Inkwizycja. Sumienie i historia

Czy Kościół jest winny swym grzesznym synom jedynie solidarność? Czy raczej także wyznanie współwiny i wyraźne określenie swego zakresu odpowiedzialności?

W tym momencie nie sposób nie postawić pytania o zakres działań podejmowanych przez inkwizytorów. Powołani do walki z herezją – co zakodowała także ich tytulatura (inquisitores haereticae pravitatis) – bardzo szybko stali się sędziami także w sprawach bardziej moralnej niż doktrynalnej natury, takich jak np. symonia, bigamia, sodomia itd. Co więcej, podejrzanym łatwo stawał się nie tylko ten, kto głosił wątpliwe poglądy, ale także ten, kto wprost i wyraźnie ich nie piętnował. Jeszcze łatwiej oczywiście ten, kto się nie godził z działalnością trybunałów.

W tej ostatniej kwestii uderza regularność danych: we wszystkich zachowanych archiwaliach jak refren powraca liczba 10% procesów za opór wobec inkwizycji. Najwyraźniej ortodoksja wymagana przez inkwizytorów miała najpierw charakter bardziej formalny (instytucjonalny) i legalistyczny niż dogmatyczny – aż po granice absurdu, zdefiniowane w dziewiętnastowiecznej dysertacji doktorskiej z prawa kanonicznego, w której czytamy: qui existimans ab Ecclesia doceri quartam Trinitatis personam, illam pertinaciter negaret et proptrea haereticus dici potest (heretykiem może zostać nazwany także taki człowiek, który by – wobec nauczania Kościoła o istnieniu czwartej Osoby Trójcy Przenajświętszej – uporczywie negował jej istnienie). Myślenie równie przerażające jak sama działalność trybunałów inkwizycyjnych – tym bardziej że zwerbalizowane i bronione dobre kilkadziesiąt lat po ich rozwiązaniu!

I tu właśnie pojawiają się najważniejsze dla całego zagadnienia pytania:

  • Czy dla rzeczywistego zmierzenia się z prawdą o inkwizycji wystarczy opisać działalność poszczególnych inkwizytorów – nawet najokrutniejszych, takich jak Torquemada czy Titelmans? Czy wystarczy skatalogować ich ofiary? Określić „średnią” surowość sędziów, ustalając odsetek wyroków śmierci w prowadzonych przez nich procesach? Wyjaśniając przy tym detalicznie kontekst i wskazując na jeszcze bardziej drastyczne procesy w sądach świeckich lub innowierczych?
  • Czy taki opis byłby próbą konkretyzowania odpowiedzialności czy raczej niebezpiecznym usiłowaniem jej zawężenia? Czy wystarczy powiedzieć za Janem Pawłem II (Tertio millennio adveniente), że Kościół – sam w sobie święty – nie uchyla się od solidarności ze swoimi grzesznymi synami?
  • Czy Kościół jest winny swym grzesznym synom jedynie solidarność? Czy raczej także wyznanie współwiny i wyraźne określenie swego zakresu odpowiedzialności?

Jest poza dyskusją, że każdy wyrok śmierci wykonany w wyniku inkwizycyjnego dochodzenia był zbrodnią, ale przecież nie doszłoby do niej, gdyby sama procedura i logika owych dochodzeń nie zostały wpierw legitymizowane i zracjonalizowane przez liderów Kościoła: papieży, biskupów i teologów. Straszną jest niewątpliwie rzeczą pięć wyroków śmierci wydanych przez Jacques’a Fourniera w sławnym Montaillou, ale straszniejszą zapewne to, że ich dokumentacja – pieczołowicie przezeń przechowywana – otwarła mu drogę do najwyższych godności w Kościele: kardynalatu i papiestwa (jako papież przyjął imię Benedykt XII). Podobnie nie sposób się pogodzić z piętnastoma wyrokami śmierci wydanymi przez Święte Oficjum za czasów papieża Pawła IV, ale jeszcze trudniej czyta się dekret, w którym udziela on odpustu zupełnego każdemu z widzów rzymskiego autodafe. Papież Pius V skazał na śmierć największą liczbę włoskich protestantów (czterdziestu), a przecież jest jedynym z grona szesnastowiecznych biskupów Rzymu, który został kanonizowany!

Podobnie trzeba popatrzeć na inne obszary inkwizycyjnej sprawiedliwości. Najczęściej zaczynała się ona od konfiskaty majątków (np. bogatych iudaizantes) – owszem, niejednokrotnie na tej drodze ukonkretniała się stabilizacja i niezależność finansowa poszczególnych trybunałów. Czy jednak nie większe jeszcze zażenowanie wywołuje uzasadnienie tejże praktyki, zredagowane jeszcze w średniowieczu w formie prostego sylogizmu: heretyk nie ma prawa do własności, więc – odbierając mu ją – Kościół nie grzeszy, raczej bierze swoje i następnie swoim rozporządza? Albo kwestia tortur: na IV soborze laterańskim (1215) zakazano duchownym jakiegokolwiek udziału w czynnościach wiążących się z przelewaniem krwi. Aby jednak uchronić inkwizytorów od niebezpiecznego dyskomfortu sumienia, papieże – już w średniowieczu, ale także wielokrotnie w czasach nowożytnych – udzielali im pod tym względem stosownych dyspens.

W każdym z tych przykładów – a przecież można je mnożyć – rzeczywista odpowiedzialność dotyczy nie tylko tych konkretnych ludzi, którzy przeprowadzali dochodzenia czy w końcu podpalali stosy. W równym stopniu (a może nawet większym?) rozciąga się ona na cały szereg instytucji Kościoła, od najwyższych zaczynając. Grzeszni okazywali się nie tylko ludzie, ale także kościelne struktury: władzy, działania, myślenia, promocji itd. Chociaż zapewne mówienie o strukturach grzechu w świętym Kościele musi budzić w nim opór – znacznie większy niż przed przyznaniem się tylko do swoich grzesznych synów.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8