Na początku był... odpust
W uroczystym marszu rozpoczynającym jarmark biorą udział także gdańscy dominikanie ks. Rafał Starkowicz /GN

Na początku był... odpust

Komentarzy: 1

Jan Hlebowicz; GN 30/2013 Gdańsk

publikacja 31.07.2013 07:00

- Wiele osób po prostu skorzysta z dobrej imprezy na mieście. Inni będą szukali czegoś więcej. Zadanie dominikanów polega na tym, żeby to "więcej" udało się ludziom odnaleźć - mówi o. Paweł Biszewski OP, organizator "Duszy Jarmarku św. Dominika".

Popularny Dominik liczy sobie aż 753 lata. Część osób przechadzających się między kolorowymi straganami nie zawsze zdaje sobie sprawę z bogatej tradycji wydarzenia, w którym biorą udział. Jak doszło do powstania najsłynniejszego, największego i najstarszego z polskich jarmarków?

Modlitwa i zabawa

W 1260 roku papież Aleksander IV przyznał kilku dominikańskim klasztorom przywilej odpustowy, związany z dniem założyciela i patrona zakonu. Obok Paryża, Tuluzy i Awinionu w wyróżnionej grupie znalazł się także klasztor gdański. Papieska bulla zezwalała dominikanom z nadmotławskiego grodu udzielać każdemu odwiedzającemu ich kościół aż 100 dni odpustu. Co właściwie oznaczało to dla wiernych?

– Odpust od zawsze był i nadal jest skutkiem zadośćuczynienia. Daje możliwość na skrócenie, a nawet darowanie kary doczesnej za grzechy, jednak nie równa się rozgrzeszeniu, które otrzymujemy poprzez spowiedź – wyjaśnia o. Biszewski. Prawdopodobnie w wigilię święta patrona z klasztoru wyruszała uroczysta procesja z relikwiami. Po niej śpiewano nieszpory ku czci świętego, a następnie rozpoczynało się całonocne czuwanie połączone ze słuchaniem spowiedzi, zakończone o poranku jutrznią. Bicie dzwonów zapowiadało uroczystą Mszę św. odprawianą z kadzidłami, mnóstwem świec i ze śpiewami przy donośnym akompaniamencie instrumentów. – Odpust oznaczał darowanie kary, a więc wiązał się z wielką radością. Celebrowanie miłosierdzia Boga ucieleśniało się także w organizacji różnego rodzaju zabaw – mówi o. Biszewski. Dlatego w dni i pory niezabronione zakazami kościelnymi trwał w najlepsze wyszynk piwa, w karczmach namiętnie grywano w kości, śpiewano pieśni i tańczono przy gęślach i piszczałkach. – Na porządku dziennym były ludowe gry i zabawy z nagrodami m.in. wspinanie się na słupy, a także pokazy sztukmistrzów i kuglarzy występujących z niedźwiedziami. W XVII w. zaczęto organizować loterie pieniężne, choć początkowo były one gromione przez kaznodziejów – tłumaczy dr Sławomir Kościelak, historyk z Uniwersytetu Gdańskiego. Na zaimprowizowanych estradach pod gołym niebem występowały trupy wędrownych aktorów. To właśnie podczas Jarmarku św. Dominika Gdańsk, jako pierwsze miasto w Polsce, poznał sztuki Szekspira. Dyspensy wydawane z okazji jarmarku pozwalały świadczyć także usługi medykom ściągającym do Gdańska z całego kraju. Często byli to znachorzy, cyrulicy albo zwykli szalbierze oferujący uzdrawiające eliksiry „leczące wszystkie choroby”. Dlatego niejednokrotnie żądną sensacji gawiedź ściągały wrzaski „uzdrawianych” na świeżym powietrzu nieszczęśników.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 1 z 3 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..