Jak na ścieżkach dobra i zła się nie pogubić?

Andrzej Macura

publikacja 19.04.2024 17:00

Nam chodzi o wolność wyboru – mówią pro choice. Nam chodzi o ludzkie życie – mówią pro life. Klasyka.

Nie pogub się Nie pogub się
Jeśli chcesz dojśc, dokąd zmierzasz, lepiej trzymaj się znaków
Andrzej Macura CC-SA 4.0

Z cyklu "Powtórka z katechezy"

Było już o godności człowieka, pragnieniu Boga, by był szczęśliwy, o ludzkiej wolności, która może – niestety  – zaprowadzić na manowce zła, było o tym, kiedy ludzki czyn staje się złym i o moralności uczuć. Przypomnijmy, choćby tylko najogólniej, bo to ważne, że moralność ludzkich czynów zależy od wybranego przedmiotu (czyli tego, co konkretnie człowiek robi), zamierzonego celu czyli intencji i od okoliczności. Pierwsze to podstawa, drugie może czyn z natury dobry uczynić złym, ale odwrotnie już nie. A trzecie, nie wpływając zasadniczo na moralność czynu,  może czynić czyn bardziej lub mniej złym. W kolejnym odcinku naszej powtórki z katechezy  przypomnijmy sobie inne sprawy i pojęcia z ludzką moralnością związane. Czyli parę słów o sumieniu, cnotach oraz wadach i grzechu.

Sumienie drogowskazem? Byle nie przekręconym

Nie ma zębów, a mimo to czasem człowieka gryzie. Czasem robi człowiekowi wyrzuty. Sumienie. Co to takiego? Według najprostszej definicji to zdolność odróżniania dobra od zła. Proste jak budowa cepa, prawda? Przytoczmy jednak też definicję Katechizmu Kościoła Katolickiego (KKK 1778)

Sumienie moralne jest sądem rozumu, przez który osoba ludzka rozpoznaje jakość moralną konkretnego czynu, który zamierza wykonać, którego właśnie dokonuje lub którego dokonała.

Niezwykle istotne: sumienie moralne to osąd rozumu. Rozumu, nie uczuć. Uczucie, jakiś niepokój, który nazywamy wyrzutami sumienia, jest sygnałem, że coś może być nie tak. Ale niekoniecznie jest sygnałem uzasadnionym. Może się zdarzyć, gdy ktoś ma sumienie zbyt delikatne czy wręcz skrupulatne, że owe uczucia mocno człowieka niepokojące, każące mu rozpatrywać po wielokroć  te same sprawy, są wskazówką błędną. Może się okazać , że tak naprawdę zła albo nie było wcale albo było na tyle małe, że reakcja „uczuciowa” jest nieadekwatna do sytuacji. Tymczasem, podkreślmy, sumienie to sąd rozumu! Tylko nim można gorzej czy lepiej rozpoznać dobro i zło. Uczucia, także obawy czy lęki, są kiepskim „miernikiem” dobra i zła. Działa to oczywiście i w druga stronę: jeśli człowiek jest zadowolony z siebie, wypełniają go pozytywne uczucia, to nie znaczy, że zła nie ma. Bo nie uczucia służą do oceny dobra czy zła, ale rozum.

Zauważmy w owej katechizmowej  definicji jeszcze jedno: sąd sumienia dotyczy czynów dokonanych w przeszłości, tego, co robię tu i teraz oraz tego, co dopiero zamierzam zrobić. Ważne, żeby człowiek myślał co robi, zanim zrobi. Bo gdy już się stało, można tylko wyciągnąć wnioski na przyszłość...

No dobrze: a jak „działa” sumienie? Ano musi znać zasady moralne i musi umieć je zastosować, w konkretnych okolicznościach, rozeznając co i jak. Dlatego tak ważne, by człowiek swoje sumienie kształtował; by drogowskaz sumienia właściwie skazywał kierunki.  Powtórzmy, ważne jest, by, po pierwsze, znać zasady moralne. A po drugie, by myśleć. Nie przyjmować a priori, że jestem kryształowo czysty i czego bym nie zrobił, to na pewno jest dobre. Bo...  

No cóż, człowiek ma tendencję, by nie dopuszczać do siebie myśli, że postąpił źle, by się usprawiedliwiać. Zwłaszcza gdy jakiegoś zła dopuścił się nie tylko raz czy drugi, ale to coś, co powoli staje się stałym rysem jego postawy... Do tego dochodzi wpływ bliższego i dalszego otoczenia; czasów w których żyjemy. Otoczenie miewa oczywiście na człowieka pozytywny wpływ. Ale nie można ukryć, że nieraz bywa także demoralizujące. Niekoniecznie z racji przemyślanych strategii oczywiście, ale składa się ono przecież z ludzi nieraz też szukających usprawiedliwienia...  

W Katechizmie (1789) podano parę ogólnych zasad, ułatwiających rozeznanie bardziej skomplikowanych sytuacji.

Człowiek powinien słuchać sumienia. To jego prawo i obowiązek. „Nie wolno więc go zmuszać, aby postępował wbrew swojemu sumieniu. Ale nie wolno mu też przeszkadzać w postępowaniu zgodnie z własnym sumieniem, zwłaszcza w dziedzinie religijnej (KKK 1782). Sumienie może jednak wydawać też sądy błędne. Mówimy wtedy o ignorancji, o niewiedzy.

Z tą różnie bywa. Nieraz może być przypisana osobistej odpowiedzialności. „Dzieje się tak, gdy człowiek niewiele dba o poszukiwanie prawdy i dobra, a sumienie z nawyku do grzechu powoli ulega niemal zaślepieniu . W tych przypadkach osoba jest odpowiedzialna za zło, które popełnia” (KKK 1791).  Bywa jednak, że człowieka się stara, ale czegoś nie wie, coś błędnie zrozumiał. Gdy niewiedza nie jest zawiniona, nie można mówić o winie konkretnego człowieka. Sam zły czyn jednak pozostaje obiektywnie czynem złym. To sytuacja domagająca się od człowieka pracy nad dobrym ukształtowaniem własnego sumienia...

Cnotliwemu łatwiej

Czy łatwo jest postępować dobrze? Różnie to bywa, prawda? Jedni mówią, że tak, bez problemu, inni twierdzą, że trzeba się starać, wyrzekać, zaciskać zęby. Bierze się to nie tylko z tego, że chodzi o różne nieraz sprawy. Także z tego, że jednym dobro przychodzi łatwiej, a innym trudniej. W zależności od tego, czy są cnotliwi, choćby tylko w jakieś jednej dziedzinie, czy takiej czy innej cnoty nie tylko nie mają, ale raczej są obarczeni wadami.

Czym jest cnota? Najprościej można powiedzieć, że to łatwość w czynieniu dobra, pewna skłonność do jego czynienia. „Jest habitualną (czyli będącą pewną sprawnością) i trwałą dyspozycją do czynienia dobra (KKK 1833). Lub szerzej (1804)

Cnoty ludzkie są trwałymi postawami, stałymi dyspozycjami, habitualnymi przymiotami umysłu i woli, które regulują nasze czyny, porządkują nasze uczucia i kierują naszym postępowaniem zgodnie z rozumem i wiarą. Zapewniają one łatwość, pewność i radość w prowadzeniu życia moralnie dobrego. Człowiek cnotliwy to ten, który dobrowolnie czyni dobro.

Cnotliwy postępując dobrze nie zaciska więc zębów. Jemu przychodzi to łatwo, zupełnie naturalnie, jakby inaczej postąpić w ogóle nie wchodziło w grę. Zajmujący się tematem wyszczególniają wiele różnych cnót, ale cztery z nich w odnoszeniu się do ludzi,  uważa się najbardziej podstawowe.  Mówi się, że to cnoty „kardynalne”, czyli „zawiasowe”, zawierające wszystkie inne. To roztropność, sprawiedliwość, męstwo i umiarkowanie. Prócz nich mamy cnoty odnoszące się do Boga (czy głownie do Boga): to wiara, nadzieja i miłość.

Jak stać się cnotliwym? Nie wchodźmy w próbę rozróżniania, co jest w człowieku wynikiem jego pracy nad sobą, a co efektem działania w nim Bożej łaski. Powiedzmy najogólniej: cnotliwym staje się człowiek, który, zapewne nie bez pomocy łaski Bożej, otwiera się na to, co dobre, piękne i szlachetne. Często nazywa się to pracą nad sobą. Pojęcie to jednak kojarzy się z jakimś trudem mozołem. Dlatego chyba sensowniej byłoby mówić tu o jakimś nawracaniu się na dobro; jakimś zmianie    sposobu myślenia, o tym co w życiu jest dobre i piękne, co z perspektywy wieczności warto, a co nie.

... a obarczonemu wadami trudniej

Na przeciwległym biegunie stoją wady. Czyli stałe skłonności do złego postępowania. Człowiek  nimi ogarnięty zło jakby miał we krwi; łatwo mu przychodzi, jakby było czymś zupełnie naturalnym. Ot, kłamstwo. Ogarnięty wadą nieprawdomówności będzie kłamał nawet wtedy, gdy nie musi, gdy nic na tym nie zyskuje, a może wręcz stracić. Taki nawyk po prostu. Wad też oczywiście jest cała masa. Najczęściej wymieniamy te, które związane są z tzw. grzechami głównymi: pycha, chciwość, zazdrość, gniew, nieczystość, łakomstwo, lenistwo (także znużenie duchowe).

Wada powstaje przez grzeszne życiem, zwłaszcza przez grzech często się powtarzający. Trochę jak z kołpakiem na samochodowym kole. Jak raz, drugi spadnie, nawet jeśli go znowu założyć, będzie dalej spadał. Wada nie jest jeszcze sama w sobie grzechem, ale łatwo do grzechu prowadzi. Ot, pycha. Może być tylko czymś, co czyni człowieka śmiesznym. Ale gdy w konkretnej sytuacji człowiek pyszny zaczyna postępować zgodnie ze swoją wadą i np. zaczyna ubliżać tym, którzy rzekomo naruszyli jego godność, pojawia się już konkretne zło. Albo człowiek zazdrosny: wada ta może go pchnąć do kradzieży czy zabójstwa. O uprzykrzaniu życia żonie przez zazdrosnego męża już nie mówiąc.

Zło nie zawsze taj samej wagi

A grzech? Czym jest grzech? Pamiętacie, kiedy w poprzednim odcinku cyklu pisałem o złu pozamoralnym? Złu  niezależnym od człowieka? Ot, chorobach. No właśnie: o grzechu mówimy, gdy chodzi o zło właśnie zależne od człowieka, zależne od jego woli. Definicje grzechu w katechizmie są oczywiście głębsze, ale przez to jednak bardziej skomplikowane.

Grzech jest wykroczeniem przeciw rozumowi, prawdzie, prawemu sumieniu; jest brakiem prawdziwej miłości względem Boga i bliźniego z powodu niewłaściwego przywiązania do pewnych dóbr. Rani on naturę człowieka i godzi w ludzką solidarność. Został określony jako „słowo, czyn lub pragnienie przeciwne prawu wiecznemu” (1849) .

Grzech jest obrazą Boga: (...) przeciwstawia się miłości Boga do nas i odwraca od Niego nasze serca. Jest on, podobnie jak grzech pierworodny, nieposłuszeństwem, buntem przeciw Bogu spowodowanym wolą stania się „jak Bóg”, w poznawaniu i określaniu dobra i zła (Rdz 3, 5). Grzech jest więc „miłością siebie, posuniętą aż do pogardy Boga”. Wskutek tego pysznego wywyższania siebie grzech jest całkowitym przeciwieństwem posłuszeństwa Jezusa, który dokonał zbawienia (1850).

Jak zważyć grzech?

Zło, grzech, potrafi wkraść się w każdą dziedzinę ludzkiego życia. Sam ma więc różnorakie oblicze. Zabójstwo, kradzież, kłamstwo... O tym szerzej w następnej katechezie. Trzeba jednak zauważyć, że zło, grzech, miewa też różna wagę. Czasem chodzi o rzeczy drobne, nie warte rozdzierania szat, a czasem bardzo poważne. Stąd mówimy o grzechach ciężkich i grzechach lekkich. Nazywanych też grzechami śmiertelnymi i grzechami powszednimi. Te nazwy wskazują już na skutki grzechu: śmiertelny, czyli ciężki, „niszczy miłość w sercu człowieka wskutek poważnego wykroczenia przeciw prawu Bożemu; podsuwając człowiekowi dobra niższe, odwraca go od Boga, który jest jego celem ostatecznym i szczęściem” (KKK 1855). Kto go popełnia nie może przystępować do komunii bez wcześniejszej spowiedzi. I gdyby człowiek w stanie grzechu ciężkiego umarł, do końca nie wyrażając skruchy, grozi mu wieczne potępienie. Grzech powszedni natomiast, „pozwala trwać miłości, chociaż ją obraża i rani” (KKK 1855).

Kiedy mówimy, że grzech jest ciężki, śmiertelny? Jeśli spełnione są jednocześnie trzy warunki.  „Grzechem śmiertelnym jest ten, który dotyczy materii poważnej i który nadto został popełniony z pełną świadomością i całkowitą zgodą”

Poważna materia, pełna świadomość, całkowita zgoda, dobrowolność. Poważna materia? To jakieś poważniejsze, cięższe zło. Najczęściej będzie to postępek przeciw któremuś z dziesięciorga przykazań; naruszenie tego przykazania wprost. Ot, ósmego, które zabrania oczerniania. Gdy wyrządza poważną szkodę będzie ciężką materią grzechu. Ale kłamstwo – już niekoniecznie. Bo z różnych motywów człowiek kłamie i częściej krzywda nim wyrządzona nie będzie wielka. Gdy ktoś popełnia zło, o którym wprost przykazania nie mówią, częściej będzie to grzech lekki. Ot, lenistwo. Jeśli nie skutkuje jakimś wielkim złem – a zazwyczaj jednak nie – nie jest ciężką materią grzechu.

Pełna świadomość? Człowiek po pierwsze musi wiedzieć, że coś robi. Nie można więc grzechu popełnić przez sen. Musi też wiedzieć – to ważniejsze –  że to co robi jest złe. Ignorancja zawiniona – była o niej mowa wcześniej – i zatwardziałość „nie pomniejszają, lecz zwiększają dobrowolny charakter grzechu” (KKK 1859). Ignorancja niezawiniona niedobrowolna może „zmniejszyć winę, a nawet uwolnić od ciężkiej winy” (KKK 1859), ale nigdy nie sprawi, że czyn z natury zły stanie się nagle moralnie obojętnym czy nawet dobrym.

Całkowita zgoda? Chodzi o brak przymusu. Tego zewnętrznego, pochodzącego od innych ludzi, ale często też wewnętrznego, wypływającego np. z subiektywnego poczucia lęku, działań kompulsywnych i temu podobnych.  „Impulsy wrażliwości, uczucia mogą również zmniejszyć dobrowolny i wolny charakter winy, podobnie jak naciski zewnętrzne czy zaburzenia patologiczne” – czytamy w KKK 1860. Ale uwaga: w tym samym punkcie czytamy też: „Grzech popełniony ze złości, w wyniku świadomego wyboru zła jest najcięższy” (oczywiście gdy chodzi o tę samą materię grzechu).

A grzechy powszednie czyli lekkie? Mamy z nim do czynienia wtedy, gdy nie został spełniony jeden z trzech wymienionych wcześniej warunków grzechu ciężkiego.

Grzech powszedni jest popełniony wtedy, gdy w materii lekkiej nie przestrzega się normy prawa moralnego lub gdy nie przestrzega się prawa moralnego w materii ciężkiej, lecz bez pełnego poznania czy całkowitej zgody (KKK 1862)

Warto pamiętać, że i tego grzechu nie powinno się lekceważyć. Czemu? Przytoczmy kolejny punkt KKK zwięźle to wyjaśniający.

Grzech powszedni osłabia miłość; jest przejawem nieuporządkowanego przywiązania do dóbr stworzonych; uniemożliwia postęp duszy w zdobywaniu cnót i praktykowaniu dobra moralnego; zasługuje na kary doczesne. Grzech powszedni świadomy i pozostawiony bez skruchy usposabia nas stopniowo do popełnienia grzechu śmiertelnego. Grzech powszedni nie czyni nas jednak przeciwnymi woli i przyjaźni Bożej; nie zrywa przymierza z Bogiem. Może być naprawiony po ludzku z pomocą łaski Bożej. Nie pozbawia łaski uświęcającej, przyjaźni z Bogiem, miłości ani, w konsekwencji, szczęścia wiecznego (KKK 1863) .

Grzech kojarzmy raczej jako coś, co jest osobistym wyborem człowieka. Niestety, nie można powiedzieć, że to taka całkiem sprawa osobista. Czasem człowiek winny jest współudziału w grzechach cudzych. Kiedy?

•    Uczestnicząc w nich bezpośrednio i dobrowolnie;
•    Nakazując je, zalecając, pochwalając lub aprobując;
•    Nie wyjawiając ich lub nie przeszkadzając im, mimo że jesteśmy do tego zobowiązani;
•    Chroniąc tych, którzy popełniają zło (KKK 1868)

Jak zauważają autorzy katechizmu, w ten sposób tworzy się coś, co można by nazwać „strukturami grzechu”; zło, staje się w społeczeństwach czymś „normalnym”. „Powodują powstawanie sytuacji społecznych i instytucji przeciwnych dobroci Bożej” czytamy w KKK 1869. To zaś często skłania ofiary tych grzechów do popełniania innego zła...

 


***

To by było na tyle, jeśli chodzi o najważniejsze sprawy dotyczące zagadnień ogólnych dotyczących ludzkiej moralności. A więc to koniec katechezy VII. W VIII o zagadnieniach bardziej już szczegółowych. Warto jednak zauważyć, że dwa ostatnie odcinki naszej powtórki były tylko szkicem najważniejszych zagadnień związanych z tym tematem. Zainteresowani dogłębniejszym przeanalizowaniem tematu, zauważeniem innych jeszcze spraw, mogą zajrzeć do trzech pierwszych części polecanego już wcześniej cyklu „Jak żyć by podobać się Bogu”. Polecamy też trochę innych tekstów. O cnotach, wadach, o rozeznawaniu zła...