Bywają przekazy tak trudne do przyjęcia, że staramy się je zagłaskać. Takim trudnym tematem jest dziś (a może zawsze było) pytanie o miejsce ubogich w Kościele.
Wierzyć to mówić Bogu „tak”. Ale jeśli za słowem nie idzie pragnienie odpowiedzi całym życiem, to jest to jeden wielki fałsz.
Proklamować i celebrować można tylko to, czemu sami wierzymy i co sami cenimy. Co dla nas samych jest źródłem życia i mocy.
Nie ufam przewodnikom, którzy de facto są tylko nauczycielami. Ufam tym, którzy gotowi są razem ze mną znosić niewygody i niebezpieczeństwa dróg i bezdroży.
Co dzieje się, gdy zły duch zastaje dom czysty i przyozdobiony, ale pusty? Pamiętamy słowa Jezusa. Bierze siedem innych złych duchów, gorszych niż on i się wprowadzają.
„Dobrze by było, aby wszelka katecheza zwracała szczególną uwagę na «drogę piękna»” - pisze papież Franciszek w swojej adhortacji „Evangelii gaudium”. A ja już się trochę boję i po Piłatowemu pytam: „a cóż to jest piękno”?
Wzrastanie w wierze czyli o potrzebie ogrodnika.
Wszystko, co określamy mianem teologii, mówi ostatecznie o tym jednym: Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego dał, by każdy, kto w Niego wierzy, nie umarł ale miał życie wieczne.
Nie wolno nam podchodzić do drugiego człowieka jak szalony ogrodnik, sekatorem odcinając to, co nie pasuje do schematu w naszej głowie. Nie chodzi przecież o nasz plan i nasze "wydaje się".
Kaznodzieja rezygnujący z wielkiej teologii prędzej czy później stanie się – może nawet błyskotliwym – ale tylko ideologiem, moralizatorem a nawet politykierem.