Wybrany do misji specjalnej

Joanna Jureczko-Wilk

publikacja 09.06.2010 07:40

Jak ks. Popiełuszko został błogosławionym męczennikiem opowiada o. Gabriel Bartoszewski OFMCap.

Wybrany do misji specjalnej HENRYK PRZONDZIONO/agencja gn Ks. Popiełuszko był wierny misji kapłańskiej i znamienne jest, że jego beatyfikacja odbywa się w Roku Kapłańskim – mówi o. Gabriel Bartoszewski

Joanna Jureczko-Wilk: Kiedy Ojciec pierwszy raz pomyślał, że ks. Jerzy Popiełuszko to ktoś wyjątkowy?
O. Gabriel Bartoszewski: – To było trzy miesiące przed śmiercią ks. Popiełuszki, a więc w połowie lipca 1984 r. Spotkałem ks. Jerzego na wakacjach w Krynicy-Zdroju. Opowiadał mi i dwom innym kapłanom o swojej trudnej sytuacji, o wezwaniach na komisariat, pogróżkach, procesie sądowym, który wytoczono mu za rzekome akcje polityczne. Sporo mówił o duszpasterstwie wśród robotników Huty Warszawa i potencjalnych studiach w Rzymie, na które mógłby wyjechać. Wówczas powiedział: „Jak mnie władza kościelna wyśle, pojadę. Ja sam prosił nie będę”. Z dużą ekspresją dodał: „Ja się poświęciłem i ja się nie cofnę”. I wtedy my, dużo starsi od niego kapłani, zamilkliśmy, a mnie po plecach przeszły dreszcze. Pomyślałem, że ks. Jerzy jest świadomy zagrożeń. Później doszedłem do wniosku, że było to przygotowanie do jakieś wyjątkowej misji.

Tak trudnej jak męczeństwo?
– Nie ulega wątpliwości, że był to już ostatni etap dojrzewania do męczeństwa. Ale dokładnie widzimy to z dzisiejszej perspektywy.

Ks. Jerzego uznano za męczennika za wiarę. Czy to znaczy, że doceniono bardziej jego śmierć niż to, co zdziałał w życiu?
– Tego nie da się rozdzielić. Ks. Popiełuszko prowadził życie szlachetne, szczerze kapłańskie i oddane duszpasterstwu. Prawdą jest, że samo męczeństwo uświęca. Jednak współczesne prawo kanonizacyjne zwraca uwagę również na to, jakie było życie męczennika. Prowadzone cnotliwie i po chrześcijańsku, jest przygotowaniem do tej największej ofiary. W procesie beatyfikacyjnym męczennika bada się nie tylko sam moment śmierci, ale wszystko, co do niej prowadziło. Kandydata na ołtarze niejako „prześwietla się”, czy jest wzorem do naśladowania dla wiernych i osobą, którą Bóg chce się posłużyć w rozdawnictwie łask.

Co przemawiało za tym, że ks. Jerzy był właśnie taką świętą postacią?
– Dokumentacja męczeństwa (Positio super martyrio), sporządzona w toku procesu beatyfikacyjnego, liczy w druku 1157 stron, a dotyczy przecież kapłana, który w chwili śmierci miał zaledwie 37 lat. Dowiodła ona, że ks. Jerzy został pozbawiony życia przez osoby trzecie, dokonano tego z nienawiści do wiary katolickiej, oraz że kapłan przyjął śmierć pojednany z Chrystusem. Pokazała też, że żył szlachetnie, duszpastersko owocnie. W gmatwaninie prześladowań, pogróżek, był świadomy zagrożeń, a mimo to nie zrezygnował z głoszenia prawdy ani z działalności duszpasterskiej wśród robotników, pracowników służby zdrowia, studentów. Żył w kręgu wiary, miłości i służby Jezusowi i Kościołowi. Był wierny misji kapłańskiej i znamienne jest, że jego beatyfikacja odbywa się w Roku Kapłańskim.

Pojawiały się jednak wątpliwości, czy ks. Jerzy został zamordowany za wiarę, czy z powodów politycznych...
– Dokumentacja o męczeństwie ks. Jerzego podlegała ocenie kanonicznej i teologicznej przez dwa gremia w watykańskiej Kongregacji ds. Kanonizacyjnych: (Komisja konsultorów teologów i Komisja kardynałów i biskupów). Wszyscy jednogłośnie uznali, że ks. Popiełuszko poniósł śmierć męczeńską za Jezusa Chrystusa. W jego homiliach, wywiadach, pismach nie znajdziemy słowa przeciwko systemowi politycznemu. On zwracał uwagę na aspekty moralne, na życie w prawdzie, sprawiedliwości, wolności i zachowania tych wartości się domagał. Z racji misji kapłańskiej, miał do tego prawo. Wprawdzie w 1984 r. na podstawie wyrwanych z kontekstu fragmentów homilii, wiceprokurator Anna Jackowska oskarżyła ks. Jerzego o „czynienie z kościołów miejsc szkodliwej dla interesów PRL propagandy antypaństwowej”. W 1995 r. prokurator generalny wniósł z urzędu o rewizję nadzwyczajną, argumentując, że akt oskarżenia i próba procesu nie miały żadnych podstaw merytorycznych. Był to jeden z wielu sposobów dręczenia i próba zastraszenia ks. Popiełuszki. Sąd Najwyższy rewizję uwzględnił.

O tym, co działo się z ks. Jerzym po porwaniu, wiemy tylko z zeznań oprawców. Pojawiały się na przykład dwie możliwe daty śmierci.
– Pewne kręgi prawników i historyków zaczęły twierdzić, że ks. Jerzy został porwany 19 października, gdzieś był przetrzymywany i dopiero 26 października został zamordowany. Autorzy tej tezy nie potrafili podać przekonujących dowodów. Zignorowali protokół sekcji zwłok, który wyraźnie wskazuje na to, że ciało długi czas musiało leżeć w wodzie, gdyż było pokryte warstwą śniedzi i bardzo trudno rozpoznawalne. Lekarze musieli się napracować, by je odmyć i doprowadzić do porządku. Na długie przebywanie ciała w wodzie wskazuje też dokumentacja z wyjęcia go z wody, dokonana przez pracowników Urzędu Bezpieczeństwa. Oczywiście takich publikacji w toku procesu beatyfikacyjnego nie można było pominąć. Prace nad wyjaśnieniem tego problemu postulatorowi ks. dr. Tomaszowi Kaczmarkowi, przy mojej pomocy, zajęły sporo czasu. Wszystko jednak zostało wyjaśnione.

Takie publikacje mogą się pojawiać, bo w sprawie zabójstwa kapelana „Solidarności” są jeszcze znaki zapytania. Czy nowe informacje w tej kwestii mogłyby wpłynąć np. na przyszły proces kanonizacyjny?


– Z punktu widzenia procesu beatyfikacyjnego lub przyszłej kanonizacji data śmierci jest ważna, ale nie jest najistotniejsza, istotny jest męczeński charakter śmierci. Nie wykluczam, że mogą pojawiać się nowe źródła, które rzucą dodatkowe światło na okoliczności zamordowania ks. Jerzego, ale to nie podważy ważności procesu beatyfikacyjnego, który miał na celu udowodnienie śmierci męczeńskiej za wiarę.

W zeznaniach jest mowa o tym, że ks. Jerzy próbował wydostać się z bagażnika, uciekać… Tak naprawdę nie wiemy, jak wyglądały jego ostatnie chwile.
– W sytuacji zagrożenia życia to były normalne odruchy samoobrony. Z zeznań wynika, że ks. Jerzy zachowywał się spokojnie, nie złorzeczył oprawcom. Wszystkie okoliczności wskazują na to, że przyjął śmierć pojednany z Chrystusem.

Zaraz po śmierci ks. Jerzego, do Watykanu zaczęły napływać prośby o wszczęcie procesu beatyfikacyjnego. Dlaczego tak długo z tym zwlekano, mimo że kult kapelana ludzi pracy rozwijał się nie tylko w Polsce?
– W moim przekonaniu to była mądra decyzja Księdza Prymasa. Zgodnie z prawem kanonizacyjnym proces rozpoczyna się na podstawie sławy świętości lub męczeństwa najwcześniej pięć lat po śmierci. Podstawą rozpoczęcia procesu jest prywatny kult o charakterze religijnym. W przypadku kultu ks. Jerzego sytuacja była złożona. Do kościoła św. Stanisława Kostki przychodzili też ludzie z innych pobudek niż religijne: chcieli się umocnić, szukali oparcia, potwierdzenia własnych przekonań. Po odzyskaniu wolności w 1989 r. część ludzi już nie gromadziła się przy kościele św. Stanisława Kostki. Mimo to kult ks. Jerzego trwał i rozwijał się, ale miał już kontekst wyłącznie religijny. Dopiero w 1990 r. Ksiądz Prymas uznał, że można wszcząć starania o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego. Stało się to 8 lutego 1997 r.

A kiedy będzie właściwy moment na proces kanonizacyjny?
– Procesu kanonizacyjnego jako takiego nie ma. Po beatyfikacji, jeżeli wydarzy się nadzwyczajne zjawisko za przyczyną bł. Jerzego, np. uzdrowienie, fakt ten zostanie zweryfikowany i udowodniony przez proces na terenie diecezji. Następnie, jeżeli zostanie zatwierdzony przez Kongregację Spraw Kanonizacyjnych, może nastąpić kanonizacja. Ostateczna decyzja należy do Ojca Świętego. O cud trzeba się modlić i cierpliwie czekać. Beatyfikacje i kanonizacje są dla Ludu Bożego i spełniają określoną misję w swoim czasie. Beatyfikacji ks. Jerzego doczekaliśmy się szybko. Ufam, że odegra ona rolę w przemianie mentalności Polaków na płaszczyźnie religijnej i społecznej, czego bardzo pragnął ks. Jerzy.