Mimo ogromu zniszczeń chrześcijanie zaczynają powoli wracać do Homs. To efekt zawieszenia broni i wycofania się z tego miasta, po prawie trzech latach, islamskich fundamentalistów.
Obraz Homs przedstawia się tragicznie. Większość budynków jest w kompletnej ruinie. Mimo to życie powoli zaczyna się odradzać. Ludzie podnoszą z gruzów domy. Organizują też życie religijne.
Sercem miasta, a zarazem miejscem do którego pielgrzymują w tych dniach Syryjczycy, jest grób o. Fransa Van der Lugta, bestialsko zamordowanego przez dżihadystów. Mieszkańcy Homs uważają tego holenderskiego jezuitę za świętego i za jego przyczyną modlą się o pokój dla swej udręczonej ojczyzny oraz o nadzieję dla swych rodzin doświadczanych cierpieniem i bólem utraty najbliższych.
Szacuje się, że przed wojną w Homs mieszkało ponad 200 tys. chrześcijan. Po opanowaniu miasta przez fundamentalistów większość uciekła. W ostatnich dniach, jak mówią źródła kościelne, do miasta powróciło ok. 2 tys. chrześcijańskich rodzin. Pracują one wśród ruin, by odbudować swe zniszczone domy i w dawnym miejscu zacząć życie na nowo.
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.