Beznadzieja? Szaruga? Mizeria?

A może letnie obozy, radość z wakacyjnego pielgrzymowania i genialny papież Franciszek?

Beznadzieja? Szaruga? Mizeria?

„Zauważyłem, że Polacy w kościele stają się… - nie wiedział jak to powiedzieć – Piękniejsi? Bardziej odważni? Męscy? Bardziej zorganizowani? Ciekawe. Dlaczego tam czuje się tyle siły? Jakby energię i wiarę we własne znaczenie czerpali z religijnych symboli”.

To cytat z „lat 80”. W cudzysłowie, bo książka, z której pochodzi, czyli „Obcy w kraju urodzenia”, ukazała się już w XXI wieku, ale jej akcja toczy się w ostatnich latach PRL-u i to właśnie tamtego Kościoła i tamtych Polaków dotyczą powyższe słowa.

Czytamy ją sobie ostatnio z Żoną. Nieco wcześniej machnęliśmy "Sex, disco i kasety video. Polska lat 90" (jej fragment na Wiara.pl znajdą Państwo tutaj), a teraz cofnęliśmy się o dekadę. Poniekąd do czasów dzieciństwa, ale też, w dużej mierze, do epoki, dekady wiary. Wielkiej wiary. Bo to przede wszystkim wiara (Jan Paweł II!), pozwalała trwać i przetrwać, naszym dziadkom i rodzicom, tamtą beznadzieję. „Szarugę”. Mizerię dogorywającej komuny. 

Tak było. A jak jest dziś? Naprawdę, ciężko mi o tym pisać. Jan Paweł II z herosa, giganta wiary, stał się „kremówkowym dziadkiem” (określenie Marcina Jakimowicza). Rzecz jasna prowokacyjne, też w cudzysłowie, ale sporo mówiące nam o tym, gdzie dziś jesteśmy.

Dziwnym, trudnym, smutnym i rozczarowującym czasem, był też czas pandemii. Msze raczej przed telewizorem. Tydzień w tydzień słuchamy z Żoną kazań z ekranu i za każdym razem „potakujemy”. Tzn. przysypiamy. Głowy nam lecą, oczy się kleją, szturchamy się nawzajem na kanapie, ale chwilę później… znów chce się spać.

Ponoć największymi problemami Kościoła są laicyzacja oraz skandale – obyczajowe i finansowe. Ale mam wrażenie, że ten kryzys jest (też) gdzie indziej. Skoro przez tyle miesięcy żaden ksiądz, nie był w stanie powiedzieć fajnego kazania (a w Łagiewnikach homilie głosiły biskupy, doktory, profesory), to o czym my chcemy mówić? A ile razy przyszło nam w czasie Mszy w TVP słuchać śpiewu ludzi, którym słoń na ucho nadepnął? Naprawdę, takie śpjywoki w tv? Nie można było poszukać kogoś, kto nie fałszuje?

Gdzie jest ta moc, siła, energia z lat ’80? Czyżby teraz w polskim Kościele zapanowała wspomniana już beznadzieja, „szaruga”, mizeria, która wtedy cechowała PRL?

Nie wiem. Szukam pozytywów. Kolejne festiwale, letnie obozy, radość z wakacyjnego pielgrzymowania, genialny papież Franciszek, który z Watykanu regularnie serwuje nam kapitalne rozważania i katechezy… - jednak jest się czego chycić!

Tylko za te Msze w TVP to już może - Bóg zapłać.

*

Z innych pandemicznych, lockdownowo-zdalnych wspomnień, zagra nam dziś i zaaktorzy Helge Schneider. Na poprawę humoru „Forever At Home” jak znalazł: