Najbardziej interesującymi i pasjonującymi momentami w życiu są okresy „pomiędzy”. Takie chwile, w których to, co dotychczasowe, nie jest już takie, jakie było, a nowe jeszcze nie jest tak do końca obecne.
Będzie to mógł potwierdzić każdy, kto już kiedyś wybrał się, aby bardzo świadomie przeżyć „początek” nowego dnia. Ów moment, w którym ciemność nocy ustępuje nowemu światłu dnia.
Kto jednak rzeczywiście wybierze się, aby uchwycić ten moment, stwierdzi, że wcale go nie ma. Nie ma w ogóle początku dnia. Światło słońca nie przychodzi nagle. I noc nie znika nagle. Także w nocy jest światło, światło gwiazd. Im ciemniejsza noc, tym bardziej widoczne gwiazdy. Na ziemi widoczne są tylko kontury. Prawie niezauważalnie czerń ustępuje szarości, a potem z czasem dają się rozpoznać pierwsze kolory. Wraz z coraz głośniejszym śpiewem ptaków. Gwiazdy znikają, a horyzont zaczyna powoli prezentować się w delikatnych barwach – na długo przed ukazaniem się słońca.
Ono się nie śpieszy. Szczególnie gdy się na nie czeka. A kiedy wreszcie pierwszy promień zabłyśnie nad linią horyzontu, wcale nie wzbudza takiej sensacji. Trzeba być bardzo cierpliwym i pilnie uważać, aby nie przegapić tego momentu – dobrze wiedząc, że moment przebłysku pierwszego słonecznego promienia nie zależy tylko od słońca, ale również od miejsca, w którym się znajdujemy. Kto jednak go przeżyje, dowie się dzięki niemu więcej o życiu niż dzięki jakiemukolwiek świetlnemu show czy fajerwerkom – choćby były nie wiem jak spektakularne. A poza tym słońce nie żąda niczego w zamian…
Radosna wiara jako źródło ochoty i radości życia
Przeżywana wiara chrześcijańska jest dla serca najpierw czymś na kształt mydła, za pomocą którego dbam o to, aby zszedł ze mnie brud. Nie czekamy, aż zaczną inni. Zaczynamy od samych siebie. Nie kwestionujemy innych, lecz siebie.
Gdzie sam przykładam rękę do tworzenia problemów mojego świata? Gdzie mam udział w tym, że w moim otoczeniu nie jest tak jasno i wesoło, jak mogłoby być, albo jak sam bym tego chciał? Gdzie jestem tym, który sieje nieufność, tą, która burzy zaufanie? Gdzie jestem tym, który boi się stracić twarz i dlatego sięga po kłamstwo i upiększenia? Gdzie sama nie mogę znieść, że jakaś inna wydaje się więcej znaczyć niż ja? Czym czuję się zagrożony? Przed czym się bronię? Kiedy wychodzę z siebie? Przez co drugi człowiek staje się dla mnie zagrożeniem czy nawet wrogiem?
W takim stopniu, w jakim sami stawiamy im czoło, przy całym tkwiącym w nas potencjale tego, co nieludzkie, stajemy jednak po stronie człowieczeństwa. Nie musimy się oszukiwać. Wiemy o istnieniu mrocznych stron i możliwości własnego serca i postępowania. Wiemy i nie ukrywamy ich. Nie poprzestajemy jednak na wytykaniu czy zwalczaniu tych stron tylko u innych, ale chcemy to czynić także u siebie. Wiemy, że cała ludzka historia rozwoju zaczyna się na nowo od każdego człowieka, a zatem także od nas – i że możliwe jest to w każdym czasie, a zatem również teraz.
Nie ma rzeczy niemożliwych – w każdym czasiewszystko jest możliwe
Także od ciebie i ode mnie ów rozwój zaczyna się zupełnie na nowo. To z kolei oznacza, że nie ma rzeczy niemożliwych. W każdym czasiewszystko jest możliwe. To zależy tylko od tego, czy sam idę dalej, czy zatrzymuję się, czy upadam. Jeśli prawdą jest, co powiedział kiedyś Albert Einstein, że nawet tylko raz powstała myśl nie może już zostać cofnięta, wówczas my, ludzie, mamy przeogromną władzę. Wówczas nasze myślenie, nasza mowa i czyny są ważne na całą wieczność. Wówczas nic, ale to zupełnie nic z tego, co myślimy, mówimy lub czynimy, nie jest bez znaczenia. Wówczas wszystko działa dalej. Wówczas mam wpływ na wszystko i wszystkich. Czy da się to odczuć, czy nie. Odnosi się to w takim samym stopniu do tego, co ciemne, jak i do tego, co jasne. Tak samo do błahostek, jak i spraw poważnych. Do wszystkiego, co robimy.
Jeśli zgodzimy się z przekonaniem Einsteina, nasze spojrzenie na świat i nasza w nim rola zmienią się całkowicie. Wtedy będę wiedzieć, że ja sam zawsze jestem współodpowiedzialny za świat i klimat, który w nim panuje. Wtedy będę wiedzieć, że mój własny wkład – nawet jeśli zdaje się tak niepozorny – jest istotny dla jego dalszego rozwoju. Wtedy będę wiedzieć, że nie jest daremne nic, o co prawdziwie się staram, nie bacząc, ile mnie to kosztuje.
Ta wyzwalająca wiedza, w zależności od stanu ducha, jest być może nie zawsze tak namacalnie obecna i odczuwalna, ale jednak jest. Tam, gdzie uda nam się wejść z nią w kontakt lub pozostać w kontakcie, tam możliwe jest nowe spojrzenie na życie i wszystko, co je stanowi. Jest to przede wszystkim nowe spojrzenie na fenomen ciemności, zewnętrznej lub wewnętrznej. To jakby nowe samookreślenie własnego miejsca wśród nocy, pod pogodnym, gwieździstym niebem...
***
Powyższy tekst jest fragmentem książki ojca Jonathana Düringa pt. Jesteście solą, nie zupą. O wyzwalającej sile radosnej wiary, Wydawnictwo Homo Dei 2010, format 120 x 185, stron 143.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).