„Z natury hojnie obdarzony, przyrodzonych darów nie marnował, ale je mnożył i rozwijał, aby kierując się duchem wiary, stawać się człowiekiem Bożym” - tak charakteryzuje biskupa Pelczara polski słownik hagiograficzny Nasi święci.
Jest to charakterystyka tyleż trafna, co ogólna. Bo też i świętość, którą w niedzielę 18 maja uroczyście ogłosi Jan Paweł II, nie ma w sobie nic spektakularnego - nie narzuca się ani niezwykłością zdarzeń zewnętrznych, ani gwałtownością przemian duchowych. Przypomina raczej drogę człowieka, który wytrwale, metr po metrze, przez całe życie pnie się ku górze.
No dobrze - powie ktoś - ale czy tego rodzaju życie nie jest jednostajne i nudne? Czy może dawać satysfakcję? Czy potrafi zachwycić i porwać do świętości innych ludzi? 2 czerwca 1991 roku podczas Mszy beatyfikacyjnej w Rzeszowie Ojciec Święty stwierdził, że był to człowiek, który „nie tylko mówił: »Panie, Panie«, ale spełniał wolę Ojca, tak jak objawił ją nam Jezus Chrystus”.
Formowanie charakteru
Przyjrzyjmy się więc bliżej postaci Józefa Sebastiana. Urodził się 17 stycznia 1842 roku w Korczynie, niedaleko Krosna, jako syn Wojciecha i Marii z domu Mięsowicz. Biografowie są zgodni, że to matka przekazała mu podstawowe prawdy wiary i zaszczepiła w nim ducha pobożności, jednak od samego początku miał też chłopiec szczęście do szlachetnych i mądrych duszpasterzy. Pierwszym z nich był korczyński wikary ks. Jabłoński, który zachęcił rodziców, by wysłali syna na dalszą naukę do Rzeszowa.
W rzeszowskim gimnazjum młody Pelczar trafił na nieprzeciętnego katechetę, ks. Dymnickiego, który pogłębiał jego pobożność, rozbudzał uczucia patriotyczne oraz zapał do pracy społecznej. To wszystko nie pozostało bez wpływu na decyzję o wyborze drogi kapłaństwa.
Lata 1858-1864 spędził Józef Sebastian w przemyskim seminarium duchownym, gdzie, już jako alumn, ukończył nauki gimnazjalne, składając w 1860 roku egzamin dojrzałości. Wielkie wsparcie znajdował u swoich przełożonych - rektora seminarium ks. Skwierczyńskiego i opiekuna duchownego ks. Łobosa, a także u miejscowego proboszcza oraz kolegów seminaryjnych, pochodzących z Korczyna.
Po święceniach kapłańskich, które otrzymał 17 lipca 1864 roku, skierowany został do Sambora i - mimo braku doświadczenia - rzucony w wir obowiązków, w pełni im podołał, znów dzięki przykładowi gorliwych współbraci - proboszcza i wikarego.
Do pogłębienia duchowości oraz poszerzenia horyzontów intelektualnych młodego kapłana przyczynił się w dużym stopniu jego wczesny, trwający prawie trzy lata, pobyt w Wiecznym Mieście, który zawdzięczał o. Piotrowi Semenence, jednemu ze współzałożycieli Zgromadzenia Zmartwychwstańców. Ks. Pelczar mieszkał w nowo otwartym Kolegium Polskim w Rzymie, studiował teologię na Gregorianum oraz prawo kanoniczne w Liceum św. Apolinarego, i z obu tych dyscyplin uzyskał doktorat.
Modlitwa i czyn
Z perspektywy czasu widać, że pierwszy okres formacji duchowej ks. Józefa Pelczara miał dla jego późniejszej posługi znaczenie decydujące. To wtedy zakiełkowała jego miłość do ambony i konfesjonału, zrodziła się wielka pasja społecznikowska, ujawniły się zamiłowania naukowe, pisarskie i pedagogiczne oraz niezwykłe talenty organizacyjne, obudziła się żyłka podróżnicza, ukształtowały się również takie cechy charakteru, jak prawość, sumienność, pracowitość czy wytrwałość w dążeniu do celu.
Dzięki wspomnianym zaletom i zdolnościom Józef Sebastian mógł przez długi czas spełniać się także w pracy naukowej. Najpierw wykładał teologię pastoralną i prawo kanoniczne w seminarium w Przemyślu, a od roku 1877 znalazł się w Krakowie jako profesor świeżo utworzonej katedry historii Kościoła i prawa kanonicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. W podwawelskim grodzie spędził 22 lata, pełniąc m.in. obowiązki prorektora i rektora uniwersytetu oraz przyczyniając się do rozbudowy gmachów tej uczelni. W tym czasie powstały też ważne dzieła naukowe: Prawo małżeńskie, Pius IX i jego wiek czy Zarys dziejów kaznodziejstwa w Kościele katolickim.
W okresie krakowskim doszła do głosu niezwykła i wszechstronna aktywność Pelczara: zasłynął jako doskonały kaznodzieja i spowiednik, organizował pielgrzymki do Rzymu, prowadził Sodalicję Mariańską kapłanów, wspierał materialnie kuchnię dla młodzieży szkolnej i akademickiej, kierował pracami Towarzystwa Oświaty Ludowej w Krakowie, wreszcie - powołał do życia żeńskie zgromadzenie zakonne Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego (sercanki).
W służbie diecezji
Nie mniejszą intensywnością odznaczał się kolejny etap w życiu Józefa Pelczara. 17 grudnia 1900 roku otrzymał on papieską nominację na biskupa ordynariusza diecezji przemyskiej, a jego uroczysty ingres do katedry nastąpił 13 stycznia 1901r.
W ciągu 24 lat utworzył w swojej diecezji 57 nowych placówek duszpasterskich. Rozwinął nauczanie religii w szkołach ludowych. Troszczył się o pomnożenie stanu liczebnego duchowieństwa i podniesienie jego poziomu moralnego. Założył dwie szkoły gospodarcze, przeznaczone dla dziewcząt wiejskich. Popierał zakładanie ochronek dla dzieci i sam ufundował taką ochronkę w Jaśliskach. Interesował się losem swoich diecezjan-emigrantów, zwłaszcza sezonowych. Zorganizował na wielką skalę kongres mariański w Przemyślu. Szczególnie ważnym efektem jego biskupiej posługi były trzy synody, zorganizowane w latach 1902, 1908, 1912. Przygotowania do czwartego przerwała Józefowi Pelczarowi jego śmierć, która nastąpiła po krótkiej chorobie 28 marca 1924 roku.
Gdy ogarniamy myślą dzieło przemyskiego Biskupa, wiemy już, co znaczy, że był to człowiek, który spełniał wolę Ojca, a dom swój budował na skale. Parafrazując słowa Zbigniewa Herberta z wiersza Brewiarz, możemy powiedzieć, że było to życie, które „zamknęło się jak dobrze skomponowana sonata”.
Przy pisaniu tego artykułu korzystałem ze szkicu Atamana, zamieszczonego w polskim słowniku hagiograficznym „Nasi święci”, wydanym przez Księgarnię św. Wojciecha w Poznaniu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.