O zagubionym kluczu, ostrym dyżurze i adoracji nocą z ks. Zbigniewem Godlewskim, proboszczem parafii św. Józefa Oblubieńca NMP, rozmawia Agata Ślusarczyk.
Agata Ślusarczyk: Czy to prawda, że Ksiądz nie ma klucza do świątyni?
Ks. Zbigniew Godlewski: – Myślę, że zapasowy komplet gdzieś jest, ale nigdy o niego nie pytałem. Kościół otwarty jest non stop – od 25 lat trwa tu jedyna w stolicy wieczysta Adoracja Najświętszego Sakramentu.
Kościół nie ma nawet ogrodzenia.
– Kiedy sześć lat temu przyszedłem do parafii na Koło, od razu chciałem zamontować bramę. Dostałem wówczas „reprymendę”, że otwarty kościół to największe osiągnięcie, które właśnie chcę zniszczyć.
Parafianie się przyzwyczaili, a jak reagują inni?
– Parę razy miałem nietypową rozmowę. Późno w nocy odbieram domofon, a tam kobiecy głos: „Proszę księdza, kościół jest otwarty”. „Jak to otwarty?! Pani chyba żartuje” – odpowiadam całkiem serio i idę z nią do świątyni. „No, faktycznie otwarty” – mówię zdziwiony. A po chwili wyjaśniam: u nas się kościoła w ogóle nie zamyka. Ludzie są w szoku. Gdy wchodzą do otwartej świątyni, od razu myślą, że był napad. Szybko wycofują się, żeby nie zatrzeć śladów i natychmiast informują proboszcza.
A napady były?
– Na początku byłem przestraszony. Pewnie będzie brudno, problem z bezdomnymi i kradzieżami – pomyślałem, obejmując parafię. Tymczasem ukradziono nam zaledwie dwie rzeczy o małej wartości – kociołek na wodę święconą i trybularz. Miał je jeden ze sprzedawców na pobliskim bazarze na Kole. Kilka razy w roku zdarza się, że do awanturującego się bezdomnego trzeba wezwać specjalne służby. Owszem, były czasy, że bezdomni urządzili tu sobie noclegownię, ale jasno określiliśmy zasady – w kościele nie można spać ani jeść. Wiemy, że jest to problem, dlatego w gablocie przed świątynią zamieściliśmy adresy do noclegowni.
Wielu księży nie chce otwierać kościołów, właśnie ze względów bezpieczeństwa. Coraz częściej natykamy się na kratę, szybę czy po prostu zamknięte drzwi.
– Sama obecność ludzi stale dyżurujących przed Najświętszym Sakramentem powoduje, że nie ma ekscesów. Podzieliliśmy tydzień na dni i godziny. Każdy dzień dostał pod opiekę jeden koordynator – tak wygląda działalność Bractwa Adoracyjnego, które liczy 350 członków, nie tylko z parafii. Jeden z nich na adoracyjny dyżur przyjeżdżał aż z Lublina, do tej pory z niedzieli na poniedziałek dyżuruje grupa z Tarchomina.
Chodziło, o to, aby zorganizować armię stałych adoratorów?
– Na początku tak. Wspólnie spotykaliśmy się tylko na jubileuszach, ale z czasem pojawiła się także potrzeba formacji. Od paru lat w oparciu o adhortację „Sacramentum Caritatis” odbywają się spotkania dotyczące duchowości eucharystycznej. Oprócz katechez podejmujemy także podstawowe tematy z życia chrześcijańskiego. Chodzi o to, aby Eucharystia kształtowała nasze życie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.