Brat na ołtarzach

Łękawica, Rychwałd. Tu od lat trwała modlitwa o beatyfikację zamordowanego w Peru sługi Bożego o. Michała Tomaszka. Tu żyją dwie jego rodziny: ta, w której przyszedł na świat i poznał Boga, i ta franciszkańska, którą wybrał, by życie Bogu oddać. Obie przygotowują się do soboty 5 grudnia, kiedy w peruwiańskim Chimbote odbędą się uroczystości beatyfikacji o. Michała i o. Zbigniewa Strzałkowskiego.

Będzie pierwszym wyniesionym na ołtarze reprezentantem Żywiecczyzny. – To wielkie wydarzenie i ogromny zaszczyt dla wszystkich mieszkańców Łękawicy. Dołożymy wszelkich starań, żeby ten uroczysty moment godnie uczcić – zapewnia wójt Tadeusz Tomiczek. W Łękawicy, Rychwałdzie i całej diecezji bielsko-żywieckiej rozpoczynają się rozmowy i przygotowania do beatyfikacji. Trwają modlitwy także w Radziechowach, gdzie w pierwsze soboty gromadzą się dzieci o. Michała, czyli członkowie stowarzyszenia „Dzieci Serc”, któremu patronuje sługa Boży Tomaszek.

Z tego domu...

W rodzinnym domu w Łękawicy wciąż stoi szafa o. Michała z jego rzeczami: ubraniami i gitarą, której nie zabrał do Peru. Są jego książki, zdjęcia, których zrobił mnóstwo w Polsce i na peruwiańskiej misji. Są też pamiątki z Peru pozostawione już po jego śmierci przez odwiedzających to miejsce franciszkanów, którzy w drodze z Peru przyjeżdżali, by opowiedzieć, co się dzieje w Pariacoto. Jest przyznane pośmiertnie najwyższe peruwiańskie odznaczenie: „Słońce Peru”.

Jeden ze współbraci o. Michała, Grzegorz Sroka, znawca leczniczych właściwości ziół, ofiarował rodzinie potężny portret brata, namalowany na jego zamówienie. Pod tym portretem siadamy do stołu, by porozmawiać o początkach życiowej drogi męczennika. I o tym, jak trudno do dziś pokonać ból, który poczuli wtedy, w sierpniu 1991 roku, gdy dowiedzieli się, że zginął, zastrzelony przez terrorystów z komunistycznych oddziałów „Świetlistego Szlaku”. Siostry: Urszula Raczek i Maria Kozieł, a także brat bliźniak męczennika – Marek Tomaszek z trudem wracają do wspomnień. Co chwila w oczach pobłyskują łzy, ale są i uśmiechy...

Matczyna modlitwa

– W dzieciństwie przeżywaliśmy trudne chwile. Były też biedne chwile. Razem pracowaliśmy, żeby pomóc mamie, która po śmierci taty została sama z czwórką dzieci i swoimi rodzicami potrzebującymi opieki. Utrzymaniem była jedynie renta po tacie i gospodarstwo, więc trzeba było pracować, a Michał uczestniczył we wszystkim – wspominają tamte czasy. I przyznają, że taki pozostał do końca, również wtedy, kiedy przyjeżdżał z seminarium na wakacje. – Lubił majsterkować, a nam pomagał jeszcze robić pustaki, kiedy budowaliśmy domy – mówi Marek Tomaszek. – Nie bał się roboty. Moja sąsiadka do dziś wspomina, jak pomógł jej kosić i umiał się kosą dobrze posłużyć – dodaje Maria Kozieł. O mamie, Mieczysławie, w domu nazywanej Barbarą, jej dzieci mówią krótko: – Była bardzo dzielna i silna... – Po utracie taty baliśmy się o mamusię, więc jeszcze bardziej się staraliśmy – mówi Maria.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
25 26 27 28 29 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 1 2 3 4 5 6