Młodzi nie chcą się wiązać sakramentalnie z oczywistego powodu: jak się nie uda, to można się rozstać i mieć nową szansę, i nawet po raz trzeci i zawrzeć wtedy związek sakramentalny. Jeśli od razu ktoś bierze slub w kościele, to przepadło, nie ma więcej szans. Świetny przykład takiego myślenia pokazał pan Janowski, ten od programu jaka to melodia. Po dwóch małżeństwach cywilnych i dzieciach z tych związków, wziął z "czystym kontem" slub kościelny. Jak dla mnie to hipokryzja, że pozwolono mu na slub kościelny, no ale widać, że przebiegłość się liczy także w kościele.
Polityka państw też bynajmniej nie sprzyja rodzinie, a już na pewno rodzicom w związku małżeńskim. Lepiej być oficjalnie samotnym rodzicem... A co związku "na zawsze" - nie uczymy odpowiedzialności, ani za siebie, ani za drugiego człowieka. Ciągle przybywa dużych dzieci, ludzi, którzy zamiast zobowiązań wolą życie jako ciągłą zabawę i konsumpcję ...
Irytuje mnie obwinianie całego świata za kryzys małżeństwa. A przecież już 50 lat temu tak pisał o tym bp K. Wojtyła: „Małżeństwo jest instytucją szanowaną, nawet jakoś w teorii gloryfikowaną – «w teorii», gdyż to uznanie i gloryfikacja dotyczy raczej samej Bożej idei małżeństwa (...). Gdy natomiast od idei wypada przejść do rzeczywistości, wówczas obraz nam się przyćmiewa. (...) Tkwi w nas prawdopodobnie jakieś uprzedzenie pod adresem spraw ciała, jakiś ślad manicheizmu, tak że nie bardzo umiemy sobie wyobrazić realizację doskonałości (duchowej i nadprzyrodzonej) w stanie, w którym sprawy cielesne są tak ważnym, tak istotnym współczynnikiem wspólnego życia dwojga ludzi. Podręczniki traktujące o doskonałości chrześcijańskiej milczą na ten temat, a w ogóle podają metody doskonalenia się w zastosowaniu do tych warunków, jakie istnieją w «stanie doskonałości». Jak ma wyglądać doskonałość chrześcijańska w realizacji (…) małżonków stanowiących «dwoje w jednym ciele»? Wychodzi więc na to, że wiążemy świętość z Bożą ideą małżeństwa, natomiast od małżonków ani jej nie wymagamy, ani też nie próbujemy w tym kierunku pracować. Sugestia, iż małżeństwo raczej trzeba traktować «od strony grzechu», jest tak mocna i tak przytłaczająca, że mało kto myśli, by traktować je «pod kątem doskonałości». Nie mamy do tego przygotowania myślowego, nie mamy też do tego przekonania”.
Świetny przykład takiego myślenia pokazał pan Janowski, ten od programu jaka to melodia. Po dwóch małżeństwach cywilnych i dzieciach z tych związków, wziął z "czystym kontem" slub kościelny. Jak dla mnie to hipokryzja, że pozwolono mu na slub kościelny, no ale widać, że przebiegłość się liczy także w kościele.
A co związku "na zawsze" - nie uczymy odpowiedzialności, ani za siebie, ani za drugiego człowieka. Ciągle przybywa dużych dzieci, ludzi, którzy zamiast zobowiązań wolą życie jako ciągłą zabawę i konsumpcję ...
„Małżeństwo jest instytucją szanowaną, nawet jakoś w teorii gloryfikowaną – «w teorii», gdyż to uznanie i gloryfikacja dotyczy raczej samej Bożej idei małżeństwa (...). Gdy natomiast od idei wypada przejść do rzeczywistości, wówczas obraz nam się przyćmiewa. (...) Tkwi w nas prawdopodobnie jakieś uprzedzenie pod adresem spraw
ciała, jakiś ślad manicheizmu, tak że nie bardzo umiemy sobie wyobrazić realizację
doskonałości (duchowej i nadprzyrodzonej) w stanie, w którym sprawy cielesne są tak
ważnym, tak istotnym współczynnikiem wspólnego życia dwojga ludzi. Podręczniki
traktujące o doskonałości chrześcijańskiej milczą na ten temat, a w ogóle podają metody
doskonalenia się w zastosowaniu do tych warunków, jakie istnieją w «stanie doskonałości».
Jak ma wyglądać doskonałość chrześcijańska w realizacji (…) małżonków stanowiących
«dwoje w jednym ciele»? Wychodzi więc na to, że wiążemy świętość z Bożą ideą
małżeństwa, natomiast od małżonków ani jej nie wymagamy, ani też nie próbujemy w tym
kierunku pracować. Sugestia, iż małżeństwo raczej trzeba traktować «od strony grzechu», jest tak mocna i tak przytłaczająca, że mało kto myśli, by traktować je «pod kątem doskonałości». Nie mamy do tego przygotowania myślowego, nie mamy też do tego przekonania”.