Nie ukrywam, że mam duży dystans do praktykowanej w Polsce instytucji parafii. To znaczy – są parafie i parafie.
Znam sporo prawdziwych parafii (to mój osąd). Czyli kościół, ludzie i księża. Ludzie się znają, księża znają ludzi, a ludzie księży. Mówi się obecnie, że parafia to wspólnota wspólnot. Ale są też takie parafie, w których we wspólnotach przy kościele jest kilka procent parafian, a reszta ludzi przychodzi do kościoła po usługę religijną (czy na obowiązkową Mszę). Są anonimowi, a Msze odprawiają anonimowi dla nich księża.
Nic nie robią w parafii, ale też parafia nic nie robi dla nich. W tym przypadku wspólnota wspólnot zamienia się w równanie: parafia = anonimowi ludzie + kilka wspólnot. Wydaje mi się, że taka sytuacja nawet jest w modzie. Ludzie chcą być w kościele anonimowi i chcą, by nikt od nich nic nie chciał. Równocześnie parafia zadowala się tym, że ci ludzie w ogóle są. To jest jednak patologia. Następnym etapem będzie odejście od praktyk religijnych anonimowych katolików. Bo skoro nic ich nie wiąże z parafią (czyli Kościołem), nie czują się ważni ani potrzebni.
Ten trend obowiązuje od kilku lat i wygląda na to, że będzie się nasilał. Znam sporo osób, które jeszcze chodzą do kościoła, ale nikogo w nim nie znają. Przypomina to sytuację, gdy wpadamy na imieniny do zupełnie obcych ludzi. Powodów do zrażenia się jest dużo. Ci ludzie już się zrażają. Tak właśnie dzisiaj odchodzi się od Kościoła.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).