W wypadku samochodowym w Kamerunie zginęła polska misjonarka, dominikanka, s. Lidia Szulc.
Siostra Lidia Szulc była dominikanką. W tym roku obchodziła jubileusz ćwierćwiecza swej pracy misyjnej na Czarnym Lądzie. Krzyż misyjny otrzymała z rąk Jana Pawła II. Zostanie pochowana w Kamerunie, tak jak prosiła, na terenie swej pierwszej placówki misyjnej w Garoua Boulai.
Urodziła się 15 kwietnia 1954 r. w Kętrzynie. Mając 18 lat wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr św. Dominika. Profesję zakonną złożyła w 1973 r. a śluby wieczyste sześć lat później. W Polsce pracowała jako katechetka dzieci i młodzieży.
Gdy otworzyła się możliwość pracy na misjach, siostra Lidia natychmiast się zgłosiła. 7 lipca 1987 r. wraz z innymi siostrami rozpoczęła pracę na placówce w Garoua Boulai. Leży ona we wschodniej, najuboższej części Kamerunu, tuż przy granicy z Republiką Środkowej Afryki.
Siostra Lidia od początku z wielką energią podjęła pracę duszpasterską i katechetyczną. Weszła z katechezą do państwowego liceum w Garoua Boulai, gdzie uczyła się młodzież różnych wyznań. Z roku na rok miała coraz więcej uczniów i zdobywała nowe serca dla Chrystusa. Jednak cały entuzjazm i gorliwość misjonarską siostry Lidii można było zobaczyć w jej działalności ewangelizacyjnej w ubogich wioskach rozsianych wokół Garoua Boulai. W wielu miejscach nie było jeszcze chrześcijan. By móc wejść do wiosek, wraz z siostrą Elektą, brały leki i jechały leczyć chorych, których nie stać było na przyjazd do przychodni w miasteczku. Często Kameruńczycy przyjmowali siostry bardziej z ciekawości niż z potrzeby. Ciekawiły ich białe siostry, które chciały bezinteresownie opiekować się ich chorymi. Tak rodziły się więzi i pojawiały się pierwsze pytania… Z czasem siostra Lidia zaczęła w wioskach prowadzić regularne przygotowanie do sakramentów. To była euforia jak za czasów pierwszych chrześcijan! Cale wioski przyjmowały chrzest, potem bierzmowanie i to s. Lidia ich do tego przygotowywała!
Była niezmordowana i do końca pełna zapału! Gotowa spać byle gdzie i jeść byle co, po tylko, by być z ludźmi. Próbowała wprowadzić Ewangelię w te miejsca życia Kameruńczyków, gdzie królowały jeszcze czary i zabobony. Odważnie stawała w obronie chrześcijańskich wartości. Katechetką była nie tylko w szkole, ale w każdej chwili swego życia. Przez długie lata była odpowiedzialna za formację katechistów. Organizowała dla nich sesje, sprawdzała ich prace, przepytywała dzieci, czy są dobrze przygotowane do przyjęcia sakramentów. A katechiści, niemający często żadnego wykształcenia, często leniwi i niezabiegający o chwalę Boga, byli dla niej ciężkim orzechem do zgryzienia. Zdawała sobie jednak sprawę, że bez ich pomocy nie można było normalnie pracować. Parafie były olbrzymie, obejmujące placówki w promieniu ponad 100 km. Nie było możliwości by siostry systematycznie mogły docierać do wszystkich wiosek i prowadzić w nich samemu katechizację dzieci i młodzieży. Siostra Lidia starała się, na ile mogła, osobiście przygotowywać młodzież do bierzmowania. Jednym elementów uroczystości była organizowana przez nią pielgrzymka młodzieży z Garoua Boulai czy Bertoua, gdzie znajdowała się siedziba biskupa i gdzie udzielał on młodym sakramentu bierzmowania.
W jednym z listów siostra Lida pisała: „Trzeba starać się być na nogach, ile tylko sil starczy. Taka praca cieszy, mimo, ze owoce prawie żadne – jak na razie stan duchowy chrześcijan w wioskach jest opłakany!”. To mobilizowało ją do dalszej wytężonej pracy. W innym liście pisała: „Ludzie są bardzo wdzięczni i cieszą się, że mają siostry. Bardzo czekają na nasze przyjazdy i ciągle nam wyrzucają, że za rzadko ich odwiedzamy”.
S. Lida odpowiedzialna też była za formację młodych sióstr, organizowała Legion Maryi i aktywnie włączała się w pracę z młodzieżą, a szczególnie z dziewczętami. Była też misyjnym „inżynierem”. Wybudowała kilka przedszkoli i ogromny kompleks Szkoły Technicznej w Garoua Boulai, gdzie mieszkała do końca życia.
Była ogromnie wrażliwa na ludzką biedę. Zginęła 28 sierpnia w wypadku samochodowym, gdy wracała z miasta z zeszytami, książkami i tornistrami dla ubogich dzieci, które wkrótce miały zacząć rok szkolny.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.