Spuścizna Św. Jadwigi. Są piękne, dobre, mądre i wykształcone. Znają języki obce, grają na instrumentach i śpiewają. Gotują, sprzątają, remontują i budują. Opiekują się dziećmi, starszymi, ubogimi i chorymi. A kto zatroszczy się o nie?
Minęło właśnie 150 lat od dnia, gdy siostry boromeuszki przybyły do Trzebnicy. Od półtora wieku kontynuują dzieło św. Jadwigi i swoich poprzedniczek – cysterek. Prowadzą zakłady opiekuńcze, szkoły, świetlice, goszczą pielgrzymów, pracują w szpitalu i udzielają pomocy wszystkim potrzebującym.
Pierwszy cud: zaproszenie do Trzebnicy
Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Karola Boromeusza powstało w Nancy we Francji w XVII wieku. Boromeuszki objęły opieką ludzi starszych, chorych i opuszczone dzieci. Po 200 latach wyszły z posługą miłosierdzia poza granice Francji. W 1848 roku, na prośbę ordynariusza wrocławskiego kard. Melchiora von Diepenbrocka, podjęły pracę w szpitalu w Nysie. Stworzyły tam podwaliny śląskiej gałęzi boromeuszek. W ciągu pierwszych 17 lat zgromadzenie otworzyło na Śląsku 30 domów. Nie brakowało mu też powołań. Dynamiczny rozwój uniemożliwiał należytą formację wszystkich zgłaszających się dziewcząt. Brakowało dla nich miejsca w domu macierzystym, a na budowę nowego nie było funduszy.
W tym czasie trzebnicki proboszcz ks. Ignacy Tieffe poprosił przełożoną generalną w Nysie o oddelegowanie kilku sióstr pielęgniarek do służby w mieście św. Jadwigi. 12 października 1861 r. przybyły tam trzy pierwsze boromeuszki. Początkowo zamieszkały na plebanii, ale już 4 listopada, w uroczystość patrona zgromadzenia św. Karola Boromeusza, wprowadziły się do klasztoru. Od tej pory nieprzerwanie, aż do dziś, związane są z Trzebnicą.
Po wojnie utraciły swoje szkoły, ale już w 1952 r., na prośbę ks. Wawrzyńca Bochenka, podjęły katechizację przedszkolaków, a w 1961 r., po usunięciu religii ze szkół, także uczniów. W bazylice ukwiecały ołtarze, grały na organach. Obecnie w klasztorze cały rok podejmują pielgrzymów z kraju i zagranicy, odwiedzających sanktuarium św. Jadwigi, a także zatrzymujących się w drodze na Jasną Górę. Od 1995 r. prowadzą Zakład Opiekuńczo-Leczniczy dla 120 osób, od 2000 r. – Świetlicę Profilaktyczno-Wychowawczą dla dzieci i młodzieży, od 2002 r. – muzeum klasztorne z unikatowymi zbiorami cysterskiej, jadwiżańskiej i boromejskiej przeszłości, a od 2004 r. – Ośrodek Wsparcia Społecznego „Szósty Stół św. Jadwigi”.
Drugi cud: ocalenie z ognia
Klasztor, ufundowany przez Henryka Brodatego i jego małżonkę Jadwigę Śląską, 17 czerwca 1889 r. stał się własnością boromeuszek, a one rzeczywistymi spadkobierczyniami życia, miłości i ofiary św. Jadwigi. Ewangelizowały więc, uczyły, wychowywały i pielęgnowały. Jednocześnie remontowały klasztor, który obok elementów pocysterskich zyskał koloryt boromejski. Nie było łatwo łączyć te zadania. Szczególnie trudny okazał się rok 1945. Władze chciały pozbyć się sióstr, a one mimo grożącego niebezpieczeństwa pozostały, by służyć i dawać schronienie. W styczniu tego roku zapobiegły spaleniu bazyliki i klasztoru, a w marcu pielęgnowały chorych na tyfus. Opiekowały się rannymi żołnierzami niemieckimi, radzieckimi i polskimi, a następnie ludnością cywilną.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.