Kard. Wyszyński na Dzikim Zachodzie

Absurd? Cóż…

Kard. Wyszyński na Dzikim Zachodzie

W PRL-u absurdów nie brakowało, o czym najlepiej świadczą kultowe dziś filmy Stanisława Barei. Tytuł niniejszego felietonu nawiązuje jednak do filmu innego reżysera tamtych czasów. Kazimierza Kutza. Filmu, którego nigdy nie pozwolono mu nakręcić.

Mowa o „Różowym horyzoncie”. Miał on być swoistym zwieńczeniem jego śląskiej trylogii. Po świetnie przyjętych „Perle w koronie” i „Soli ziemi czarnej” (Zygmunt Kałużyński porównywał je zdaje się nawet do „Iliady” i „Odysei”), Kutz planował nakręcić cześć trzecią. Co ciekawe – westernową. Poświęconą Ślązakom, którzy w XIX wieku wyemigrowali do Teksasu i tam założyli takie miasteczka, jak Panna Maria, Cestochowa, czy Kosciuszko.

Historia to absolutnie niezwykła i jak najbardziej filmowa, a jednak PRL-owskie władze nie wydały zgody na powstanie tego filmu. Problematycznym okazał się być główny bohater filmu – ks. Leopold Moczygemba. To właśnie ów charyzmatyczny franciszkanin najpierw namawiał swych krewnych do wyjazdu do Stanów, później zaś prowadził ich, przewodził im na Dzikim Zachodzie.   

W filmie Kutza miał się w niego wcielić Franciszek Pieczka.

Nie ma mowy, panie Kutz. Żaden ksiądz nie będzie nam tu wyprowadzał ludzi z Polski. Poza tym on przypomina Wyszyńskiego!

- usłyszał reżyser w Ministerstwie Kultury, co odnotowała Aleksandra Klich w książce „Cały ten Kutz”.   

Dla nich była to propozycja dlatego nie do przyjęcia, bo kojarzyła się z osobą kardynała Stefana Wyszyńskiego. W warstwie metaforycznej istotnie tak być mogło, to się samo nasuwało (…) przywódca Kościoła katolickiego w Polsce jest ważniejszy od I sekretarza PZPR...

– wspominał sam reżyser w książce „Kino Kazimierza Kutza”.

”Różowy horyzont” nigdy więc nie powstał. Finałem śląskiej trylogii okazały się być „Paciorki jednego różańca” (mój ulubiony film Kutza), ale to nie koniec tej historii, a tym bardziej śląskich Teksańczyków.

Po latach, na deskach Teatru Śląskiego, udało się wystawić sztukę „Western”, napisaną przez Artura Pałygę, Józef Kłyk nakręcił amatorskich „Dwóch z Teksasu”, a artystka Laura Pawela chyba wciąż jeszcze pracuje nad swoim pełnometrażowym dokumentem o „Różowym horyzoncie” (więcej o jej niezwykłym projekcie tutaj).

Zaś co do potomków śląskich emigrantów, to wciąż kultywują oni dawne tradycje. W 1987 roku miał ich nawet odwiedzić Jan Paweł II. Ostatecznie do Marii Panny nie dotarł – spotkanie miało miejsce w San Antonio, ale w kościele w Marii Pannie zobaczyć można tron papieski, na którym Jan Paweł II wówczas zasiadł.

Dziś natomiast „w wielu parafiach, a nawet prywatnych domach, przechowuje się niemal jak relikwie, przywiezione z Górnego Śląska obrazy świętych, modlitewniki i narzędzia”. Ślązaków z Teksasu można też spotkać na piekarskich pielgrzymkach. Na dowód mini-galeria zdjęć, którą znajdą Państwo poniżej.

*

Felieton z cyklu Okiem regionalisty