Irlandia, Pensylwania, Polska

Komentarzy: 18

Joanna M.  Kociszewska Joanna M. Kociszewska

publikacja 27.08.2018 08:49

Myślę, że wybrana przez papieża droga i proporcja tematów była optymalna. Nie sposób napominać z wyżyn własnej wielkości i mądrości, jeśli się stoi po kolana we wspomnianym wyżej "caca".


Papieska wizyta w Irlandii z okazji Światowego Spotkania Rodzin była szczególnie skomplikowana także z powodu wielorakich oczekiwań. Papież jechał – co trzeba przypomnieć – przede wszystkim na spotkanie z rodzinami z całego świata. Nie tylko z Europy, nie mówiąc już o tym, że nie tylko z Irlandii. Z drugiej strony jednak przyjeżdżał do samej Irlandii, w której ledwo dwadzieścia lat temu zakończył się konflikt o Irlandię Północną, i do Kościoła w Irlandii, który należałoby określić Kościołem zgorszonych. Na początku XXI ujawniono w tym kraju olbrzymi skandal związany z przemocą instytucjonalną, przede wszystkim w placówkach wychowawczych i opiekuńczych (kościelnych i państwowych), a także z wykorzystywaniem seksualnym dzieci i jego tuszowaniem przez instytucje kościelne. Około dziesięciu lat temu ukazały się trzy przygotowane przez rząd raporty (Ryana, Murphy, raport z Cloyne), które spowodowały poważny wstrząs i wielkie zgorszenie. Niedawno mogliśmy usłyszeć, że Irlandia jest dziś terytorium misyjnym. Jednocześnie spowodowało to zmiany prawno-obyczajowe: Irlandia z poparciem społeczeństwa zalegalizowała małżeństwa jednopłciowe, a ostatnio Irlandczycy w referendum zgodzili się na wykreślenie poprawki, która uznawała równość prawa do życia matki i nienarodzonego dziecka, otwierając tym samym drogę do liberalizacji prawa aborcyjnego.

Oczekiwania wobec ledwo dwudniowej wizyty apostolskiej były wielkie. Jedni oczekiwali reakcji na grzechy Kościoła. Drudzy: krytyki zmian obyczajowych, uderzających w rodzinę. Na miejscu natomiast były rodziny z całego świata potrzebujące papieża-pasterza, który wskaże drogę i doda odwagi, by nią podążać. I to oni – cisi, niewidoczni dla mediów – byli najważniejsi.

Warto sięgnąć do dwóch papieskich przemówień: na spotkaniu z irlandzkimi narzeczonymi i małżonkami w prokatedrze w Dublinie i w sobotni wieczór na święcie rodzin na stadionie Croke Park. To słowo skierowane właśnie do nich, do wszystkich rodzin w całym Kościele powszechnym, słowo wskazujące drogę i dodające nadziei. Te dwa spotkania były sercem wizyty.

Jednocześnie papież spotkał się z ofiarami wykorzystywania seksualnego, podczas którego samo wykorzystywanie i – co ważne – jego tuszowanie miał określić słowem caca (gówno). Żal, ból i wstyd wyraził dwukrotnie: w pierwszym przemówieniu do władz Irlandii i przed modlitwą na Anioł Pański w sanktuarium w Knock. W ostatniej homilii podczas Mszy świętej kończącej Światowe Spotkanie Rodzin mówił z kolei o świadectwie wierności Jezusowi i Ewangelii. Wierności, która jest trudna i niewygodna, gdy trzeba podjąć wysiłek przebaczenia, przyjąć imigranta i obcego, znosić odrzucenie, rozczarowanie i zdradę czy “chronić prawa najsłabszych, nienarodzonych lub starszych, którzy zdają się zakłócać nasze poczucie wolności”.

Myślę, że wybrana przez papieża droga i proporcja tematów była optymalna. Nie sposób napominać z wyżyn własnej wielkości i mądrości, jeśli się stoi po kolana we wspomnianym wyżej caca. Jeśli ofiary, współpracujące z Kościołem, dzieląc się swoim bólem, mówią jak Marie Collins:

“Żałuję tylko, że rzadko potrafię się zdobyć na uczestniczenie w praktykach religijnych. Nie straciłam wiary w Boga. Potrafię wybaczyć mojemu prześladowcy to, co zrobił, ponieważ przyznał się do winy. Jak jednak mam odzyskać szacunek do hierarchów kościelnych?” (z tekstu świadectwa podczas sympozjum w Rzymie w 2012 roku).

Kiedyś byłam przekonana, że zgorszenie trzeba wybrać, że ostatecznie jest zawsze ten jeden moment mojej decyzji. Być może jednak po prostu nie zderzyłam się z takim bólem, który powaliłby mnie na kolana. Słowa Marie Collins to wielki krzyk, kamieniem młyńskim obciążający tych, którzy zawiedli chroniąc przestępców i siebie samych. Irlandia potrzebuje nie napomnień, a świadków radykalnie żyjących Ewangelią. To jedyna droga uleczenia.

Tuż przed papieską wizytą w Irlandii w stanie Pensylwania opublikowano raport, który dokumentuje wieloletnie instytucjonalne tuszowanie przez biskupów sześciu diecezji wykorzystywania seksualnego dzieci. Papieski List do Ludu Bożego, opublikowany kilka dni później, po raz kolejny prosi o zaangażowanie wszystkich katolików, o solidarność z ofiarami wyrażającą się w ujawnianiu, o sprzeciw wobec klerykalizmu, który nazywa “perwersją eklezjalną”. Trzeba, żebyśmy usłyszeli ten głos, bo korzenia zła nie da się wyrwać inaczej, niż przez zmianę mentalności. Nas wszystkich. Nie wystarczy powiedzieć: niech papież czy biskupi “coś zrobią”. Dymisje - choć zapewne będą (zawsze dotąd były: w USA, Irlandii, na Malcie, ostatnio w Chile) - nie wystarczą. Niejednokrotnie właśnie ze strony świeckich ciągle spotyka się opór wobec mówienia o czynach pedofilnych w Kościele, wobec ich ujawniania, wobec przyjmowania na siebie winy. Tak, to nie jest łatwe. Ale jesteśmy wspólnotą. Jednym ciałem. Nie ma innej drogi.

W tle papieskiej pielgrzymki, 25 sierpnia na Jasnej Górze spotkali się polscy biskupi diecezjalni. W komunikacie po spotkaniu padły dwie ważne zapowiedzi: o wdrożeniu w diecezjach programu prewencji i o nowych zasadach formacji kapłańskiej, co także dla prewencji ma olbrzymie znaczenie. To konkret, na którego realizację bardzo czekam. Jeśli chcemy, by dzieci nie były krzywdzone, prewencja jest niezbędna.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..