Gdy media mówią o kolejnych aferach związanych z wykorzystaniem seksualnym nieletnich przez księży, ogarnia nas nieraz uczucie znużenia: „Znowu to samo...”. Józef Augustyn SJ analizuje przypadek chilijski.
Od niemal trzydziestu lat, co jakiś czas, w niektórych Kościołach lokalnych, popełnia się ciągle te same szkolne błędy: ukrywania istotnych informacji dotyczących skandali na tle seksualnym, wprowadzania w błąd wyższych przełożonych i opinii społecznej. Analiza dotychczasowych przypadków w wielu krajach, w których miał miejsce omawiany skandal, pokazuje, że – szczególnie dzisiaj – jest rzeczą niemożliwą ukryć problem przed światem. Owo uczucie znużenia tematem – jak sądzę – jest pokusą odgrodzenia się od bolesnych spraw Kościoła. Łatwiej być z Kościołem, gdy ten przeżywa momenty chwały, trudniej gdy doznaje upokorzenia z powodu własnych grzechów czy też niesprawiedliwego prześladowania i poniżenia. Ci, którzy kryją problemy Kościoła kierując się lękiem o siebie i o swoją opinię, lekceważą przyszłość Kościoła.
1. Wciągnięto w sprawę samego Papieża
Na tapecie jest Kościół w Chile. Popełniono tam ten sam szkolny błąd: usiłowano ukrywać skandal, o którym od dłuższego czasu głośno było w tamtejszych mediach. Wizyta apostolska Franciszka w Chile nie tylko nie przyczyniła się do oczyszczenia atmosfery, ale – przy tej okazji – okazało się jeszcze, że wciągnięto w sprawę samego Papieża nie informując go rzetelnie o tym, co się wydarzyło. Z jakimż mocnym przekonaniem musiano mu przekazywać informacje, skoro Franciszek z całą stanowczością, kładąc na szali swój papieski autorytet, bronił biskupa diecezji Osorno Juana Barrosa oskarżonego, iż ukrywał nadużycia seksualne księdza Fernando Karadimy.
Franciszek, który niejednokrotnie posługuje się dosadnymi określeniami, nazwał oskarżenia oszczerstwami. To były bardzo trudne słowa, które zabolały ofiary i ich rodziny. Wypowiedź papieska zdziwiła wielu, a sam kard. Sean O'Malley, przewodniczący papieskiej komisji zajmującej się pedofilią wśród księży, jednoznacznie zdystansował się do niej, choć normalnie współpracownicy Ojca świętego nie krytykują jego słów. Sprawa była jednak zbyt ważna.
Na obronę samego Papieża możemy powiedzieć, że jako pasterz Kościoła, nie jest najpierw prokuratorem dla biskupów, ale ich starszym bratem i ojcem, stąd też – przekonany o niewinności biskupa - bronił go. Miało to być – w zamiarze Papieża – wsparcie w sytuacji jawnej krzywdy, jaka – w jego odczuciu – spotykała hierarchę. Krzywda wyrządzona biskupowi jest krzywdą dla całej wspólnoty diecezjalnej.
Wobec narastającej krytyki jego słów, Ojciec święty, wycofał się z obrony, przeprosił wszystkich, którym jego wypowiedź sprawiła ból. W liście do biskupów w Chile wyznaje, że cały zaistniały konflikt był dla niego duchową pielgrzymką, która miała go doprowadzić do rozwiązania bolesnego problemu. Wysłał do Chile swoich przedstawicieli, do których miał pełne zaufanie, na czele z abpem Charlesem Scicluną, którzy przez kilka tygodni przesłuchali 64 świadków. Nagle odsłonił się zupełnie inny obraz sytuacji.
W liście Papież dziękuje „za ogromną pracę spokojnego i pełnego współczucia wysłuchania świadków”. Dla podkreślenia, że nie była to praca urzędnicza Papież dodaje, że byli oni „przygnębieni bólem tak wielu - ofiar poważnych nadużyć sumienia i władzy, szczególnie zaś nadużyć seksualnych popełnianych przez różne osoby”. Dziękuje także wszystkim osobom, które zdecydowały się na bezpośrednią rozmowę z jego wysłannikami. Po otrzymaniu raportu pracę swoich wysłanników Papież ocenił bardzo wysoko. Raport liczył ponad dwa tysiące stron, z którymi – jak pisze w swoim liście – zapoznał się osobiście.
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Życzenia bożonarodzeniowe przewodniczącego polskiego episkopatu.
Jałmużnik Papieski pojechał z pomocą na Ukrainę dziewiąty raz od wybuchu wojny.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.