O drodze do kapłaństwa i nowych wyzwaniach w diecezji warszawsko-praskiej z bp. Romualdem Kamińskim rozmawia Agata Ślusarczyk.
Agata Ślusarczyk: Bliscy współpracownicy mówią o Księdzu Biskupie: „człowiek dialogu”.
Bp Romuald Kamiński: Jeśli inni mówią, to może coś jest na rzeczy. Wychodzę z założenia, że innej drogi nie ma. Jeśli chcemy być choć w podstawowej mierze wierni Chrystusowi, to taki sposób bycia nam przystoi. Umieć na co dzień być z człowiekiem, niezależnie od tego, kim on jest.
Skąd wzięła się u Księdza Biskupa ta otwartość na drugiego człowieka?
Może trochę z domu. Trochę też widziałem w życiu – dwa lata pracowałem jako wikariusz, do tej pory mam ciągle kontakt z wieloma osobami i uważam za sensowne takie postępowanie, w którym nie stawiamy drugiemu człowiekowi barier, mamy dla niego czas, dowartościowujemy go, jesteśmy życzliwi.
A kapłaństwo? Jak się zrodziło?
Powiem szczerze – sam nie wiem.
To była niespodzianka?
Nie. W życiu niektórych ludzi wiele jest cudowności, znaków, praktycznie od kołyski. Ja nie mam takiej historii. Wszystko było normalne, zwyczajne… Od dziecka byłem ministrantem, potem poszedłem do seminarium.
Domyślam się, że pierwsza myśl o kapłaństwie zrodziła się podczas ministrantury?
I to zaraz na początku. Zacząłem myśleć o seminarium, gdy do mojej rodzinnej parafii w Janówce na Podlasiu przyjechali misjonarze. Wtedy było za wcześnie, musiałem zdać maturę. Proboszcz przekonał mnie, żeby iść do seminarium do Warszawy. Czasami tęskniłem, by powrócić w rodzinne strony, ale ówczesny ojciec duchowny zachęcił mnie, by tu zostać, tłumacząc, że Warszawa od strony duszpasterskiej jest w wielkim kryzysie powołań.
Jak Ksiądz Biskup z perspektywy czasu odczytuje powrót do diecezji?
Przedziwne jest, jak Bóg prowadzi człowieka. Tu nie ma przypadków, życie splata się w jeden logiczny ciąg. Ale żeby tak było, musi być spełniony pewien warunek – człowiek musi całkowicie oddać się Bogu. Obojętnie czy jest się matką, ojcem, dyrektorem, wywożącym śmieci czy osobą chorą. Jeśli to jest moje powołanie, to proszę Boga, by przeprowadził w moim życiu swoje zamiary. I wówczas On prowadzi.
I doprowadził Księdza Biskupa do tej chwili.
Wracam po 12 latach pełnienia posługi biskupa pomocniczego w diecezji ełckiej. Wcześniej przez dwa lata byłem wikariuszem w Otwocku. Przez 9 lat pracowałem u prymasa Glempa jako kapelan, administrator i pracownik sekretariatu. Z pewnością wracam do wspólnoty, którą znam, więc jest to bardziej kontynuacja niż rewolucja. Do rewolucji nie jestem stworzony.
Jakie zadania stoją przed Księdzem Biskupem?
Ważnym zadaniem jest stworzenie wspólnoty kapłańskiej. I wcale nie jest to grzeczne opowiadanie. Musimy zrobić wszystko, by poziom tej wspólnoty wzrastał. Bo jako kapłani idziemy razem, sam nic nie zrobię. W diecezji warszawsko-praskiej jest ponad 1200 osób życia konsekrowanego, w skali ogólnopolskiej jesteśmy w czołówce. Tu też potrzebne są dobre relacje. Potem rozpoczyna się wielka płaszczyzna relacji ze świeckimi.
Zamierza Ksiądz Biskup „obudzić olbrzyma”?
Żeby to zrobić, kapłani muszą mieć dobre relacje ze świeckimi. Okazuje się, że dla niektórych osób to sztuka nie do pokonania – umieć normalnie się odezwać, nie warczeć, nie ignorować, nie lekceważyć. Dobrze, żeby świeccy znaleźli swoje poletko, które im odpowiada, w Kościele. W tym działaniu ze świeckimi jest jakiś punkt centralny – praca z małżeństwami i rodzinami. Dlaczego jest to najważniejsze? Bo rodzina jest jak gniazdo, w którym wszystko rodzi się do życia społecznego. Dbając o rodzinę, dbamy jednocześnie o wiele innych spraw.
Jak przełoży się to na pracę w diecezji? Myśli Ksiądz Biskup o nowych wspólnotach, ośrodkach, formowaniu kapłanów?
To wszystko jest bardzo ważne. I duszpasterstwo małżeństw, rodzin, i formacja kapłanów. Jestem bardzo wdzięczny abp. Henrykowi Hoserowi, że podzielił się swoim doświadczeniem misyjnym oraz znajomością problemu i zaszczepił profesjonalne podejście do tego zagadnienia.
20 stycznia w katedrze praskiej odbędzie się ingres Księdza Biskupa. Czy będzie Ksiądz Biskup korzystał z doświadczenia swojego poprzednika?
Zarówno abp Henryk Hoser, jak i bp Kazimierz Romaniuk są dla nas wielkim skarbem. Jeśli tylko będą mieli siły i czas, pracy w diecezji nie zabraknie. Wielkim wsparciem będzie dla mnie ich doświadczenie i modlitwa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Choć ukraińska młodzież częściej uczestniczy w pogrzebach niż weselach swoich rówieśników...
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).