Nazaretańskich i wiele, wiele innych – wyjaśnia ks. Artur Godnarski, sekretarz Zespołu KEP ds. Nowej Ewangelizacji.
To nie ideologia
Owoce Przystanku Jezus są różnorodne. Nawrócenia, o które wszyscy pytają, oczywiście są. – W tym roku będzie z nami Norbert. Co ciekawe, jest on mieszkańcem Kostrzyna, który w ubiegłym roku znalazł się pod naszym namiotem i doświadczył bardzo bliskiego spotkania z Panem Jezusem. Jego życie naprawdę wywróciło się do góry nogami. Teraz był na Sunrise Festival w Kołobrzegu, aby tam ewangelizować – wyjaśnia ks. Godnarski. Ale są też inne owoce. Kościół na PJ, jak podkreśla ks. Godnarski, doświadcza witalności i dynamizmu Dziejów Apostolskich. – Świeccy i duchowni odzyskują świadomość misyjną i mają też doświadczenie bycia w misji, nie w teorii, ale w praktyce. To miejsce, gdzie dzielenie się Ewangelią staje się tak naturalne jak oddychanie, dzięki czemu ci ludzie, zapaleni Bożą zapałem, są w stanie odpowiedzieć na apel papieża Franciszka, aby być misjonarzami w swoich środowiskach już po powrocie z Przystanku Jezus. Najważniejsze jest to, abyśmy się nauczyli w taki sposób na co dzień funkcjonować w Kościele, aby stał on się Kościołem kerygmatycznym. Ktoś powie, że to jest ideologia. Nie! Ideologia jest wtedy, kiedy się tylko o tym mówi, a nic się nie robi. My ciągle nie rozumiemy potencjału, który mamy w swoich parafiach. To od nas, duszpasterzy zależy, czy zmienimy oblicze naszych parafii – dodaje.
Kościół powinien tu być
Na Przystanku Jezus nie zabrakło naszych diecezjan. Po raz dziesiąty wzięła w nim udział katechetka Anna Gordziejewska z Gorzowa Wlkp. – Już za pierwszym razem Bóg dał mi takie doświadczenie, że trafiłam na człowieka, do którego przemówiło świadectwo mojego życia. Udało nam się porozmawiać, on na koniec uznał Jezusa za swojego Pana. To było dla mnie pierwsze bezpośrednie doświadczenie ewangelizacji. Co roku to spotkanie jest inne. Trzeba po prostu słuchać Pana Jezusa – wyjaśnia Ania. – Wciąż tu przyjeżdżam, bo chcę się dzielić moim doświadczeniem Boga. Chcę dawać Jezusa innym i czuję, że Bóg mnie wzywa, aby ewangelizować nie tylko tutaj, ale też na co dzień, w moim rodzinnym mieście, z naszą wspólnotą i zespołem Serce Uwielbienia. Jak się odkryje taki skarb, to człowiek chce się tym skarbem dzielić. Bóg może być tym skarbem dla każdego i nigdy się nie wyczerpie – dodaje. Po raz pierwszy na Przystanku Jezus był Rafał Zawadzki z Gorzowa Wlkp. – Wcześniej jeździłem na Woodstock, byłem niewierzący. Gdy widziałem kogoś z Przystanku Jezus, to szybko ruszałem w drugą stronę. Siedem miesięcy temu się nawróciłem i miałem potrzebę przyjechać do innych ludzi, aby im mówić o swoim spotkaniu z Bogiem – mówi Rafał. – Dziś jako człowiek nawrócony wiem, że Kościół powinien tu być – dodaje.
Zbliżenie światów
Felieton ks. Andrzej Draguły
Kiedy ukaże się ten felieton, będzie już po Przystanku Jezus. Ewangelizatorzy się rozjadą, pole namiotowe opustoszeje. To już kolejne pokolenie przystankowiczów. Wielu z nich pewno nawet sobie nie zdaje sprawy, jak dramatyczne były początki tej inicjatywy. Kiedy czytałem pierwsza informacje o tegorocznym Przystanku Jezus, siła rzeczy wróciłem do czasów, kiedy zrodziła się jego idea. To było w Żarach jakieś 20 lat temu. Początki były trudne. Pamiętam je dobrze, bywałem wtedy na Przystanku jako jego rzecznik prasowy. Najtrudniej było przekonać Jurka Owsiaka i resztę organizatorów, ze nasza inicjatywa nie była wymierzona przeciwko komukolwiek. Wtedy zrozumiałem, że to, co w ewangelizacji najtrudniejsze, to uświadomienie odbiorcy, ze ewangelizator nie jest wrogiem czy krzyżowcem, a głoszenie Ewangelii to nie walka mająca na celu pokonanie kogoś i zepchniecie do narożnika. Biskup Edward Dajczak nie przestawał nas napominać: „Pamiętajcie, ze nie przyszliście jako lepsi do gorszych”. Trzeba przyznać, ze niezrozumienie tego, czym jest PJ, przychodziło nie tylko ze strony organizatorów czy niektórych mediów i środowisk liberalnych. Także w Kościele nie wszyscy byli przekonani do jego organizacji. Ba, toczyły się nawet dyskusje, czy obecność tam kleryków albo sióstr zakonnych nie jest nazbyt gorsząca. Ale to właśnie zdjęcia przedstawiające półnagich woodstockowiczów z irokezem na głowie w towarzystwie zakonnic stały się najbardziej emblematyczne. To nie jest wojna światów. To raczej zbliżenie światów, które na co dzień żyją obok siebie. A takich zbliżeń jest wciąż za mało. Tylko wzajemne poznanie może pokonać dominującą nieufność.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.