Dziś Narodowy Dzień Życia. Jutro Dzień Świętości Życia. Tak, pięknie jest istnieć.
Dlaczego?
Był początek czerwca. TEGO czerwca sprzed 26 lat. Wokół sporo śniegu. O tej porze nikt się jeszcze w takie zakątki Tatr nie zapuszczał. Siedzieliśmy z kolegą na Zamarłej Turni i patrzyliśmy na równy rządek śladów przecinający przez nikogo innego jeszcze nietknięte śniegi. Kończyły się nad urwiskiem. I nie było widać, jakoby zawracały. Co się stało? Wypadek? Taką ten ktoś podjął decyzję? Dlaczego?
Dziś Narodowy Dzień Życia. W zamyśle posłów, którzy go jedenaście lat temu ustanowili, mający być „okazją do narodowej refleksji nad odpowiedzialnością władz państwowych, społeczeństwa i opinii publicznej za ochronę i budowanie szacunku dla życia ludzkiego, szczególnie ludzi najmniejszych, najsłabszych i zdanych na pomoc innych”. Zaś jutro w Kościele Dzień Świętości Życia. Jego podstawowy cel jest podobny: „budzenie w sumieniach, w rodzinach, w Kościele i społeczeństwie świeckim wrażliwości na sens i wartość ludzkiego życia w każdym momencie i w każdej kondycji”. W obu wypadkach chodzi więc przede wszystkim o nienarodzonych. A ja myślę, że bez zrozumienia, jak radykalnie piękniej jest istnieć niż nie istnieć całe to mówienie o potrzebie ochrony życia to teoretyzowanie.
Te wiodące ku urwisku ślady były jawnym znakiem, że można w życiu dojść do momentu, w którym ma się go serdecznie dość. Jednocześnie owe zaśnieżone szczyty i doliny, zaprane śniegiem żleby, kominy i rysy, a jednocześnie wolne od niego strome ściany i turniczki, wraz z delikatnie wytapiającym to wszystko słońcem, które wtedy widzieliśmy i rozgrzewające chłód promienie słońca, które odczuwaliśmy, mówiły, że istnienie, choćby najtrudniejsze, jest nieskończenie razy lepsze od nieistnienia.
Jest w tej sprawie jakiś paradoks. Za życiem opowiadają się zazwyczaj ci, którzy wierzą w życie wieczne. Mogliby gardzić tym życiem mówiąc, że istotniejsze jest to, które dopiero nadejdzie. I czasem przecież tak robią, gdy decydują się oddać je za swoją wiarę. Tymczasem ta nadzieja na lepsze „kiedyś” sprawia, że szanują każde. Nawet to najbardziej słabe, liche i upośledzone. Przeciw życiu opowiadają się natomiast najczęściej ci, którzy w żadne życie wieczne nie wierzą. Tak jakby strach przed nicością powodował, że wolą usunąć sprzed swoich oczu wszystko, co im o śmierci przypomina.
Paradoks? Chyba jednak pozorny. Komuś kto wierzy w nowe, lepsze życie, chyba łatwiej przychodzi cieszenie się w tym życiu drobiazgami. Nawet jeśli to tylko skały i śnieg.
Każdego dnia dziękuję Bogu, że kiedyś z nicości powołał mnie do istnienia. Wiem, ból może czasem sprawić, że już nic się nie chce. Ale przecież jeśli się istnieje, ciągle ma się tyle możliwości....
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nieco się wolnością zachłysnęliśmy i zapomnieliśmy, że o wolność trzeba dbać.
Abp Paul Richard Gallagher mówił o charakterystyce watykańskiej dyplomacji.