A wszystko przy okazji zaduszek. Księżowskich zaduszek...
Msza za zmarłych księży. Zwyczaj praktykuje wiele diecezji. Chyba wzorem Rzymu, gdzie w tygodniu po Wszystkich Świętych sprawowana jest pod przewodnictwem papieża Eucharystia za zmarłych w ostatnim roku kardynałów. W tym roku będzie to 4 listopada. Okazja nie tylko do modlitwy. Odżywają także wspomnienia, tak charakterystyczne dla czasu zaduszek.
Wróciłem myślą do mojego pierwszego proboszcza. Pierwszego w kapłaństwie. Podobno ślad po nim zostaje do końca życia. Dobry lub zły ślad. Mój pierwszy proboszcz zostawił dobry ślad. Te wspomnienia (właściwie muśnięcie po wspomnieniach) są jakąś formą wdzięczności.
Pierwsze spotkanie. Zajechałem do parafii, o istnieniu której dowiedziałem się z biskupiego dekretu. Przed plebanią stał pan w sile wieku. Zmierzył mnie spojrzeniem, z jakim doświadczony rzemieślnik patrzy na dany do obróbki materiał. Ta trzcina kołysząca się na wietrze ma być moim wikariuszem? – zapytał, patrząc na wychudzony kapłański narybek. Potem był już tylko młody. Gdy od słów słuchaj młody zaczynał zdanie wiedziałem, że ma do powiedzenia coś ważnego. Nie nadużywał tej formy…
Atmosfera na plebanii (właściwie zabytkowy pałac) była rodzinna. Na początku ustaliliśmy posiłki. Kolacje każdy miał przygotowywać sobie samodzielnie. Kiedyś zszedłem na dół, bo zabrakło mi chleba. Słuchaj młody… Acha, to ważne. Od dłuższego czasu zastanawiam się po co latasz po sklepach i kupujesz produkty, skoro lodówka pełna. No.., bo…, ksiądz proboszcz powiedział, że każdy sam. Sam nie znaczy z oddzielnej lodówki. Przychodzisz kiedy pasuje i jesz. Nie czekając aż ktoś pod nos ci podsunie.
Tak już zostało. Każdy sam wcale nie znaczyło oddzielnie. Najczęściej w tej kuchni byliśmy razem. A potem były wieczory rozmów. Nie o głupotach. Nie bezsensowne kawały. Rozmowy. On prenumerował Tygodnik, ja W drodze. Wymienialiśmy się artykułami, dyskutowaliśmy, dzieliliśmy tym, co intrygowało.
Listopad był czasem weryfikacji kapłańskich ideałów. Zamyśliłem sobie kapłaństwo ubogie. Bez samochodu. Pięknie gdy świeciło słońce. Jazda rowerem lub parafialnym Ogarem do trzech punktów katechetycznych była prawdziwą przyjemnością. Ale listopad… Deszcz, zimno, błoto. Któregoś dnia ledwo wszedłem po schodach do domu. Zauważył. Wieczorem męska rozmowa. Słuchaj młody… Póki nie kupisz samochodu nie będziesz jeździł na Kaźmierki (11 km polnymi drogami). Bo ty masz służyć Panu Bogu i Kościołowi pięćdziesiąt lat, a nie wykończyć się w pierwszym roku.
Kolejną lekcję kapłańskiego posługiwania dostałem w Adwencie. Wróciłem ze spowiedzi. Jak mówią – padnięty. Wyciągnąłem jakąś kartkę, przeczytałem dwa razy, a następnego dnia zabrałem ją na ambonę. Słuchaj młody, powiedział po Mszy świętej. Wiem, przyjechałeś wczoraj późno, zmęczony. Nie dziwię się, że nie miałeś siły przygotować kazania na niedzielę. Jednak następnym razem powiedz gorsze, ale swoje. Bo po pierwszym zdaniu już wiedziałem, że wyleciałeś z nie swoim tekstem.
Sielankę przerwał mój wypadek. Przeżył go strasznie. Podobno nie był w stanie rozpocząć wieczornej Mszy świętej. Potem spotykaliśmy się przy różnych okazjach. Najczęściej w nietypowych okolicznościach. Na przykład na zakupach. Był już emerytem, ja wikariuszem w dużej, miejskiej parafii. No ładnie. Nie zauważyć swojego pierwszego proboszcza – usłyszałem gdzieś między półką z chlebem i regałem z konfiturami. Głupio mi się zrobiło. Alem nie spodziewał się zobaczyć go w tym akurat miejscu.
Ostatnie spotkanie było na drodze. Między Kołem a Brdowem. Jechaliśmy z młodzieżą rowerami nad jezioro. Minął nas żółty duży Fiat i zatrzymał się z piskiem. Ksiądz Stanisław zobaczył w lusterku byłego wikarego. Słuchaj młody… A…, zatem nie tylko spotkanie. Także coś ważnego. Mam cały bagażnik kiełbasy. (Wiecie co w 1988 roku, w epoce kartek na mięso, znaczyło mieć cały bagażnik kiełbasy?!) Was jest tylu. Rozpalicie sobie nad jeziorem ognisko i najecie się porządnie. Byłem podwójnie zdumiony. Kiełbasą, ale przede wszystkim, że zauważył we wstecznym lusterku…
Potem przyszła wiadomość o śmierci. Ślad pozostał. Czasem, gdy mam wątpliwości co robić, zastanawiam się co by zrobił mój pierwszy proboszcz. Po paru minutach namysłu słyszę, jak ktoś mówi do mnie. Słuchaj młody…
A wszystko przy okazji zaduszek. Księżowskich zaduszek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).