Przed Jezusem nie ma lepszych i gorszych, bardziej i mniej pobożnych, artystów ducha i prostaków.
Pod oknem plebanii jak w Warszawie na Alejach Jerozolimskich. Wczasowicze zjeżdżają na długi weekend. Coraz bardziej martwi mnie ta wyrażająca się w języku zmiana sposobu postrzegania świata, odmierzającego czas już nie świętami, ale przerwami w pracy; odległości już nie przydrożnymi figurami, ale masztami telefonii komórkowej. Więc i Boże Ciało słychać coraz rzadziej. Choć w telewizjach zapewne będzie tego święta w nadmiarze. Relacje z procesji (najczęściej biskupich) i – koniecznie – fragment kazania któregoś z hierarchów. Nawet można się domyślać jakie myśli zostaną wybrane. Jakby w tym święcie o komentowanie doczesnej rzeczywistości, nie o Pana Jezusa chodziło.
A czegóż dla Pana Jezusa się nie robi. Przed kilkoma laty jeden z gości, trochę zdegustowany skromnością naszych ołtarzy, wyznał, że w jego parafii na ten cel przeznaczono przeszło dwadzieścia tysięcy złotych. Mój Boże, pomyślałem, przecież to jedna czwarta naszego rocznego budżetu. Mimo to zazdrości we mnie nie wzbudził. Przeciwnie. Pomyślałem o jednej z pieśni. „Jak ten chleb, co złączył złote ziarna, tak niech miłość złączy nas ofiarna.” Eucharystia to święto wspólnoty. Więc patrzę jak się zmawiają, zbierają kwiaty, brzozy wiozą, dywany układają, wyznaczają do krzyża, prowadzenia księdza, feretronów i chorągwi. Strażacy, asysta, gospodarze i gospodynie, młodzież i służba liturgiczna. Ilu się zaangażuje. Nie dla telewizji, bo tu nikt nie zajrzy. Nie dla proboszcza, bo ten do niczego nie zmusza, niczego nie nakazuje, woląc radosnego dawcę od przymuszonego niewolnika.
Więc zastanawiam się, chyba nie tylko ja, co jest cenniejsze. Te wystawne ołtarze, gdy grosza nie brakuje, czy to szczere zaangażowanie, skromnie lecz z miłością. Pytanie może trochę chybione, bo i tym wystawnym pobożności odmówić nie można, więc nie ma się co licytować. Ale i nie gardzić, jak to przypomniał biskup Grzegorz podczas kongresu w Skrzatuszu.
Zanim zacząłem pisać ten komentarz zajrzałem na stronę watykańską. Z kilkudniowym wyprzedzeniem można znaleźć tam mszał na celebracje, którym przewodniczy papież. Jak wygląda Boże Ciało w Rzymie? Przeglądając liczącą kilkadziesiąt stron książeczkę przypomniałem sobie, co na początku pasterki napisał kiedyś jeden ze znajomych. „Jak ja kocham prostotę rytu rzymskiego.” Rzeczywiście, papieskie Boże Ciało emanuje prostotą. I różni się trochę od naszego. Znalazłem tych różnic siedem. Przede wszystkim liturgia rzymska zachowała sekwencję Lauda Sion (Chwal Syjonie). Dalej nie ma czterech ołtarzy. Za to zachowany jest zwyczaj przemieszczania się z jednej bazyliki (Lateran) do drugiej (Bazylika matki Bożej Większej). U nas z reguły procesja zmierza do tego kościoła, z którego wyszła. Podczas procesji śpiewa się między innymi Litanię do Imienia Jezus (ten zwyczaj za rok wprowadzę w naszej parafii). Litania jest przerywana odmawianymi przez uczestników procesji modlitwami. W tym roku zaproponowano krótszą modlitwę bł. Pawła VI i dłuższą – św. Gertrudy z Helfty. Cała liturgia, jak jest w rzymskim zwyczaju, kończy się antyfoną maryjną i recytacją Pater noster, Ave Maria i Gloria Patri. (Może to dobry pomysł na czas, gdy tradycyjne Boże coś Polskę niektórych bardziej dzieli niż łączy.)
Wracając do naszych procesji. Stara sentencja świętych ojców przyszła mi go głowy i nią chcę zakończyć. „Nie porównuj. To prowadzi albo do pychy, albo do przygnębienia.” Przed Jezusem nie ma lepszych i gorszych, bardziej i mniej pobożnych, artystów ducha i prostaków. Są dzieci umiłowane. To dla nich On przychodzi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).