Wiara konsekwentna

Andrzej Macura

Wierzyć to mówić Bogu „tak”. Nie tylko podczas modlitewnych uniesień, ale w szarzyźnie codzienności.

Wiara konsekwentna

Przyznaję, bardzo podobają mi się na Wielki Post kard. Nycza. Pisze o nich w swoim liście.  Modlitwa?  To może za młodych i za kapłanów? I jednym i drugim takie wsparcie się przyda. Jałmużna? Pamiętajmy o wspomagającym Syryjczyków programie „Rodzina rodzinie” i nie rezygnujmy z pomysłu korytarzy humanitarnych; pamiętajmy też, że pracujący u nas Ukraińcy są takimi samymi ludźmi jak my. Post? To może zaciśnijmy zęby i na ten czas i zrezygnujmy z zaogniania sporów politycznych?

Propozycje kardynała Nycza to ewangeliczna odpowiedź na to, co faktycznie wokół nas się dzieje, a na co, jako chrześcijanie, powinniśmy spojrzeć oczyma Chrystusa. To znacznie lepsze niż wymyślanie zadań mających pomóc w osiągnięciu wydumanych i nikomu niepotrzebnych celów. Tylko ilu wierzących potraktuje to wezwanie na serio?

Mówiło się dawniej, że komuniści próbują zamknąć wiarę w murach kościołów. Albo i zakrystii. Podobne tezy usłyszeć można było i w czasach, gdy władzę w kraju sprawowali stawiający na „nowoczesność” i „postęp” – wierzyć, owszem, można, ale w życiu publicznym najlepiej to ukrywać, a kierować się... No właśnie, nie bardzo wiadomo czym. Chyba widzimisię różnych piewców postępu. Dzisiaj... Cóż... Dziś widać dość wyraźnie, że nie tylko jacyś „oni” próbują wiarę zamknąć w murach kościołów. Często sami postępujemy podobnie. Zawsze, gdy jakąś dziedzinę życia chcemy wyłączyć spod praw królestwa Bożego i poukładać ją po swojemu. Oczywiście, dla uspokojenia sumień, ozdabiając ją jakimś chrześcijańskim emblematem. Czyż nie tak jest nieraz w narzekaniu na dzisiejsza młodzież i na kapłanów? Czyż nie tak jest w naszym podejściu do obcokrajowców? I czyż nie jest tak, gdy idzie o nasze gorące, polityczne spory?

Wczoraj obchodzono w Polsce 30 rocznice śmierci ks. Franciszka Blachnickiego. Wiadomo, założyciel oazy, Domowego Kościoła i paru innych. Dość często mówi się o nim, w zupełnie innej niż „założycielska” perspektywie, że to „człowiek wiary konsekwentnej”. Niesamowity komplement, prawda? Wspominanie wielkich zasług blednie wobec takiego określenia. I tak sobie myślę, że chyba tego nam dziś mocno brakuje. Takiej wiary naprawdę konsekwentnej.

Jako grzesznik usprawiedliwiająco wyjaśnię, że nawet nie chodzi o to, by chrześcijanie stali się ludźmi bezgrzesznymi. Słabość to pół biedy. Na pewno trzeba nam jednak do wszystkich wymiarów naszego życia przynajmniej próbować przyłożyć miarę ewangeliczną. Inaczej będziemy przypominali zadowolonych z siebie faryzeuszy. Przecedzających komara, a połykających wielbłąda. I dlatego niezdolnych do pociągnięcia innych ku Chrystusowi.