Ludzie, którzy się z Boga narodzili będą innych traktować jak braci. Będą pochylać się nad tymi, którzy potrzebują pomocy i wsparcia. Nie zamkną swych serc i uszu na wołających o pomoc – mówił podczas Pasterki w katedrze gnieźnieńskiej abp Wojciech Polak.
Publikujemy pełny tekst homilii Prymasa Polski
Zebraliśmy się dziś w katedrze w środku nocy. Na zegarze minęła już północ, a oto i my usłyszeliśmy wołanie: Oblubieniec nadchodzi. Usłyszeliśmy radosną wiadomość: dziś w Betlejem, w mieście Dawida, narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan. Usłyszeliśmy, że tej właśnie nocy spełnia się to, co kiedyś zapowiadał prorok Izajasz wskazując, że w ciemnościach zajaśnieje światło (…) albowiem Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany. Usłyszeliśmy, że właśnie dziś ukazała się łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom. Nasz Bóg, nasz Zbawiciel – jak przypomniał nam w tym roku w czasie swojej lipcowej homilii na Jasnej Górze papież Franciszek – nie wkroczył bowiem na ten świat w pełnym majestatu, triumfalnym, królewskim pochodzie.
Jego przyjścia nie poprzedzały jakieś nadzwyczajne zjawiska na ziemi i na niebie. Nie było spadających gwiazd. Nie oglądaliśmy dziś zaćmień słońca czy księżyca. Bo choć ciemności tej nocy rozproszyło światło, choć chwała Pańska i nas, jak kiedyś betlejemskich pasterzy, zewsząd oświeciła, Bóg nie ukazał się nam jednak jako oślepiające słońce. Nie zajaśniał nam jak błyskawica. Nie rozerwał niebios, by zstąpić.
On przyszedł do nas w sposób najprostszy z możliwych – jako dziecko zrodzone przez matkę. Będąc Bogiem, stał się człowiekiem. I nie uczynił tego w jakiś cudowny sposób, ale w jak najbardziej ludzki. Urodził się w Betlejem. Słuchaj tego uważnie – woła dziś i do nas św. Makary, mnich z IV wieku, uczeń św. Antoniego Opata – Nieskończony, niezrównany i niestworzony Bóg przyjął ciało, z powodu wielkiej i niezmierzonej swojej dobroci, aby, jeśli mogę ci tak powiedzieć, zbliżyć się do nas, zniżając swoją niezrównaną chwałę.
Dlaczego właśnie tak? Dlaczego w ten sposób? Dlaczego tak się to stało? Papież Franciszek – jak zwykle zwięźle i jasno – podpowie nam, że rzeczywiście Bóg postanowił, aby urodzić się jako maluczki, bo chciał być kochanym. Kochać zaś można i trzeba konkretnie: tak jak matka i ojciec kochają swe dziecko, jak małżonkowie kochają się nawzajem, jak ksiądz czy zakonnica kochają Kościół, jak uczy się miłości ten, kto coraz pełniej w swym życiu zaczyna rozumieć, że człowiek nie może żyć bez miłości (…) że, gdy ją odrzuci, pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, że jego życie jest pozbawione wówczas sensu, i będzie bez sensu, jeśli nie objawi mu się właśnie Miłość.
Umiłowani w Panu Siostry i Bracia!
Boże Narodzenie jest świętem miłości. Ona w Jezusie Chrystusie wchodzi na ten świat. Miłość wchodzi w nasz ludzki świat, który choć tak jej pragnie, bo przecież tęskni za nią człowiek, tak często nie chce czy też nie umie kochać, a nawet wręcz ostentacyjnie pokazuje, że już tego nie potrafi, nie żyje miłością. Tyle w tym świecie i w nas złości i nienawiści. Tyle wrogości i różnych uprzedzeń. Tyle wzajemnych pretensji. Tyle zła i grzechu. Tyle ludzkich łez i rozpaczy. Tyle zawiedzionych oczekiwań i niespełnionych nadziei.
Naród kroczący w ciemnościach i świat pogrążony w mroku, zainfekowany strachem i lękiem, nasycony ludzkimi tragediami i dramatami. W nim zaś ludzie, często zagubieni i oszukani. Choćby ci, wypędzeni ze swych domów, uchodzący przed wojną i śmiercią, rozpaczliwie szukający nadziei i w swej drodze ku lepszemu światu, często na morzu, umierający z nadziei.
Powiedzmy więc sobie szczerze, że tak wtedy jak i dziś scena tego świata, naszego świata – jak przypomniał nam w swej jasnogórskiej homilii papież Franciszek – nie zasłużyła sobie na przyjście Boga. A może właśnie dlatego, że tak było i tak jest, że człowiek zwiedziony przez złego pogrążył się w mroku i śmierci, że wciąż w niej brodzi i tonie, że wciąż gotów jest zabijać i niszczyć drugiego dla własnych interesów, że wciąż mu się zdaje, iż w tym wszystkim sam siebie jednak ocali i zbawi, że ma jeszcze wystarczająco sił i własnych możliwości, że uniknie katastrofy, że jej umknie, że da radę, Bóg w Jezusie Chrystusie – jak głosił nam dziś Apostoł Paweł – wydał samego siebie za nas, aby odkupić nas od wszelkiej nieprawości i oczyścić lud wybrany sobie na własność. A wtedy i my poznamy i uwierzymy, że Jego przyjście, że Jego narodzenie, że Boże Narodzenie, to wspaniały dar łaski i - jak mówił nam papież Franciszek - na powrót odkryjemy, że to sam Bóg wypełnił nasz czas obfitością swego miłosierdzia, jedynie z miłości – jedynie z miłości – zainaugurował ową pełnię czasu.
Przedziwna jest więc odpowiedź Boga. Wielka też nasza szansa. Nie musimy podejmować zmagań sami. On jest z nami. Dlatego – jak przypomniał nam z minioną środę w czasie audiencji generalnej papież Franciszek – Narodziny Chrystusa, zapoczątkowując nasze odkupienie, mówią nam o nadziei, nadziei niezawodnej, widzialnej i zrozumiałej, bo opierającej się na Bogu. Gdy bowiem On, gdy Bóg przychodzi na świat, daje nam siłę i moc. On uzdrawia nasze poranione serca. W Nim to, co jest w nas śmiercią, zostaje wskrzeszone i ożywione; co jest naszym upadkiem i grzechem – odkupione, co jest ruiną i zniszczeniem – podniesione i odbudowane, co w nas zainfekowane pogardą, egoizmem, złością czy zazdrością – oczyszczone i pojednane, co naznaczone podziałami i rozłamem – na powrót ocalone. Tak, gdy On przychodzi, gdy rodzi się Bóg, i gdy my zgodzimy się na Jego panowanie w pokoju bez granic, otrzymamy od Niego siłę, by na nowy sposób być w teraźniejszości, choć jest ona uciążliwa.
Ukazując nam, że z Jezusem, który się rodzi, otwiera się przed nami prawdziwie nowa perspektywa, nowa szansa i taka jest właśnie nasza nadzieja, papież Franciszek powiedział mocno: wbijmy to sobie dobrze do głowy: nasze własne zabezpieczenia nas nie zbawią. Jedynym zabezpieczeniem, które nas zbawi jest nadzieja pokładana w Bogu. Jest nią Ten, który człowiekiem się rodzi. Jest nią Jezus Chrystus, bo – jak powie święty Paweł – nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni. Stąd nasza radość. Stąd też, mimo tej późnej, nocnej pory, nasze świętowanie. Stąd wiara, że dziś narodził się nam Zbawiciel, którym jest Jezus Chrystus. Stąd siła, by – jak wzywał nas Apostoł Paweł – wyrzekłszy się bezbożności i żądz światowych, rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyć na tym świecie, oczekując błogosławionej nadziei i objawienia się chwały wielkiego Boga i Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa.
Siostry i Bracia w Chrystusie Panu!
Boże Narodzenie nie jest jakimś sentymentalnym wspomnieniem. Nie jest radosną pociechą, która przychodzi pośród burzliwych fal naszej codzienności. Życzymy sobie wprawdzie tego, a tym roku pewnie jeszcze mocniej niż wcześniej, aby przyniosło nam więcej pokoju i spokoju między nami, ale jego istota nie leży tylko w pogodnie i rodzinnie przeżytych świątecznych dniach. Jeśli bowiem prawdziwie przyjmiemy Nowonarodzonego, jeśli w nas, w Tobie i we mnie, Bóg się narodzi, nic nie może być i pozostać takie samo. Jest w nim przecież moc i siła do nowego życia. Jest wezwanie, by się przebudzić. Jest wołanie, by wyjść ku innym. Jest więc szansa, by się wewnętrznie odrodzić, w Jezusie Chrystusie powtórnie narodzić. Narodzić się dla Boga i dla innych.
Człowiek nowo narodzony nie będzie bezwiednie powtarzał dawnych schematów. Nie będzie wracał do tego, co było oszustwem i dążeniem jedynie do zaspokojenia własnych korzyści. Będzie otwierał swe serce i ręce ku drugim, tak jak małe dziecko, które leży w żłóbku, spontanicznie wyciąga swe ręce ku temu, kto do niego przychodzi. Niech Jezus daje nam zrozumienie tej przemiany, tego nowego narodzenia dla siebie i dla drugich. Ludzie, którzy się z Boga narodzili będą innych traktować jak braci. Ludzie, którzy się z Boga narodzili będą pochylać się nad tymi, którzy potrzebują pomocy i wsparcia. Ludzie, którzy się z Boga narodzili nie będą używać Go nadaremnie i wzywać dla zabezpieczenia swych własnych interesów czy szukać w Nim wsparcia przeciw innym. Ludzie, którzy się z Boga narodzili będą Go usilnie prosić, by sam czynił ich jeszcze bardziej otwartymi, wielkodusznymi, zdolnymi do pojednania i zgody. Ludzie, którzy się z Boga narodzili nie zamkną swych serc i uszu na wołających o pomoc, nawet jeśli dobrze wiedzą, że za tym wołaniem iść będą konieczne ofiary czy wyrzeczenia. Ludzie, którzy się z Boga narodzili mieć będą na oku nie tylko swe własne dobro, ale też i drugich. Ludzie, którzy się z Boga narodzili troszczyć się będą o dobro wspólne, odważnie i cierpliwie wznosząc fundamenty naszego ojczystego domu na demokratycznych i praworządnych zasadach. Ludzie, którzy się z Boga narodzili głosić będą prawdę o Nowonarodzonym, w którym jest nasze zbawienie i życie.
Nie będą przy tym potrzebować wiele czasu i zbędnych pouczeń. Spotykając się z miłością Boga w Jezusie Chrystusie, sami staną się jej apostołami i misjonarzami. Pójdą, by ją głosić. Pójdą, aby o niej zaświadczyć. Pójdą, aby kochać. Pójdą, aby zanieść ją tym, którzy jej dziś tak bardzo potrzebują. Niech ta święta noc napełni nasze serca nadzieją, a rozpalając w nich miłość, pozwala dzielić się nią z innymi. Amen.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.