Asceza powinna płynąć z miłości i powinna być dostosowana do tego kształtu miłości, który powołanie kazało nam pełnić.
Asceza fizyczna, na którą Ojcowie kładli wielki nacisk, ma kilka funkcji. Pierwsza jest kultowa. Już w Starym Testamencie post był sposobem zamanifestowania swojej świadomości, że się zależy od Boga i nie polega na własnych siłach i własnej sprawiedliwości. Jeżeli zamiast zjeść ubitego barana, spalano jego mięso w ofierze całopalnej, to nie było to oczywiście karmienie Boga („Gdybym był głodny, nie mówiłbym ci o tym!”), ale zaznaczenie, że człowiek woli nie dojeść niż zapomnieć o czci należnej Panu. Tę samą funkcję ma podejmowanie wszelkich trudności, niedospania, niewygody itd. Chodzi o uczczenie Pana przez jakąś ofiarę, jakieś wyrzeczenie, możliwie realne.
Druga funkcja jest etyczna. Człowiek ćwiczy się w wyrzeczeniu po to, żeby opanować swoje instynkty, odruchy, pragnienia. Tak jak nonsensem jest mniemać, że można się nauczyć szyć, albo choćby smażyć jajka, z samej tylko teorii, bez praktyki – tak samo nonsensem jest myśleć, że bez ćwiczenia się w wyrzeczeniu, w panowaniu nad sobą, moglibyśmy w chwili, kiedy nadejdzie tego wielka i ważna konieczność, podjąć właściwą decyzję i odrzec się czegoś wygodnego i przyjemnego dla ratowania czegoś lub kogoś ważnego. Nic z tego: będziemy w takim wypadku mieć przeciw sobie wszystkie nasze dotychczasowe przyzwyczajenia i to one zwyciężą, a nie nasza słaba, niećwiczona wola. Ten trening woli nie musiał koniecznie boleć, ale musiał kosztować wysiłek i musiał uczyć wytrwałości. Opowiadano o pewnym starcu, że raz przyszła mu chęć zjeść figę. Wziął ją więc i zawiesił sobie przed oczami, a nie ulegając pożądaniu, umartwiał się za to, że w ogóle pożądał (Zbiór Nau 152).
I wreszcie trzecia funkcja jest pokutna. Człowiek świadomy swoich win dobrowolnie bierze na siebie trudności, niewygody, ból, aby ponieść karę, która mu się należy. Wszystkie te trzy motywacje widzimy od początku w życiu monastycznym, w rozmaitych konfiguracjach zależnie od okoliczności; co najlepiej streszcza lapidarne stwierdzenie abba Jana Karła: Mnich to trud; bo mnich zadaje sobie trud we wszystkim, co czyni (por. Jan Karzeł 37).
Już samo przyjście na pustynię było wyborem życia fizycznie trudnego, i to się przede wszystkim widziało, patrząc na taki wybór z zewnątrz; czyli albo wówczas z tzw. świata, albo dzisiaj z perspektywy historii. Kamienisto, gorąco (ale bardzo zimno nocą), ziemia nie do uprawy, do wody całe mile, a i to niesmaczna albo niezdrowa… W dodatku mnisi nie usiłują tych okolic zasiedlić i uprawić, jak nieraz wygnańcy zasiedlają i po dłuższym czasie doprowadzają do stanu uprawności dotychczasowe nieużytki. Oni przychodzą tu właśnie po to, żeby żyć w złych warunkach, a nie żeby je zmieniać na lepsze. No to ostatecznie można by jeszcze wytłumaczyć: szukają odosobnienia, bo szukają niezmąconej modlitwy, więc oczywiście starają się, żeby to odosobnienie było trwałe. A dopóki pustynia pozostaje pustynią, będą tu przychodzić pielgrzymi, żeby się z nimi pomodlić, i ciekawscy, żeby się na nich pogapić, ale jak przyjdą, tak odejdą, a żadne ludne i gwarne miasto wokół chatek pustelniczych nie powstanie. Co jednak trudniejsze do wytłumaczenia, to fakt, że jeszcze i wewnątrz tak trudnego życia pustelnicy szukają dalszych utrudnień: jedzą i śpią mniej, niż by mogli, pracują im dłużej, tym lepiej, nieraz też wymyślają sobie jakieś dodatkowe utrudnienia. (Z tych ostatnich zasłynęli zwłaszcza mnisi w Syrii: nosili na przykład na sobie ciężkie łańcuchy, przykuwali się do skał itd.) To poszukiwanie możliwości złożenia z siebie ofiary miało takie cele, jakie już wymieniliśmy: kultowe, etyczne i pokutne; ale w praktyce zdarzał się jeszcze i cel czwarty: chęć osiągnięcia czegoś niezwykłego, chęć wyczynowej, popisowej ascezy. I to już mogło się źle skończyć, bo prowadziło do pychy, jeśli ktoś z takich wyczynów zasłynął. Problem był tym bardziej aktualny, że ogromna większość pustelników egipskich to byli ludzie dobrej woli i szczerej pobożności, ale zupełnie niewyćwiczeni w sztuce myślenia; toteż łatwo im było żyć tym, co na zewnątrz widoczne, a na zewnątrz widać było właśnie przede wszystkim ascezę. Abba Pojmen powiedział: „Wielu z naszych ojców odznaczyło się mężną ascezą; ale subtelnością myśli osiąganą przez modlitwę mało który” (Pojmen 106). A właśnie bez tej subtelności myśli, bez umiejętności rozróżniania własnych intencji, najmężniejsza nawet asceza mogła zejść na manowce. Tym ważniejsze było znaleźć sobie mistrza, który by ją posiadał; i tacy byli, i oni to wypracowali ogólne wskazówki dotyczące ascezy.
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.