Gruchnął, że uch

Z zamiłowania wciąż jest „metalem”. Jeszcze cztery lata temu interesował się jednak przy tym pogańskimi treściami. – Miałem ostro narąbane we łbie. Pan Bóg mnie musiał trzy razy „dugnąć” – mówi Piotr Kieś z Rydułtów.

Pojechał tam, żeby uniknąć konfliktu na Ukrainie, a akurat między Palestyńczykami i Żydami wybuchł wtedy kolejny konflikt. W powietrzu zaroiło się od rakiet i antyrakiet. Piotrka bardzo interesują wojskowość i militaria. Kiedy raz o godz. 22.00 zawył alarm, on... wbiegł na wzgórze za domem, żeby lepiej widzieć, co się dzieje. W stronę izraelskiego osiedla leciała rakieta wystrzelona przez Hamas. Przeleciała nad głową Ślązaka i eksplodowała za krawędzią następnego wzgórza. Błysk, huk, ziemia się zatrzęsła.

E, ludzie!

W końcu trzeba było wrócić do Polski. Piotr, żeby nie marnować czasu, zatrzymał się w Pucku, gdzie pomagał jako wolontariusz w hospicjum księdza Kaczkowskiego. Chciał tam zastanowić się, co zrobić ze swoim życiem. Okazało się jednak, że Pan Bóg sam zaplanował dla niego kolejny wyjazd misyjny. Niespodziewanie do przebywającego w Pucku chłopaka zadzwonił jego opiekun z wolontariatu, ksiądz salwatorianin. – Super się sprawiłeś w Palestynie, to może cię wyślemy do Afryki? – zaproponował. – Jak się odda stery życia Jezusowi, to potem już samo leci – komentuje Piotr. Wrócił do Rydułtów, zebrał pieniądze na przelot. Zaprosił przyjaciół na imprezę. Był kwiecień tego roku. Wszedł na krzesło. „E, ludzie, jutro lecę do Kenii na trzy miesiące” – zaskoczył ich.

Trafił jako wolontariusz do ośrodka dla dzieci ulicy na przedmieściach Nairobi, stolicy Kenii. Sieć takich ośrodków założył ojciec Renato Kizito, Włoch ze zgromadzenia kombonianów. – Menedżer ośrodka, Kenijczyk Tiberius, czasem ode mnie pożyczał kasę na ryż, jak mu brakowało na utrzymanie dzieciaków – mówi Piotr. Ksiądz oraz Tiberius w ciągu dnia załatwiali fundusze na utrzymanie dzieci. – Na miejscu nie ma w ciągu dnia na stałe żadnego opiekuna. Ci chłopcy właściwie nadal byliby w tej sytuacji dziećmi ulicy, tyle że w lepszych warunkach bytowych. Po to więc są wolontariusze, żeby się nimi zajmować – opowiada.

Bieda w Kenii jest ogromna. – Dzieci się wysyła, jeśli rodzina jest dobra, do pracy, a jeśli zła, to kraść. A w slumsach za kradzież grozi śmierć przez samosąd. Krzyczą: „Złodziej, złodziej!”, jeśli dogonią, to obrzucają kamieniami, a na koniec przynoszą parafinę albo benzynę, podpalają i już nie ma złodzieja... – mówi Piotr. – Większość dzieci z naszego ośrodka jeździ na wakacje do rodziny, ale nie wszyscy. Mieliśmy na przykład chłopca, którego po tym, jak zostawiła go matka, wychowywał ojciec – złodziej. Kiedy tego ojca mu zabili, został z babcią. Ale babcia była stara i umarła... Przez ośrodki ojca Kizito przewinęło się już 1300 dzieci, z których ponad tysiąc się ustatkowało. Reszta wróciła na ulicę: kilkanaścioro zabiła policja, część samosądy – wylicza.

Te dzieci miały od 6 do 15 lat. Ślązak rano modlił się z nimi i jadł śniadanie (w lepszy dzień po trzy kromki chleba tostowego, w gorszy – herbata), a potem odprowadzał do szkoły. Prywatne szkoły są tam otoczone podwójnymi płotami ze względu na licznych handlarzy narkotyków.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8