"Mam jednak nadzieję, ze pewnego dnia decydenci dojrzeją do rozsądnych odważnych rozwiązań." Wydaje mi się, że nie dojdzie do takiej sytuacji - opieram to na faktach, że syty nie myśli rozsądnie i odważnie, lecz jedynie jak zachować status quo.
Co to za wychowacy dzisiaj, nie dość, że zawaleni biurokracją, to bez godzin wychowawczych i do tego praktycznie z zakazem wycieczek. Jak tu młodzież poznać, a cóż dopiero wychowywać. Na dodatek tytuł pedagoga przysługuje tylko jednej osobie w szkole :) Cały wysiłek nauczycieli idzie w to, aby mieć górę dokumentów do pokazania w razie kontroli. Dawno zapomniano po co jest szkoła, ze ma przekazywać wiedzę, i uczyć dobrych zachowań społecznych. Teraz uczy tego tylko jak się asekuracyjnie nie narażać. Po każdej reformie jest gorzej. A recepta prosta. Dobrze zapłacić mądrym ludziom i pozwolic! im działać, uczyć i wychowywać. Precz z miernotą w szkole! Niestety na to trzeba odwagi.
Ja widze tu dwa wyjscia: konkurencja szkol spolecznych i prywatnych (najlepiej katolickich) i ... incjatywa obywatelska projektu reformy szkolnictwa. Z milionem podpisow. Tyle, ze u nas troche trudno by bylo znalezc konsens, jak to szkolnictwo za nasze podatki powinno wygladac... Ale mysle, ze zawsze warto probowac.
Gdyby szkolnictwo było sprywatyzowane, to nie byłoby żadnej biurokracji i masy "papierków", nauczyciele przestaliby być państwowymi urzędnikami i zajęli by się tym co do nich należy, a więc kształceniem i wychowywaniem młodzieży a nie urzędowymi sprawami. Obecna szkoła pochłania gigantyczne koszty z kieszeni podatników - dodajmy że nie wszystkim z nich to szkolnictwo się podoba ale kogo to obchodzi z tych przy żłobie, mają płacić i basta.Przy okazji nie wszyscy płacący gigantyczne podatki na wadliwy system szkolnictwa mają dzieci, a więc fundują innym szkołę (fundamentalna zasada: nie kradnij). Nie byłoby też zbędnej administracji szkolnej, finansowanej zgadnijcie z czyich pieniędzy? Prywatyzacja szkół zwiększyła by też ich konkurencje a co za tym idzie podniosła poziom nauczania. Poziom który jest obecnie niski, a nauczyciel dyplomowany zarabiający 4800 zł nie koniecznie musi na te pieniądze zasługiwać. Ale ile osób się nad tym zastanawia, choćby od czasu do czasu? Proponuję wyjść z Matrixa.
Gdyby szkolnictwo było sprywatyzowane, to nie byłoby żadnej biurokracji i masy "papierków", nauczyciele przestaliby być państwowymi urzędnikami i zajęli by się tym co do nich należy, a więc kształceniem i wychowywaniem młodzieży a nie urzędowymi sprawami. Obecna szkoła pochłania gigantyczne koszty z kieszeni podatników - dodajmy że nie wszystkim z nich to szkolnictwo się podoba ale kogo to obchodzi z tych przy żłobie, mają płacić i basta.Przy okazji nie wszyscy płacący gigantyczne podatki na wadliwy system szkolnictwa mają dzieci, a więc fundują innym szkołę (fundamentalna zasada: nie kradnij). Nie byłoby też zbędnej administracji szkolnej, finansowanej zgadnijcie z czyich pieniędzy? Prywatyzacja szkół zwiększyła by też ich konkurencje a co za tym idzie podniosła poziom nauczania. Poziom który jest obecnie niski, a nauczyciel dyplomowany zarabiający 4800 zł nie koniecznie musi na te pieniądze zasługiwać. Ale ile osób się nad tym zastanawia, choćby od czasu do czasu? Proponuję wyjść z Matrixa.
Gdyby szkolnictwo było sprywatyzowane, to nie byłoby żadnej biurokracji i masy "papierków", nauczyciele przestaliby być państwowymi urzędnikami i zajęli by się tym co do nich należy, a więc kształceniem i wychowywaniem młodzieży a nie urzędowymi sprawami. Obecna szkoła pochłania gigantyczne koszty z kieszeni podatników - dodajmy że nie wszystkim z nich to szkolnictwo się podoba ale kogo to obchodzi z tych przy żłobie, mają płacić i basta.Przy okazji nie wszyscy płacący gigantyczne podatki na wadliwy system szkolnictwa mają dzieci, a więc fundują innym szkołę (fundamentalna zasada: nie kradnij). Nie byłoby też zbędnej administracji szkolnej, finansowanej zgadnijcie z czyich pieniędzy? Prywatyzacja szkół zwiększyła by też ich konkurencje a co za tym idzie podniosła poziom nauczania. Poziom który jest obecnie niski, a nauczyciel dyplomowany zarabiający 4800 zł nie koniecznie musi na te pieniądze zasługiwać. Ale ile osób się nad tym zastanawia, choćby od czasu do czasu? Proponuję wyjść z Matrixa.
Miło by było opierać się w swoich opiniach na stanie faktycznym, a nie na informacjach podawanych przez "gazetkę" Fakt, która podaje informacje nieprawdziwe. Sam jestem nauczycielem i wg. tej gazety powinienem (średnio!) zarabiać 2900zł. Otóż tak się składa, że pracując na etacie miesięcznie na moje konto nie wpływa nawet 2000zł - a nie ukrywam, że o wiele przyjemniej by się chodziło do pracy, gdybym widział dwójkę z przodu na moim koncie. A tak, jakoś ciągle jest jedynka... I tak się zastanawiam, jak "Fakt" mógł się "pomylić" o ponad 1000zł?? No chyba, że to nie "Fakt", a "Kłamca" :) Swoją drogą praca papierkowa pochłania naprawdę sporo czasu... I o wiele bardziej wolałbym zostawić to ba boku i poświęcić ten czas uczniom. Ale w polskim systemie oświaty nie da się tego zrobić. Co do prywatyzacji - czemu nie? Tylko jest pytanie co z tymi najbiedniejszymi, których nie stać na prywatną szkołę? Co z tymi młodymi ludźmi, którzy jakby im zlikwidować obowiązek szkolny, to najpewniej skończyliby jako drobni przestępcy, lub gangsterzy... :(
Ale mysle, ze zawsze warto probowac.
Swoją drogą praca papierkowa pochłania naprawdę sporo czasu... I o wiele bardziej wolałbym zostawić to ba boku i poświęcić ten czas uczniom. Ale w polskim systemie oświaty nie da się tego zrobić.
Co do prywatyzacji - czemu nie? Tylko jest pytanie co z tymi najbiedniejszymi, których nie stać na prywatną szkołę? Co z tymi młodymi ludźmi, którzy jakby im zlikwidować obowiązek szkolny, to najpewniej skończyliby jako drobni przestępcy, lub gangsterzy... :(