Wszystkich świętych? Oby i kiedyś nasze święto. A może nasze i dziś?
Aż dreszcz przechodzi, gdy człowiek słucha w kościele fragmentu Apokalipsy czytanego co roku w uroczystość Wszystkich Świętych.
A jeden ze Starców odezwał się do mnie tymi słowami: „Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli?” I powiedziałem do niego: „Panie, ty wiesz”. I rzekł do mnie: „To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku, i opłukali swe szaty, i wybielili je we krwi Baranka”.
Zwłaszcza ta wzmianka o bieleniu we krwi – tak sprzeczna z ludzkim doświadczeniem – sprawia, że człowiek zmuszony jest momentalnie stać się teologiem: tak, krew tego Baranka bieli; oczyszcza z brudu grzechu i sprawia, że człowiek może stanąć bez lęku przed Bogiem. Na myśl przychodzą zaraz rzesze dawnych męczenników, których imiona do dziś ze czcią wspominamy. Jednocześnie przychodzi refleksja: przecież męczennicy to nie tylko domena dawnych, pogańskich czasów czy dalekich, z perspektywy Europy dzikich stron. W nowożytności, od rewolucji francuskiej, co jakiś czas i w tym bliższym nam kręgu kulturowym gdzieś takie prześladowania wracają. Na skalę może nawet większą niż w starożytności. I także dziś są miejsca na świecie, w których za wiarę w Jezusa płaci się krwią. Prześladują chrześcijan muzułmanie, hinduiści do spółki z buddystami, prześladują ateiści… Na szczęście nie u nas. Jeszcze nie u nas, ale…
Przechodziłem niedawno przez plac, przy którym stoi mój parafialny kościół w czasie gdy miało rozpocząć się przy jednej z kapliczek plenerowe nabożeństwo różańcowe, a po nim procesja do kościoła. Przy stojącym na dworze stoliku niewielkiej kawiarenki grupa młodych ludzi obojga płci. Zobaczyli ministrantów. Ubranych w stroje liturgiczne, z krzyżem. Szedłem, więc nie słyszałem wszystkiego, ale widać było, jak tym widokiem się zbulwersowali. „Ale to byłaby obraza uczuć religijnych” – dosłyszałem jak rzuciła jedna z dziewczyn z przekąsem. Tak, chętnie przemówiliby tym wstrętnym obnoszącym się swoją wiarą katolikom (ministrantom!) do słuchu, ale nie chcieli kłopotów. Tylko to ich powstrzymywało. A co, jeśli powstrzymywać przestanie?
To nie koniec tej historii. Wracając, w zupełnie innym miejscu, gdy wspomniana procesja już szła (zabezpieczała ją straż miejska) minąłem się na chodniku z jakąś dziewczyną. To jedna z tych, które wcześniej siedziała w kawiarence? Nie wiem. W każdym razie rozmawiała przez telefon. I znów usłyszałem jedno zdanie: „potem, że to obraza uczuć religijnych”… Tak, są wśród nas ludzie, który bardzo przeszkadza, że katolicy odważają się zamanifestować swoją wiarę. Jeśli ktoś zapali im zielone światło…
A przecież już się zapala, prawda? Uważający się za elity naszego społeczeństwa od dawna uważają, że można „5+3 gwiazdki”. Nawoływanie do przemocy (nie trzeba chyba po raz kolejny wyjaśniać znaczenie owego ordynarnego słowa na „j”) uważają za dozwolony sposób prowadzenia walki politycznej. Już lekceważy się przemoc – widzimy to nawet u trzeciej władzy – o ile jest skierowana przeciwko ludziom o „niesłusznych” poglądach politycznych czy przeciw obrońcom życia. Lekceważono mówiąc o słusznym gniewie działania skierowane przeciw wierzącym i miejscom kultu w czasie niedawnych czarnych marszów. „Sami są sobie winni” – pojawiają się potem tłumaczenia w stylu „bo zupa była za słona”. Wolno było wczoraj, wolno dziś, jutro będzie inaczej?
Dożyliśmy czasów, w których świat znów chce, żebyśmy się wstydzili, że jesteśmy uczniami Chrystus. I wielu naszych współbraci ten styl przyjmuje. Uderza się w piersi – nie swoje oczywiście – nawet wtedy, gdy oskarżenia są fałszywe. Patrz głośna sprawa rzekomych masowych grobów w prowadzonych przez Kościół placówkach dla indiańskich dzieci (link do konkurencji, na opoka.org.pl, tekst pojawi się w nowym oknie) Co pozostaje? Wiernie trwać przy Chrystusie. Nawet jeśli nasi współbracia Go lekceważą (mowa o wielkich grzechach ludzi Kościoła), nawet jeśli się Go wstydzą czy nawet się Go wypierają. Wielu chrześcijan w ciągu wieków przychodziło do Boga z wielkiego ucisku. Ważne, że w białych, wypłukanych we Krwi Baranka szatach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Watykan uznał cud potrzebny do kanonizacji Pier Giorgio Frassatiego.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).
To nie wojna. T korzystanie z praw zagwarantowanych w konstytucji.