Trzy etapy drogi

ks. Grzegorz Strzelczyk

publikacja 22.02.2019 06:00

Użyteczne jest wyróżnienie trzech etapów wrastania w Kościół - pisze ks. Grzegorz Strzelczyk w książce "Kościół - niełatwa miłość". Jakie to etapy i jakie mają znaczenie dla życia parafii?

Trzy etapy drogi ks. Tomasz Lis /Foto Gość Po emocjach związanych z nawróceniem przychodzi czas na stabilizację. Wierzący musi się nauczyć na przykład życia słowem Bożym, czyli czytania, rozważania, rozumienia i przekładania na życie Nowego Testamentu. Dalej trzeba się nauczyć systematycznej modlitwy, owocnego przeżywania sakramentów, życia we wspólnocie Kościoła poprzez żywe więzi wspólnotowe. Jeśli pominiemy ten etap, to mimo przejścia ewangelizacji człowiek nie będzie wiedział, jak żyć z Jezusem i wiarą w Niego po nawróceniu.

Fragment książki ks. Grzegorza Strzelczyka: "Kościół. Niełatwa miłość" publikujemy za zgodą wydawnictwa WAM. Książkę można wygrać w naszym konkursie.

Różnie możemy opisywać rozwój wiary dorosłego chrześcijanina. Użyteczne jest wyróżnienie trzech etapów wrastania w Kościół. Każdy je w jakiś sposób przechodzi, warto więc, żeby parafie organizowały się w sposób umożliwiający wspieranie swoich członków na tej drodze.

Trzy etapy drogi   wydawnictwowam.pl ks. Grzegorz Strzelczyk: "Kościół - niełatwa miłość". Wydawnictwo WAM Etap pierwszy, związany albo z początkiem wiary w ogóle, albo z przejściem od biernego uczestnictwa w praktykach kościelnych do wiary bardziej żywej, to moment odkrycia Chrystusa, Boga Ojca i Ducha Świętego jako żywego Boga, któremu chce się zawierzyć życie. Odkrycie to związane jest zwykle z głoszeniem – wspólnotowym, zorganizowanym, albo indywidualnym, niejako prywatnym – Dobrej Nowiny (kerygmatu).

Nazywamy to najczęściej okresem ewangelizacji. Temu służy na przykład Kurs Alfa, Seminarium Odnowy Wiary czy „eventy” ewangelizacyjne. Motorem tych działań jest zwykle z jednej strony świadectwo wiary chrześcijan, a z drugiej działanie Bożego Ducha w sercu człowieka, który za chwilę ma przeżyć nawrócenie.

Ten etap – właśnie dlatego, że wiąże się z nawróceniem – bywa bardzo intensywny emocjonalnie. Takie przeżycie też jest przydatne, jeśli wspiera człowieka w podjęciu decyzji pójścia za Chrystusem. Zwłaszcza w obecnej sytuacji, gdy coraz więcej katolików „kulturowych” odchodzi od życia kościelnego, każda parafia powinna proponować swoim jeszcze niezaangażowanym członkom przejście przez ewangelizację. Musimy próbować trafić z Dobrą Nowiną do tych, którzy są słabo wierzący lub niewierzący, którzy są na peryferiach życia kościelnego. Przejście jak największej liczby katolików od bezwładu przyzwyczajenia do świadomej wiary to „być albo nie być” masowego Kościoła w Polsce.

A jeśli już ktoś, do kogo dotrze Dobra Nowina, poczuje całym sobą, że chce iść za Jezusem, przychodzi czas na etap drugi, niezwykle trudny. Trzeba wtedy – mówiąc metaforami Pawłowymi – porzucić mleko, którym jesteśmy karmieni, na rzecz pokarmu stałego. To czas dojrzewania w wierze. Nazywamy to okresem mistagogii albo deuterokatechumenatu. Podobny jest on do starożytnej praktyki stosowanej trochę przed, a trochę po przyjęciu chrztu. Następował wtedy okres wtajemniczenia w wiarę.

Po emocjach związanych z nawróceniem przychodzi czas na stabilizację. Wierzący musi się nauczyć na przykład życia słowem Bożym, czyli czytania, rozważania, rozumienia i przekładania na życie Nowego Testamentu. Dalej trzeba się nauczyć systematycznej modlitwy, owocnego przeżywania sakramentów, życia we wspólnocie Kościoła poprzez żywe więzi wspólnotowe. Jeśli pominiemy ten etap, to mimo przejścia ewangelizacji człowiek nie będzie wiedział, jak żyć z Jezusem i wiarą w Niego po nawróceniu.

I z tym jest w Polsce największa bieda. Polski nurt „nowej ewangelizacji” skupił się głównie na „eventach” i nie wiadomo właściwie, dokąd tych nawróconych ludzi potem posłać, bo nie będzie im łatwo od razu wejść w zwykłe życie tradycyjnej parafii. Nie ma w niej miejsc, w których mogliby przez rok czy dwa dojrzewać, pogłębiać swoje doświadczenie. W miarę systematycznie robi to obecnie Ruch Światło-Życie i Neokatechumenat, ale powinny się tym zajmować również parafie w ramach swoich naturalnych posług i funkcji.

Trzeci etap związany jest z dojrzałością. Jej wyznacznikiem jest między innymi to, że od dziecięcego skupienia na sobie i swoich potrzebach przechodzi się do dostrzegania potrzeb innych oraz tego, że można im jakoś pomóc dzięki temu, co mam lub co potrafię. Chodzi zatem o etap służby wspólnocie. Jeśli żyjemy względnie stabilnie modlitwą, sakramentami, słowem Bożym, to Duch Boży w naturalny sposób powinien nas doprowadzić do dzielenia się tym doświadczeniem, do dawania czegoś od siebie, do zastanowienia się, co mogę robić w Kościele. Może to być w pierwszym rzędzie po prostu przekazywanie wiary dzieciom, ale sposobów zaangażowania jest niemało: służba liturgiczna, dzieła charytatywne, wspólnoty ewangelizacyjne i formacyjne.

Od Ducha Świętego i naszej gotowości zależy, co możemy robić w ramach parafii. Chodzi znowu o to, by wspólnoty parafialne były kształtowane w sposób umożliwiający „zagospodarowanie” tych, którzy mogą i chcą posługiwać. Wielka jest tu rola pasterzy, których zadaniem jest organizacja życia wspólnotowego.

Dochodzimy do punktu krytycznego. Nie wszyscy świeccy i nie wszyscy pasterze mają jednakowe zrozumienie tego, jakie możliwości tkwią w ich własnych wspólnotach. Sprawą niezwykle delikatną w realiach polskiego Kościoła jest komunikacja księży ze świeckimi i świeckich z księżmi. Łatwiej mi wypowiadać się z perspektywy księdza, proszę więc: miejcie do nas cierpliwość. Przez to, jak nas kształtowano w seminarium, i przez to, jaki w pewnym momencie zapanował styl posługi, czasami naprawdę nam trudno nadążać ze zrozumieniem, jak na co dzień żyją świeccy. Ta trudność niekoniecznie wynika z naszej złej woli. Tłumaczcie nam, zapraszajcie nas do domów, pozwólcie nam zrozumieć. Bardzo nam to potrzebne, choć niełatwo jest wyrwać księdza z plebanii. Od tego jednak zależy jakość naszej komunikacji, jakość budowania wspólnoty.

Wychodzimy z bagażem kilku wieków budowania Kościoła w układzie dwubiegunowym, gdzie po jednej stronie są duchowni, pośrodku zieje pustka, a po drugiej stronie, w oddali, widać świeckich. Przebudowa zaczęła się od teologii i tam w zasadzie jest ukończona – udało nam się powrócić do myślenia zbliżonego do tego, które ożywiało początki Kościoła. Teraz trzeba tę teologię przełożyć, przetłumaczyć na praktykę życia wspólnot parafialnych.

Aby się to udało, musimy prowadzić ze sobą dialog. Zanim zdenerwujecie się, że ksiądz powiedział coś głupiego, porozmawiajcie z nim. Ksiądz to też człowiek, brat w wierze, członek tego samego Ciała. Zupełnie tak samo powinno być w drugim kierunku: świecki nie tylko przychodzi do kościoła. Razem jesteśmy Kościołem. Tylko razem.