Kościół nie ma swojego „ulubionego” systemu sprawowania władzy. Nie znaczy to jednak, że nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia.
Zatem: jak urządzić państwo? Od czego zacząć?
Po pierwsze, co zauważył już Leon XVIII i przypomniał Jan Paweł II, państwo powinno być praworządne. To znaczy: władzę najwyższą powinno w nim mieć prawo, nie samowola ludzi. Co to znaczy „prawo”? Jakie prawo? Leon XIII mówił, powołując się jeszcze na św. Tomasza z Akwinu: Prawo ludzkie o tyle ma moc prawa, o ile odpowiada zdrowemu rozumowi; a to świadczy, czy się wywodzi z prawa wiecznego. Jeśli zaś mija się z rozumem, jest prawem niesprawiedliwym i nie ma mocy prawa, ale tylko moc gwałtu. Nie wydaje mi się, by ktokolwiek przeciw takiemu ujęciu zaprotestował.
W państwie muszą być jedni przeznaczeni do sądzenia, inni, którzy by państwem rządzili, inni, którzy by prawa stanowili, wreszcie tacy, którzy by z roztropnością i powagą kierowali sprawami pokoju i wojny – pisał Leon XIII. Jest wskazane, by każda władza była równoważona przez inne władze i inne zakresy kompetencji, które by ją utrzymywały we właściwych granicach – dodawał 100 lat później Jan Paweł II. Dlaczego? Bo człowiek jest grzeszny i ulega pokusom. Każdy.
A bardziej praktycznie: zanim zmieni się w prawie coś, bo tak w danej chwili byłoby wygodniej, warto się zastanowić czy chciałbym, by tak funkcjonowało prawo, gdyby władzę sprawowali moi polityczni przeciwnicy? Niekoniecznie ludzie już za życia świeci i o nieskazitelnej moralności? Jeśli nie, rozum nakazuje zrezygnować raczej z pokusy doraźnych rozwiązań.
Na co dzień mamy do czynienia z systemem demokratycznym. Kościół – owszem – docenia demokrację. To system, który zapewnia obywatelom (przynajmniej teoretycznie) udział w decyzjach politycznych - możliwość wyboru własnych rządów, ich kontroli i pokojowej zmiany. Taki system odpowiada godności człowieka, jego prawu do współdecydowania o losie społeczności, w której żyje. Pod warunkiem jednak, że człowiek podejmujący decyzję ma poczucie odpowiedzialności związanej z dokonywanym wyborem, że kieruje się dobrem wspólnym, a nie tylko osobistym lub grupowym, w końcu – że wartością wspólnie i jednoznacznie uznawaną za nienaruszalną jest godność każdego człowieka. Każdego. Bez wyjątków.
Dla chrześcijan godność każdego człowieka ma umocowanie najwyższe: każdy stworzony jest na obraz i podobieństwo Boże, z każdym (bez najmniejszych wyjątków) zjednoczył się w swoim człowieczeństwie Jezus Chrystus, w końcu za każdego umarł na krzyżu. Niemniej nienaruszalna godność człowieka nie jest prawdą, która nie znajduje uzasadnienia poza religią. Jest zasadą wpisaną w naszą europejską kulturę, w końcu w nasze człowieczeństwo. Jest zasadą, która może być przyjęta i zaakceptowana przez ludzi każdej religii i tych, którzy żadnej nie wyznają.
Dlaczego to takie ważne? Ponieważ prawo państwowe ma chronić każdego w tym samym stopniu. Bez względu na jego pochodzenie, majątek, status społeczny czy jakiekolwiek inne cechy. Pokusa tworzenia prawa tak, by było dobre przede wszystkim dla mnie i „moich” ludzi jest stara jak świat. Jeśli zgodzimy się na to, że są równi i równiejsi, ci którzy mają prawo być chronieni i ci, których się nie chroni, znajdziemy się na równi pochyłej. Złudzeniem jest, że da się postawić granicę w jej połowie.
Demokracja zatem – by dobrze funkcjonowała – potrzebuje ludzi odpowiedzialnych – za siebie i za innych. Ludzi potrafiących posługiwać się rozumem i wyobraźnią. Świadomych, że fundamentalnej zasady nienaruszalnej godności każdego bez wyjątku człowieka nie wolno naruszać ani o milimetr i ani na chwilę. Najkrócej mówiąc: potrzebuje ludzi uformowanych i dojrzałych. Nie można się oprzeć wrażeniu, że dziś wiele osób chciałoby czegoś wręcz przeciwnego: ludzi dla których wszelkie granice będą płynne i przesuwalne.
Historia uczy, że demokracja, bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm – pisał Jan Paweł II. Słowo „totalitaryzm” dla wielu jest zbyt wielkie i złe, by przyjęli to do wiadomości. Totalitaryzm to gułagi i Auschwitz, nam do tego daleko… Może więc przemówi inne stwierdzenie. W sytuacji, w której nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza.
Naprawdę chcemy, żeby władza miała aż tyle władzy nad nami? Dowolna władza?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).