Święty Jerzy wakacyjny

Czyli o początku pięknej, modlitewnej przyjaźni.

Święty Jerzy wakacyjny

Pierwszy tegoroczny wakacyjny wyjazd. Właściwie wypad, bo tylko na jeden dzień, na kilka godzin – do Cieszyna. Dojeżdżamy z żoną do celu, a tam wita nas kto? Oczywiście św. Jerzy. Jakże mogłoby być inaczej…

Wszystko zaczęło się ładnych parę lat temu. Świat walił mi się wtedy na głowę, do tego doszedł poważny kryzys wiary, więc miałem wrażenie, że „żyję wśród klęsk, / Toczę bitwy o przyszłość kruszejącą w oczach, / Dzień dzisiejszy mnie goni, współczesność osacza…” – jak pisał w jednym z wierszy Kazimierz Wierzyński. Kilkudniowy urlop w Pradze miał być chyba wówczas czymś w rodzaju ucieczki o tych wszystkich nawarstwiających się kłopotów. Okazał się jednak być zupełnie czymś innym. Wszystko za sprawą św. Jerzego.

Palác Koruna to stojący na rogu Václavského náměstí i ulicy Na příkopě efektowny dom handlowy z początku XX wieku. W środku sklepy, kawiarnie, biura, a na jednej ze ścian w holu ogromna, współczesna, pstrokata ikona, ukazująca św. Jerzego walczącego ze smokiem. Ni to popart, ni sztuka naiwna, a jednak coś musi w niej być, skoro wywarła na mnie tak wielkie wrażenie. Może właśnie taka sztuka sakralna najlepiej trafia do ludzi z pokolenia MTV?

Jej autorem jest Jurij Gorbaczow (siostrzeniec słynnego Michaiła), ale nie to jest przecież tu najistotniejsze. Ważne, że właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że muszę się „wziąć za siebie”. Zacząć walczyć z moimi smokami-problemami, a nie tylko uciekać, czy kapitulować przed nimi.

To był ten moment. Ten wielki życiowy i nawróceniowy zwrot. A także początek nowej, pięknej, modlitewnej przyjaźni ze świętym Jerzym, która trwa do dziś.

Co ciekawe, każdy kolejny wakacyjny wyjazd był potem „pilotowany” przez tego patrona. Tak było w czasie wyprawy do Anglii (kraju w którym św. Jerzy jest szczególnie czczony), ale także – i tu zaskoczenie - do Ziemi Świętej.

W Betlejem niemal na każdym kroku natykaliśmy się na figury, płaskorzeźby, czy obrazy św. Jerzego i nie bardzo wiedzieliśmy dlaczego. Dopiero wizyta w Muzeum Betlejemskim uświadomiła nam, że zgodnie z miejscowymi wierzeniami i legendami, matka świętego (urodzonego przecież w tureckiej dziś Kapadocji), miała pochodzić z okolic Betlejem, więc autochtoni uważają go za swojego i wymieniają wśród najsłynniejszych Palestyńczyków w dziejach.

Więc kiedy teraz, tuż przed wysiadką w Cieszynie, zobaczyłem, że za plecami mamy kościół św. Jerzego, tylko się uśmiechnąłem. Z takim patronem można i spać, i zwiedzać spokojnie :)