Rozpoczynając współpracę z Domem Serca, należy być gotowym, że to jego członkowie wskażą miejsce posługi – opowiada Agacie Bruchwald Paulina Szramowska z parafii bł. Michała Kozala w Ryjewie, która w październiku rozpoczyna pracę na misji.
Agata Bruchwald: Skąd wziął się pomysł, by wyjechać na misje?
Paulina Szramowska: Zawsze myślałam, że gdy skończę studia, będę mieć męża i dzieci. Ten czas się zbliża i jestem sama. Zaczęłam się zastanawiać, w jaki sposób mogłabym się realizować poza małżeństwem. Będąc w Hiszpanii na Erasmusie, zaczęłam zadawać Bogu pytania: „Co mam dalej robić? Jak poza małżeństwem mogę kochać bezwarunkowo?”. Wtedy Pan Bóg podsunął mi pomysł, by pojechać na misje. Po powrocie do Polski zobaczyłam plakat Domu Serca. Zaczęłam zagłębiać się w charyzmat wspólnoty i dowiedziałam się, że polega on na współczuciu i pocieszeniu. Zakochałam się. Poczułam się, jakbym znalazła swój dom. Ten stan mogę porównać do momentu zafascynowania się drugim człowiekiem w momencie, gdy się w nim zakochuję.
A dlaczego Filipiny?
Rozpoczynając współpracę z Domem Serca, należy być gotowym, że to jego członkowie wskażą miejsce posługi. Wspólnota rozeznaje, czym dana osoba ma się zająć. Tak więc to nie zależało ode mnie. Uczyłam się języka hiszpańskiego, myślałam o wyjeździe do Ameryki Południowej. Nie ukrywam, że kiedy usłyszałam, że będą to Filipiny, przeżyłam szok. W ogóle nie brałam pod uwagę tej części świata. Zaczęłam poznawać kraj, szukać informacji o jego mieszkańcach. Po niedługim czasie wstąpiły we mnie radość i pokój serca. Już nie mogę się doczekać spotkania z nimi.
Jak wyglądają przygotowania do wyjazdu?
Osoba oczekująca na wyjazd odbywa półroczną formację. Są to trzy weekendy formacyjne i dwutygodniowy staż, który jest jeszcze przede mną. To czas zarezerwowany na to, by lepiej poznać charyzmat wspólnoty oraz duchowo i psychicznie przygotować się do wyjazdu. Łączy się to z nauką języka. W moim przypadku jest to tagalog, czyli język filipiński. Oczywiście cały czas się modlę w intencji misji oraz szukam sponsorów, którzy pomogą mi wyjechać na Filipiny.
Na czym będzie polegać twoja praca na miejscu?
Domy Serca nic nie tworzą. Nie budują szkół, szpitali. W myśl charyzmatu, jesteśmy z drugim człowiekiem, współczujemy mu i pocieszamy go. Założyciel wspólnoty odkrył, że to, czego potrzeba wielu ludziom, to obecność drugiej osoby. Z tego, co mi wiadomo, głównie będę się zajmować dziećmi ulicy. Mam również odwiedzać chorych, samotnych, być ich przyjacielem. Nie zapominajmy, że czasem nie trzeba fizycznie nic robić, wystarczy tylko kochać.
Na Filipiny jedziesz jako osoba świecka, czy wyjazd łączy się ze wstąpieniem do zakonu?
Jadę jako osoba świecka, ale przed wyjazdem złożę śluby: posłuszeństwa, czystości i ubóstwa. Obowiązywać mnie one będą na czas misji. Wyjazd wolontariusza ze wspólnoty Dom Serca trwa od roku do dwóch lat. Ja jadę na 14 miesięcy. Później wracam do dawnego życia.
Można zostać osobą konsekrowaną dla Domów Serca, jednak to rozwiązanie nie jest popularne. Normalny tok współpracy wolontariusza ze wspólnotą to wyjazd na misje i danie potrzebującym tego, co mogę w danym momencie. Bóg przemienia mnie w tym. Później wracam i żyję w swojej społeczności. Wielu z nas po powrocie do kraju założyło rodzinę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.