Jak ks. Popiełuszko został błogosławionym męczennikiem opowiada o. Gabriel Bartoszewski OFMCap.
Joanna Jureczko-Wilk: Kiedy Ojciec pierwszy raz pomyślał, że ks. Jerzy Popiełuszko to ktoś wyjątkowy?
O. Gabriel Bartoszewski: – To było trzy miesiące przed śmiercią ks. Popiełuszki, a więc w połowie lipca 1984 r. Spotkałem ks. Jerzego na wakacjach w Krynicy-Zdroju. Opowiadał mi i dwom innym kapłanom o swojej trudnej sytuacji, o wezwaniach na komisariat, pogróżkach, procesie sądowym, który wytoczono mu za rzekome akcje polityczne. Sporo mówił o duszpasterstwie wśród robotników Huty Warszawa i potencjalnych studiach w Rzymie, na które mógłby wyjechać. Wówczas powiedział: „Jak mnie władza kościelna wyśle, pojadę. Ja sam prosił nie będę”. Z dużą ekspresją dodał: „Ja się poświęciłem i ja się nie cofnę”. I wtedy my, dużo starsi od niego kapłani, zamilkliśmy, a mnie po plecach przeszły dreszcze. Pomyślałem, że ks. Jerzy jest świadomy zagrożeń. Później doszedłem do wniosku, że było to przygotowanie do jakieś wyjątkowej misji.
Tak trudnej jak męczeństwo?
– Nie ulega wątpliwości, że był to już ostatni etap dojrzewania do męczeństwa. Ale dokładnie widzimy to z dzisiejszej perspektywy.
Ks. Jerzego uznano za męczennika za wiarę. Czy to znaczy, że doceniono bardziej jego śmierć niż to, co zdziałał w życiu?
– Tego nie da się rozdzielić. Ks. Popiełuszko prowadził życie szlachetne, szczerze kapłańskie i oddane duszpasterstwu. Prawdą jest, że samo męczeństwo uświęca. Jednak współczesne prawo kanonizacyjne zwraca uwagę również na to, jakie było życie męczennika. Prowadzone cnotliwie i po chrześcijańsku, jest przygotowaniem do tej największej ofiary. W procesie beatyfikacyjnym męczennika bada się nie tylko sam moment śmierci, ale wszystko, co do niej prowadziło. Kandydata na ołtarze niejako „prześwietla się”, czy jest wzorem do naśladowania dla wiernych i osobą, którą Bóg chce się posłużyć w rozdawnictwie łask.
Co przemawiało za tym, że ks. Jerzy był właśnie taką świętą postacią?
– Dokumentacja męczeństwa (Positio super martyrio), sporządzona w toku procesu beatyfikacyjnego, liczy w druku 1157 stron, a dotyczy przecież kapłana, który w chwili śmierci miał zaledwie 37 lat. Dowiodła ona, że ks. Jerzy został pozbawiony życia przez osoby trzecie, dokonano tego z nienawiści do wiary katolickiej, oraz że kapłan przyjął śmierć pojednany z Chrystusem. Pokazała też, że żył szlachetnie, duszpastersko owocnie. W gmatwaninie prześladowań, pogróżek, był świadomy zagrożeń, a mimo to nie zrezygnował z głoszenia prawdy ani z działalności duszpasterskiej wśród robotników, pracowników służby zdrowia, studentów. Żył w kręgu wiary, miłości i służby Jezusowi i Kościołowi. Był wierny misji kapłańskiej i znamienne jest, że jego beatyfikacja odbywa się w Roku Kapłańskim.
Pojawiały się jednak wątpliwości, czy ks. Jerzy został zamordowany za wiarę, czy z powodów politycznych...
– Dokumentacja o męczeństwie ks. Jerzego podlegała ocenie kanonicznej i teologicznej przez dwa gremia w watykańskiej Kongregacji ds. Kanonizacyjnych: (Komisja konsultorów teologów i Komisja kardynałów i biskupów). Wszyscy jednogłośnie uznali, że ks. Popiełuszko poniósł śmierć męczeńską za Jezusa Chrystusa. W jego homiliach, wywiadach, pismach nie znajdziemy słowa przeciwko systemowi politycznemu. On zwracał uwagę na aspekty moralne, na życie w prawdzie, sprawiedliwości, wolności i zachowania tych wartości się domagał. Z racji misji kapłańskiej, miał do tego prawo. Wprawdzie w 1984 r. na podstawie wyrwanych z kontekstu fragmentów homilii, wiceprokurator Anna Jackowska oskarżyła ks. Jerzego o „czynienie z kościołów miejsc szkodliwej dla interesów PRL propagandy antypaństwowej”. W 1995 r. prokurator generalny wniósł z urzędu o rewizję nadzwyczajną, argumentując, że akt oskarżenia i próba procesu nie miały żadnych podstaw merytorycznych. Był to jeden z wielu sposobów dręczenia i próba zastraszenia ks. Popiełuszki. Sąd Najwyższy rewizję uwzględnił.
O tym, co działo się z ks. Jerzym po porwaniu, wiemy tylko z zeznań oprawców. Pojawiały się na przykład dwie możliwe daty śmierci.
– Pewne kręgi prawników i historyków zaczęły twierdzić, że ks. Jerzy został porwany 19 października, gdzieś był przetrzymywany i dopiero 26 października został zamordowany. Autorzy tej tezy nie potrafili podać przekonujących dowodów. Zignorowali protokół sekcji zwłok, który wyraźnie wskazuje na to, że ciało długi czas musiało leżeć w wodzie, gdyż było pokryte warstwą śniedzi i bardzo trudno rozpoznawalne. Lekarze musieli się napracować, by je odmyć i doprowadzić do porządku. Na długie przebywanie ciała w wodzie wskazuje też dokumentacja z wyjęcia go z wody, dokonana przez pracowników Urzędu Bezpieczeństwa. Oczywiście takich publikacji w toku procesu beatyfikacyjnego nie można było pominąć. Prace nad wyjaśnieniem tego problemu postulatorowi ks. dr. Tomaszowi Kaczmarkowi, przy mojej pomocy, zajęły sporo czasu. Wszystko jednak zostało wyjaśnione.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.