Czym biblijny zaczyn w cieście różni się od talentu zakopanego w ziemi?
Mówić o Bogu dobrze. Kto by nie chciał! I jeszcze, czy ja wiem, jakoś tak skutecznie. Żeby to się nie rozmijało ani z życiem własnym (hipokryzji mówimy „nie”, tyle że nie do końca wiadomo, czy to nasze słowa powinny być skromniejsze, czy życie lepsze), ani z kondycją słuchaczy (nie zanudzać, nie umoralniać za często, trafiać żeby im w pięty itd., to znaczy w punkt, oczywiście). O tak, dobra Nowina, która się rozchodzi po świecie – chcemy mieć w tym swój (znaczący) udział.
Tyle że współcześni poganie jacyś tacy… niezainteresowani. Fabrice Hadjadj, jak zawsze trafnie, o chrześcijańskim przepowiadaniu: „Dziś możemy wręcz żałować, że nie wysłano nas do dzikusów (…) Z chrześcijaninem zdechristianizowanym jest znacznie trudniej; sądzi, że wie, kim jest Chrystus, a zatem przestaje słuchać. (…) Tu już nawet nikt nie grozi nam rożnem czy wrzątkiem, wypraszają nas jak domokrążcę, jeszcze bardziej smętnego niż akwizytor firmy Tupperware, mówiąc wprost: «Znamy ten wasz mało praktyczny produkt. Mamy już kilka takich w piwnicy»”.
Zniechęceni? Troszeczkę. Częściej jednak być może pełni milczącej zgody na to, że skoro nikt nie zechce słuchać, mówić nie warto. Punkt ciężkości świadczenia przesuwa się jakoś bardziej w okolice czynów, nie słów, tak jakby przepowiadanie miało w sobie z definicji coś słabego, nieudolnego. Czy czyny wystarczą? W sensie: jeśli będziemy dobrzy dla innych, uczciwi, święcący zawsze i wszędzie przykładem – to żadne słowa nie będą już potrzebne dla dowiedzenia naszych racji? „Wystarczy być dobrym człowiekiem” – choć z pozoru takie kuszące, chyba jednak nie wystarczy, bo o jakie dobro tu właściwie chodzi? O jakie człowieczeństwo?
Chrześcijańskie bycie incognito obraca się niepostrzeżenie przeciwko nam: „Nawołujemy do przychodzenia z pomocą ubogim., pomagamy im jednak w sposób mechaniczny, jakby nie odczuwali strachu przed śmiercią, nie byli spragnieni poczucia sensu, zgłodniali kontemplacji. Jakby poezja i wiedza, modlitewne wychwalanie i błaganie, rozmowa i zawierzenie nie były pierwszym pokarmem człowieka. Wyobraź sobie, że zapraszam cię na obiad, ale nic nie mówimy, nie wymieniamy spojrzeń i niczego nie rozważamy, nawet w duchu. Czym wówczas różnimy się od dwóch krów, które razem przeżuwają pokarm, nie podnosząc pysków znad żłobu?”. Hadjadj stawia w tym kontekście (poprzestawania na byciu anonimowym, ukrytym chrześcijaninem) prowokacyjne pytanie, czym biblijny zaczyn w cieście różni się od talentu zakopanego w ziemi? Bo czymś się przecież różnią, co nie?
Słabe i nieudolne słowa – nasze słowa – być może nikogo nie przekonają. Nie musimy jednak wcale konkurować z tym, co poczytne. Nie, nie mamy oczywiście nic przeciwko poczytności jako takiej (życzmy sobie w tym roku wielu słuchaczy i wysokich nakładów). Jednak popularność niekoniecznie jest proporcjonalna do sensowności treści. Ci, którzy mają coś do powiedzenia, powinni po prostu to powiedzieć – choć to proste nie jest. Co jednak nam pozostaje, skoro „Słowo stało się ciałem”?
Nie rezygnujmy ze słów. Nawet jeśli królowie-mędrcy-magowie jacyś tacy dziwni.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.