Ma swoje metody – przychodzi we śnie i mówi, co robić w trudnej sytuacji. Dwa miliony osób rocznie nawiedzają jego grób. Św. Gabriela Possentiego kochają studenci, ale i jest obiektem westchnień kobiet, patronem księży i młodzieży. Ten święty uśmiechu nigdy nie odmawia pomocy.
Na wzgórzu Gran Sasso w sercu Abruzji na południu Włoch wznosi się jedno z największych sanktuariów we Włoszech. Kościół św. Gabriela Possentiego od Matki Bożej Boleści jest w pierwszej dziesiątce najczęściej odwiedzanych kościołów na świecie i należy do tzw. Świętego Trójkąta: sanktuarium w Loreto, San Giovanni Rotondo i właśnie na Gran Sasso. Aż 13 mln ludzi modli się rocznie na tym obszarze.
Każdy, kto przekracza próg kościoła św. Gabriela, nabiera powietrza w płuca na widok tysięcy wotów dziękczynnych. Za uzdrowienia z raka, za wyjście z nałogu, za narodziny zdrowego dziecka mimo złych diagnoz. Za poczęcie, kiedy medycyna rozłożyła ręce. Włosi mówią, że to wyjątkowo skuteczny święty. Przy tym młody i piękny.
Na ołtarze wyniósł go w 1920 r. papież Benedykt XV. Ten święty uśmiechu, opiekun kapłanów i młodzieży, budzi sporo emocji, szczególnie u kobiet. „Zakochałam się w Gabrielu od pierwszego wejrzenia. Poznaliśmy się w kościele, gdzie braliśmy z mężem ślub. Wysoki i smukły brunet, z zadziornie uczesaną grzywą, lekko śniady, czarne i żywe spojrzenie, owalna o delikatnych rysach twarz, zmysłowe usta ułożone w uśmiech. Patrzył na mnie z ołtarza” – pisze Esterina z Rzymu. Mąż Esteriny uległ wypadkowi. „Był rok 1976. Zobaczyłam we śnie znaną mi z kaplicy ślubnej twarz. Młodzieniec powiedział: »Remo będzie zdrów«. I tak się stało. Po 20 latach mąż miał znowu wypadek. Tym razem stan był beznadziejny. Wezwałam Gabriela i stał się cud. Znowu. Ku zdziwieniu lekarzy. Mojemu też, bo uważałam, że Pan Bóg nie może mnie wysłuchać. Byłam po dwóch aborcjach. I kiedy w 1990 r. zaszłam w ciążę po raz trzeci, lekarze powiedzieli, że poród przeżyję albo ja, albo dziecko. Wjeżdżałam na salę operacyjną, ściskając obrazek św. Gabriela w dłoniach. Przeżyłyśmy i ja, i córeczka. Poczułam, że Bóg mi wszystko wybaczył”. Takich historii są tysiące.
Proroctwo mamy
Jest rok 1838, prawie siedemset lat po świętym Biedaczynie. W Asyżu rodzi się inny przyszły święty. Jego ojciec, Sante Possenti, jest burmistrzem miasta. Stół u Possentich ugina się więc pod umbryjskim salami, serami pecorino, truflami i białym winem z Orvieto. Jest tu ciągle mnóstwo gości. Mama przyszłego św. Gabriela, Agnese Frisciotti, nie musi pracować. Dla jedenastego syna wybiera imię najważniejszego w historii miasta obywatela, Franciszka (imię Gabriel przyjął w zakonie). Kiedy chłopczyk ma trzy latka, rodzina przeprowadza się do Spoleto. Tam ojciec obejmuje posadę asesora trybunału.
Wkrótce rodzinę Possentich dotyka tragedia. 42-letnia mama nagle umiera. Przed śmiercią zdąży zawołać najmłodszego Franciszka. Mocno go przytula. – Będziesz święty! – szepce. Po policzkach chłopczyka spływają łzy, ściska rękę mamy. Ostatnie jej słowa, jej proroctwo, tlą się w sercu dziecka. Zapalą się w nim po kilku latach.
Franciszek rośnie, jest błyskotliwy i inteligentny. Świetnie się uczy. Zadbany, elegancki. Nosi białą koszulę, zawiązaną pod szyją czarnym fularem, i marynarkę zapiętą na ostatni guzik. Rówieśnicy go uwielbiają – potrafi rozbawić największego gbura, pociesza strapionych. Przyszły święty Gabriel wstępuje do kolegium jezuitów, kiedy ma 13 lat. Tu jest znakomitym organizatorem górskich eskapad, piłkarskich meczy. Wieczorami chłonie powieści Manzoniego. Zabiera swoje siostry to do teatru, to na potańcówki. W mieście mówi się o nim „pierwszy tancerz Spoleto”. Franciszek jest przy tym uosobieniem dobra i niezwykłej jak na nastolatka mądrości. „Cieszyć się z dobra, które przytrafia się innym – powtarza kolegom. – Jeśli czuję się niezadowolony lub zazdrosny, uważam to za przewinienie; również kiedy odczuwam zadowolenie z siebie lub odruch zarozumiałości”.
Possenti jest wrażliwy na ludzką biedę i hojny. Wracając z nocnych eskapad, nigdy nie przechodzi obojętnie obok żebraków. W ich twarzach i spojrzeniach widzi odblask Boga. A dzieląc się z nimi, odczuwa radość. Kiedy rówieśnicy pytają, skąd u niego tyle siły, energii i dobra, odpowiada: z modlitwy.
Przychodzi rok 1855. Umiera jego ukochana siostra. Maria Luisa zastępowała mu matkę. Franciszek błąka się samotnie po ulicach. Po raz pierwszy traci radość. Rok później, 22 sierpnia 1856 r., stoi przed romańską fasadą katedry w Spoleto, przed którą przechodzi doroczna procesja z figurą Matki Bożej. 18-letni Possenti wpatruje się w niesioną przez kilku mężczyzn postać Maryi. Myśli o mamie i ostatnich jej słowach: będziesz święty. W sercu słyszy pytanie: „Franciszku, na co czekasz? Idź za głosem powołania!”. Od jakiegoś czasu waha się, czy wstąpić do zakonu. Po dwóch tygodniach wyjeżdża ze Spoleto. 8 września przekracza próg bazyliki w Loreto. Zanurza się w ciszy domku, w którym według legendy mieszkała Maryja. Dwa dni później wstępuje do zakonu pasjonistów w Maceracie. Tu będzie kontemplował Mękę Jezusa Chrystusa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.