Lubimy do nich wracać. Dobrze się w nich czujemy. Są dla nas wyjątkowo ważne, były w naszym życiu szczególnym przystankiem. Można rzec, że są w podwójnej mierze „kultowe”.
Tłum dostał amoku. Szturmował sklepy w poszukiwaniu win Chianti i Brunello di Montalcino, toskańskich słodyczy i serów. Mieszały się języki, ale przeważał niemiecki. Na ulice Sieny wyległy tysiące turystów z aparatami. Ludzi ogarnęło szaleństwo. Można było dostać oczopląsu. Ukryłem się w gigantycznym kościele San Domenico.
Poczułem chłód. Wreszcie mogłem odetchnąć! Jak nigdy dotąd poczułem, jak prawdziwe są słowa ks. Szymika: „najpiękniejsze, co mogło się przydarzyć tej ziemi, to chrześcijaństwo”. I po raz kolejny dotarło do mnie, dlaczego kocham tę kolosalną świątynię, na której dachu sześcioletnia Katarzyna ujrzała scenę, która radykalnie odmieniła jej życie. Zobaczyła potężny tron, na którym siedział sam Jezus. Była tak poruszona, że ślubowała Mu dozgonną wierność i zachowanie dziewictwa.
To tu prowadziła długie rozmowy z Jezusem. Dopiero po chwili zorientowałem się, że trafiłem tu 29 kwietnia… we wspomnienie Katarzyny! To tu po raz pierwszy pomyślałem o rankingu „ukochanych świątyń”.
Wybieram dominikanów w Sienie. Pamiętam, jak złośliwe starsze rodzeństwo pokazało przed dwoma laty małemu Nikodemowi relikwiarz z palcem świętej: „Wiesz, dlaczego odpadł? Bo jak ty ssała kciuk!”. Malec przez pewien czas na hasło „Siena” reagował traumatycznie. Pamiętam, jak wiele lat wcześniej uspokajałem jego starszego brata: „Wytrzymaj do końca Mszy. Gdy Katarzyna była w twoim wieku, na dachu zobaczyła tron Jezusa”. „A poprosiła Go o moc zamrażania?” – zaciekawił się. – „Nie” – bąknąłem zbity z tropu. „Nie poprosiła?” – był wyraźnie zawiedziony.
Sanktuarium Róży Duchownej w Gostyniu
Patrzysz i wiesz
Z subtelnościami kadzidła miesza się zapach spowiadających się tłumnie grzeszników i wiatr od świeżo nawiezionych pól. Najpierwsze skojarzenia zazwyczaj pozostają na całe życie. Dobrze, że z zapachem związane, a nie z kolorem, bo myślę o sanktuarium Róży Duchownej. Wzniesienie, które jeszcze przed nastaniem chrześcijaństwa było miejscem sprawowania pogańskiego kultu. „Święta Góra” – sanktuarium maryjne w Gostyniu (Wielkopolska). Sacrum wymieszane z profanum (jak te zapachy kadzideł i pól), bo to święte miejsce plądrowano i niszczono, kościół zamieniono onegdaj na cegielnię, a przedmioty kultu sprofanowano. Obecnie to monumentalna bazylika w barokowym stylu. Króluje obraz Madonny z wypisanym: „Witaj, Rodzicielko białego jak śnieg Kwiatu”. Patrzysz i wiesz. A właściwie nie potrzebujesz już nic wiedzieć.
ks. Adam Pawlaszczyk
Bazylika św. Klemensa w Rzymie
Spokój w wielkim mieście
W tym kościele przez wieki znajdował się grób jednego z Apostołów Słowian, św. Cyryla. Położony w jednej z bocznych uliczek między Koloseum a bazyliką św. Jana na Lateranie, z zewnątrz nie robi wrażenia. Ot, jeden z wielu małych rzymskich kościołów. Jego wystrój też jest dość skromny. Mimo to zawsze, gdy jestem w okolicy, muszę do niego wejść. Bo niesamowita jest jego atmosfera. Przed wejściem – mały placyk z podcieniami i wodotryskiem, gdzie zmęczeni gwarem miasta i piekącym słońcem mogą odpocząć. W środku, w absydzie, przepiękna mozaika. Z krzyżem, z którego niejako korzeni wyrastają bujne pnącza i który obsiadają ptaki. Bo krzyż to drzewo życia. Z tej śmierci zrodziło się nasze i całego świata życie. W tym kościele człowiek postawiony zostaje przed wyborem: rozgardiasz świata czy pokój, jaki przynosi Chrystus. I nie ma wątpliwości, co lepsze.
Andrzej Macura
Bliżej nieba się nie da
Prosta, drewniana, góralska kaplica wysoko w Tatrach, do której pielgrzymuję zawsze, gdy jadę w góry. Miejsce dla mnie szczególne, bo poza sezonem ciche i wyłącznie „dla mnie”. Prowadzą do kaplicy dwie drogi. Jedna ciut trudniejsza, choć krótsza. Druga prosta, dłuższa, „widokowa”. Trochę jak w życiu: wiele dróg do nieba, wiele sposobów, by zdobyć szczyt. Potem modlitwa przed Matką Bożą Jaworzyńską, przed Panią na Wiktorówkach. Panią, która lat temu ponad 150 wybrała to miejsce i ukazała się młodziutkiej góralce. A po modlitwie, po Mszy św. dominikańska, słynna herbatka, zabawa z kotem (labradora lepiej nie zaczepiać), a potem jeszcze wyprawa pod górkę, na Rusinową Polanę. Albo i na Gęsią Szyję, skąd – z perspektywy rozmodlonego zdobywcy – widać niemal cały świat. Ten widok zapiera dech w piersi, prowokuje do ciszy, modlitwy, kontemplacji.
Agata Puścikowska
Płacz w kościele
Sagrada Familia to coś więcej niż kościół. Przypomina średniowieczne katedry wznoszone przez kilka pokoleń. Dziś jest czas burzenia kościołów, zamieniania ich na budynki użyteczne, takie jak sklepy, baseny, biblioteki. Bóg i Jego świątynie wydają się nikomu niepotrzebne. Trwa także dekonstrukcja małżeństwa i rodziny. Czcimy samowolę i nieład, a nie wierną, ofiarną miłość w rodzinach. A w środku miasta, które może uchodzić za symbol (po)nowoczesnej Europy, powstaje świątynia ku czci Boga, który stał się człowiekiem. I ku czci Świętej Rodziny! To znak przekorny, idący pod prąd. Byłem tam tylko raz. W środku rozpłakałem się. To było wzruszenie wywołane architekturą Gaudiego. Ale też skurcz serca. Z bólu, że ten świat chrześcijańskiego piękna i ładu, wpisany w historię Europy, ginie na naszych oczach. Ale w Barcelonie wciąż budują Sagradę. To znak dający nadzieję.
ks. Tomasz Jaklewicz
Kościół Znalezienia Krzyża Świętego w Wiśle
Czym pachnie Kościół
Drewno i lilie – ta mieszanina zapachów zawsze uderza mnie, kiedy wchodzę do kościoła Znalezienia Krzyża Świętego w Wiśle. Niby nic nie znaczący szczegół, ale we mnie otwiera mnóstwo wspomnień, których nie da się sprowadzić do prostego sentymentu. To raczej pamięć duchowa. W tym kościele modliłem się podczas rekolekcji oazowych – i jako uczestnik, i jako animator. Przeżyłem tu wiele Mszy i spowiedzi; ten kościół był cichym świadkiem mojego dojrzewania, podejmowania ważnych decyzji. Wpadałem tu też podczas wędrówek po Beskidach i zawsze miałem wrażenie, że ta świątynia, wraz z jej szczególnym wezwaniem, jest jakimś punktem orientacyjnym, węzłową stacją na mapie mojego życia. Przypomina mi o tym, co otrzymałem, ale także o tym, co utraciłem. Dobrze wiedzieć, czym pachnie nasz kościół, także ten przez duże „K”.
Szymon Babuchowski
Kościół św. Jadwigi w Chorzowie
Jak w domu
Gdy po kilkuletniej tułaczce po świecie wróciłem na Śląsk, wśród wielu rzeczy, które dały mi odczuć, że znów jestem u siebie, szczególnie ważna okazała się bliskość miejsc i osób, które przez lata były punktem odniesienia w moim doświadczeniu Kościoła. Parafia św. Jadwigi w Chorzowie jest jednym z takich miejsc; w pewnym sensie symbolem jakiejś ciągłości w moim dość „rozrzuconym” po świecie życiu. Cenię to miejsce – więcej: środowisko – za traktowanie serio i z wiarą liturgii, za dbałość o jej piękno, zwłaszcza muzyki i śpiewu, które nie są dodatkiem, ale jej nieodłączną częścią. Bliska jest mi zwłaszcza wrażliwość „Jadwigi” na czytelność znaków sakramentalnych – chrzest dzieci w Wigilię Paschalną i Pierwsza Komunia Święta w Wielki Czwartek nie są tu żadnym „eksperymentem” liturgicznym, tylko autentycznym świętem wiary.
Jacek Dziedzina
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.