Do Pragi powróciły doczesne szczątki prymasa Czech kard. Josefa Berana, zmarłego na wygnaniu w Watykanie. Znienawidzony przez komunistów, kochany przez wiernych, spoczął w katedrze na Hradczanach.
Jego życie zapisało niezwykły rozdział w historii Kościoła w ubiegłym stuleciu. Josef Beran pochodził z Pilzna, gdzie urodził się w 1888 r. Po święceniach i studiach w Rzymie w 1932 r. został rektorem seminarium metropolitalnego. Prowadził także zajęcia na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Karola. Był znanym katechetą.
Gdy w marcu 1939 r. wojska niemieckie zajęły Pragę, która stała się stolicą Protektoratu Czech i Moraw, poprzez znajomych z okresu międzywojennego nawiązał kontakt z ruchem oporu. To zadecydowało, że w czerwcu 1942 r. został aresztowany. Gestapo zabrało go prawie od ołtarza, gdy rano odprawiał Mszę św. w seminaryjnym kościele w praskiej dzielnicy Dejvice. Spędził ponad miesiąc w celi praskiego aresztu gestapo na Pankrácu, skąd wysłano go do obozu koncentracyjnego – najpierw do Teresina, później Dachau. W obozie włączył się w pracę duszpasterską. Pomagał także innym więźniom, m.in. czeskim komunistom, których tam spotkał. Po wyzwoleniu obozu wrócił do Pragi, a w listopadzie 1946 r. papież Pius XII mianował ks. Berana metropolitą praskim.
Nowy Prymas Czech miał umiarkowane poglądy polityczne. Wśród jego znajomych byli także komuniści, wspierała go praska inteligencja oraz prezydent Edvard Beneš. Sytuacja zmieniła się, kiedy po puczu w lutym 1948 r. komuniści przejęli władzę w Czechosłowacji.
Wobec dywersji
Największym zagrożeniem dla Kościoła były jednak nie brutalne represje i ograniczenia administracyjne, ale inicjowane przez władzę podziały. Dla rozbicia jedności duchowieństwa władze utworzyły Akcję Katolicką, zalążek ruchu księży postępowych. Na przestrzeni lat ruch ten zmieniał nazwę, ale jedno pozostało w nim niezmienne. Bardziej słuchał urzędników administracji państwowej i bezpieki aniżeli własnych biskupów oraz papieża. Arcybiskup Beran stanowczo protestował przeciwko powołaniu Akcji Katolickiej. Lidera tego ruchu – ks. Josefa Plojhara ekskomunikował i pomimo nacisku władz nie odwołał tej decyzji.
Osobistym wrogiem prymasa był prezydent Czechosłowacji, stalinowiec Klement Gottwald. Jego zięć Alexej Čepička, jako szef urzędu ds. wyznań, nadzorował likwidację Kościoła w Czechosłowacji. Do konfrontacji z Beranem doszło, kiedy w liście pasterskim po raz kolejny przestrzegał wiernych przed skutkami powołania Akcji Katolickiej. 18 czerwca 1949 r. podczas procesji Bożego Ciała komunistyczne bojówki sprowokowały zamieszki w katedrze św. Wita. Interweniowała milicja, bijąc i zatrzymując uczestników procesji. Przed bazyliką Wniebowzięcia NMP na Strahově prymas wygłosił ostatnie publiczne kazanie. Powiedział w nim znamienne słowa „Gdyby Wam mówili i pisali, że coś podpisałem, że zdradziłem, nie wierzcie!”. Zaraz po tym został zatrzymany w pałacu arcybiskupim.
Zniknięcie
Władze nie zdecydowały się na proces pokazowy abp. Berana, ale izolowały go, a w końcu umieściły w domu starców w Mukařovie pod Pragą. W 1963 r. skończyło się jego internowanie, lecz do Pragi nie mógł wrócić. W październiku 1964 r. za przyzwoleniem władz dotarł do niego niezwykły gość – specjalny wysłannik papieża Pawła VI, wschodząca gwiazda dyplomacji watykańskiej ks. prałat Agostino Casaroli. Od września 1963 r. prowadził rozmowy z władzami Czechosłowacji, także w sprawie uwięzionego prymasa. Wiedział, że dla komunistów jest on postacią kluczową. Podczas pobytu w Mukařovie Casaroli przedstawił Beranowi wyniki tych rozmów. Podkreślał, że wprawdzie ma on niepodważalny tytuł do sprawowania władzy, ale komuniści na to się nie godzą i domagają się jego rezygnacji z urzędu metropolity praskiego. Ten akt miał otworzyć drogę do nominacji dla jego następcy. Dla abp. Berana nie była to łatwa decyzja. „Po dłuższym namyśle i modlitwach stary arcybiskup był gotów uczynić ofiarę z siebie i ze swoich świętych praw w interesie swej archidiecezji i Kościoła w Czechosłowacji” – napisał po latach kard. Casaroli. Abp Beran nie wiedział, że rezygnacja z urzędu nie jest ostatnią ofiarą, jakiej od niego wymagano. Decyzje wówczas nie zapadły, ale po wizycie watykańskiego dyplomaty prymas został przewieziony do ośrodka w Radvanovie, gdzie miał nieco lepsze warunki i możliwość kontaktu z bliskimi.
Rozmowa w milczeniu
W biografii prymasa Czech nie brakowało dramatycznych momentów: uwięzienie przez gestapo, pobyt w niemieckich obozach koncentracyjnych, ponad 15 lat spędzonych w izolacji. Wówczas jednak decyzję podejmowali jego wrogowie, jemu pozostawało dać świadectwo, i to czynił. Sytuacja, w której został postawiony 16 lutego 1965 r., była inna. Tym razem on musiał podjąć trudną dla siebie decyzję. Niespodziewanie rano został przywieziony do Pragi, gdzie w luksusowym hotelu „Drużba” czekał na niego prałat Casaroli. Od niego abp Beran usłyszał, że papież Paweł VI zamierza mu nadać godność kardynalską i oczekuje jego udziału w konsystorzu w Watykanie. Na tym dobre wiadomości się skończyły. Casaroli zakomunikował mu, że władze wprawdzie zgadzają się na jego wyjazd, ale bez prawa powrotu. Dla Berana był to cios. Nie chodziło tylko o jego ocenę tej sytuacji. Dręczyła go obawa, jak wyjazd na Zachód przyjmą jego rodacy. Czy nie poczytają tego za zdradę w sytuacji, kiedy terror władz nie osłabł. Obaj wiedzieli, że są podsłuchiwani, dlatego nie rozmawiali, lecz na kartce zapisywali kolejne pytania i odpowiedzi. Abp Beran wiedział, że jego następcą, jako administrator apostolski, będzie tajnie wyświęcony w 1949 r., a później represjonowany bp František Tomášek. Kościół miał do niego zaufanie, a kandydaturę akceptowały także władze. Po długim „ciężkim milczeniu”, jak odnotował Casaroli, w końcu Beran napisał, „zgadzam się”. Dyplomata zniszczył papiery i powiadomił władze, że ich żądanie będzie spełnione. 19 lutego 1965 r. prymas Czech w konwoju policyjnym został dostarczony na lotnisko Rużyné i wraz z prałatem Casarolim odleciał do Rzymu.
Tam zdążył wziąć udział w Soborze Watykańskim II, gdzie wygłosił szeroko komentowane przemówienie o potrzebie tolerancji i wolności sumienia, które weszło do kanonu soborowego nauczania. Mówił także o potrzebie kościelnej rehabilitacji ks. Jana Husa, co w ustach więźnia politycznego dwóch totalitaryzmów nabierało symbolicznego znaczenia. Nową sytuację, jak wszystko w swoim życiu, przyjął z godnością. Wielokrotnie wypowiadał się w obronie wolności Kościoła w swoim kraju. Wspierał czeskie instytucje na emigracji, zwłaszcza papieskie Kolegium Nepomuceum, gdzie mieszkał do śmierci. W czasie Praskiej Wiosny 1968 r. rozpoczął starania o powrót do kraju, ale przeszkodziła mu w tym choroba. Kiedy poczuł się lepiej, w Pradze stały już sowieckie czołgi i o powrocie nie było mowy. Zmarł 17 maja 1969 r. w Rzymie. Chciał być pochowany w Pradze bądź w Pilznie, ale komuniści się na to nie zgodzili. Wówczas papież Paweł VI zadecydował o jego pochówku w kryptach watykańskich. Spoczął obok Piusa XII, który nominował go na urząd metropolity praskiego.
Znak dla nas
W uroczystości pochówku prymasa zaangażował się nie tylko Kościół, ale także państwo czeskie, co było w jakimś sensie niezwykłe. Czeska dziennikarka Lucie Szymanowska, którą poprosiłem o komentarz, zwróciła mi uwagę na pewien paradoks towarzyszący tym uroczystościom. – Wypadły niezwykle okazale, „barokowo”, pompatycznie, i to w sytuacji, kiedy siłą Kościoła w Czechach są dziś nie instytucje państwowe, ale małe wspólnoty – przekonywała. Katolicyzm nie jest siłą dominującą w państwie, jak można byłoby odnieść wrażenie, obserwując te uroczystości, ale sprawą dosyć „kameralną”. Zwróciła mi także uwagę, że Msza św. pogrzebowa w katedrze była jednocześnie Mszą ku czci św. Wojciecha, którego jako swojego patrona czczą Czesi, Polacy i Węgrzy. – Patrzyłam na to jakby z perspektywy wieków. Opatrzność poprzez ten pogrzeb kolejny raz dawała nam wszystkim znak, że prawda i miłość w końcu zwyciężają.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.