Dziś, może jak nigdy, potrzeba światu takich Vianneyów. Bo skoro jeden kapłan oddany Bogu może porwać tylu ludzi, to jest jeszcze dla nas nadzieja.
Gęsta mgła spowija okolicę Ars. Ksiądz Vianney idzie pieszo z Ecully, oddalonego o 30 kilometrów. Za nim, na wozie, jedzie cały dobytek: drewniane łóżko, trochę książek i węzełek z odzieżą. „Nie ma w Ars zbyt wiele Bożej miłości i trzeba ją tam zanieść” – słyszy w swojej głowie. We mgle zgubił drogę. Nagle na opustoszałych łąkach dostrzega grupkę pastuszków. Mówią gwarą i ksiądz Vianney musi kilkakrotnie powtórzyć pytanie, zanim go zrozumieją. Wreszcie niejaki Antoni Givre, najbardziej z nich rozgarnięty, wskazuje nieznajomemu kierunek. – Kochany chłopcze – dziękuje kapłan – ty mi pokazałeś drogę do Ars, a ja ci wskażę drogę do nieba.
Konfesjonał oblężony
Docieramy do Ars-Sur-Formans w słoneczne lipcowe przedpołudnie. Ze wzgórza tym razem widać wyraźnie miasteczko i kopuły kościoła, który od tamtego czasu bardzo się rozrósł. W miejscu, gdzie św. Jan Maria Vianney rozmawiał z pastuszkiem, stoi dziś pomnik przedstawiający tę scenę. Obserwujemy, jak jeden z tutejszych mieszkańców, przechodząc z psem, zatrzymuje się w tym miejscu na modlitwę. Klęka pod figurą, a potem siada na ławeczce i czyta Biblię. Ksiądz Vianney do dziś zbiera plony swego siewu.
Kiedy przyszedł tu w 1818 roku, wioska nie odznaczała się zbytnią pobożnością. Ludzie bez skrupułów opuszczali niedzielną Mszę, przeklinali, pracowali w niedzielę bez wyraźnej potrzeby i przepijali majątek w czterech szynkach. Mówiono, że „tylko chrzest różni ich od bydląt”. Jaka siła musiała tkwić w prostym proboszczu, który nie umiał nawet porządnie sklecić kazania, że udało mu się odwrócić tę sytuację o 180 stopni?
– Kiedyś inny ksiądz zapytał Jana Marię Vianneya: „Dlaczego u ciebie ludzie się nawracają, a u mnie nie? On odpowiedział pytaniem na pytanie: „A czy ty pościsz?” – opowiada ks. Karlo Tyberghien, oprowadzający nas po Ars.
Rzeczywiście, święty prowadził bardzo ascetyczny tryb życia – spał niewiele, żywił się głównie ziemniakami, a do pokuty za grzechy parafian służyła mu dyscyplina z kolcami, którą się biczował. W zamian otrzymał od Boga dar czytania w ludzkich sumieniach. Zdarzało się, że z długiej kolejki penitentów wyciągał tego, który najpilniej potrzebował przystąpić do sakramentu pokuty. Już po dziesięciu latach jego posługi praktykowała niemal cała wioska. Kolejki do konfesjonału ustawiały się takie, że ksiądz Vianney potrzebował pół godziny, by przejść kilkanaście metrów, które dzieliły jego mieszkanie od kościoła. – Podobno rzucał w tłum medaliki. Ludzie rozstępowali się, by je podnieść, a on korzystał z okazji i przechodził – uśmiecha się ksiądz Tyberghien.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).