Mam mówić o powołaniu? Ale im bardziej się nad tym zastanawiałem, tym mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, że wiem o nim coraz mniej.
Bo jak można komuś powiedzieć, że postąpiło się wbrew temu, o czym się myślało i czyniło, że ludzie patrzący z boku pukali się w głowę - co ten chłop najlepszego ze swoim życiem uczynił. Poszedł na księdza! Co źle mu było? Tutaj?
Przecież miał swoje mieszkanie własnościowe, ciekawą pracę, grono przyjaznych znajomych... Po co mu to?
A wszystko zaczęło się niewinnie... Przyszedłem z pracy, wcześniej na mieście zjadłem obiad. Usiadłem w fotelu. I nagle stwierdziłem, że jestem sam. Mało tego - w środku byłem wypalony, pusty, jakiś taki martwy. Wszystko, co do tej pory zrobiłem, było pozbawione celu i logiki. Chandra, zmęczenie, a może trzeba założyć rodzinę? Nie wiedziałem, co o tym sądzić. W każdym razie, stan ten trwał i wcale mnie nie opuszczała dziwna, powiedziałbym, beznadzieja...
Ktoś zapyta - gdzie w tym jest mowa o powołaniu? Ono tak się rodziło. Nie w jakimś głosie z góry, w poświacie błyskawic - idź na księdza! Ale powoli - ja, człowiek, który nigdy nie myślał o kapłaństwie, nagle stwierdziłem, że muszę iść do seminarium. Nie trwało to tydzień, miesiąc, ale rok, jakaś siła jeszcze wtedy nie nazwana, drążyła mój umysł, serce i sumienie.
Wydaje mi się, że z powołaniem kapłańskim, jak z każdym zresztą, to jest jak ze słuchaniem bardzo cichej muzyki... Trzeba stanąć w miejscu, znaleźć chwilę ciszy i spokoju i posłuchać tej muzyki, którą Bóg nam gra. Nie musi być to od razu kapłaństwo, bądź małżeństwo albo życie samotne. Ale trzeba posłuchać...
Kiedyś jeden człowiek wołał do Boga - Panie, Panie, powiedz co mam czynić w życiu! - I tak lamentował i lamentował. W pewnym momencie Bóg nie wytrzymał i mówi - słuchaj, przestań biadolić, zamilknij, posłuchaj, co ja mam tobie do powiedzenie! Tak też było ze mną. Powołanie to nie jest coś co można chwycić, ugryźć, zważyć czy też w jakiś inny sposób racjonalnie zbadać. Bo w momencie podjęcia decyzji - a tak było w moim przypadku - nie ma wahania. Oczywiście świat woła - po co ci to, nie ryzykuj, On umarł 2000 lat temu. Nie wiadomo, czy faktycznie zmartwychwstał. Zostań tu z nami. Tu jest dobrze.
A ja po prostu uwierzyłem temu, który 2000 lat wcześniej został ukrzyżowany, a później zmartwychwstał. I tylko tyle ma na swoją obronę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).