Pamiętacie z podstawówki? Na tablicy zjawiały się przedziwne ułamki i padało hasło: trzy minuty na znalezienie wspólnego mianownika. Zatem – znajdź wspólny mianownik ostatnich wydarzeń.
Strażak z narażeniem życia ratujący dziecko, lekarz odmawiający aborcji, żołnierze co rakietą zestrzelili samolot, ich mocodawcy, kierowca czerwonej hondy w Sopocie... Zestawienie, zdaję sobie sprawę, budzące sprzeciw.
Pamiętacie z podstawówki? Na tablicy zjawiały się przedziwne ułamki i padało hasło: trzy minuty na znalezienie wspólnego mianownika. Zatem – znajdź wspólny mianownik wspomnianych wydarzeń. Oczywiście, chodzi o sumienie. Trzeba dodać, że ów wspólny mianownik raz opatrzony jest znakiem dodatnim, w innym miejscu – ujemnym. W życiu jak w matematyce.
Słowo „sumienie” często wraca w medialnej dyspucie (czasem przypominającej awanturę). Jedni wskazują sumienie, jako najwyższe dobro, inni radzą zostawić je w domu albo i w zakrystii. Te ostatnie sugestie dotarły do nas ze świata polityki, co jest niepokojące. Zastanawiam się, czy aby wszyscy mówiąc „sumienie” myślą o tym samym. Klikam więc w ikonkę „Słownika języka polskiego” i wklejam następujący tekst: „Sumienie – właściwość psychiczna, zdolność pozwalająca odpowiednio oceniać własne postępowanie jako zgodne lub niezgodne z przyjętymi normami etycznymi; świadomość odpowiedzialności moralnej za swoje czyny, postępowanie”. Właściwie można by się zgodzić z taką definicją. Tyle, że „zdolność psychiczną” uściśliłbym wskazaniem na rozum. A nieco mętne odwołanie się do norm etycznych i zgodność (bądź niezgodność) z nimi zastąpiłbym prostym określeniem „dobre lub złe”.
Do Wikipedii też zaglądnąłem. Ze znalezionym tam określeniem nie mogę się jednak zgodzić. Wątpliwości budzi już pierwsze zdanie: „Sumienie – w niektórych religiach i nurtach etycznych wewnętrzne odczucie pozwalające rozróżniać dobro i zło”. Dlaczego „w niektórych”? Czy sumienie nie jest powszechnym doświadczeniem ludzkości? I dlaczego „odczucie”? Bo odczucia należą do reakcji subiektywnych.
Czym zatem jest sumienie? Jest osądem rozumu praktycznego, który pozwala ocenić własne czyny (zarówno zamierzone jak i już dokonane) jako dobre bądź złe. To zakłada oczywiście istnienie jakiegoś systemu etycznego, który dana osoba zaakceptowała. A jeśli ktoś nie zaakceptował żadnego systemu? Albo w ogóle o tym nie myśli? To stworzył sobie własny. Ale nie można poruszać się po świecie z własnym systemem, tak jak nie można mieć własnych zasad ruchu drogowego. Inaczej będzie się niebezpiecznym dla siebie i otoczenia – przypadek nader częsty w Polsce.
Wielką biedą współczesnego świata, czy może lepiej powiedzieć: naszej schyłkowej cywilizacji, jest odejście od wspólnego, zawierającego konieczne minimum reguł systemu etyczno-moralnego. Gorzej – wyśmiewanie takowej potrzeby. Gorzej – tworzenie własnych, subiektywnych reguł nie wpisujących się w żaden system. Gorzej – zaniechanie, a nawet tępienie wychowania w świadomości etycznej kolejnego pokolenia. Gorzej – oduczanie posługiwania się umysłem na rzecz prymitywizmu kojarzenia wybranych treści.
To, com napisał, mógłby powiedzieć także człowiek niewierzący. Jako chrześcijanin dodaję: wielkim dramatem naszej cywilizacji jest odejście od Dekalogu i Ewangelii. Nawet nie w ich warstwie religijnej, ale w ogólnoludzkiej warstwie etycznej. Jest to dramat cywilizacji, ale ani koniec świata, ani koniec dobra w ludzkim świecie. Ziarna kiełkującego nowego oblicza ziemi na pewno istnieją, niektóre już widać. Ważne, byśmy w tym dziejowym procesie znaleźli się ze wspólnym mianownikiem opatrzonym znakiem „plus”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.