Nikt z zewnątrz nie przyszedł im z pomocą, ponieważ nikomu nie zależało na Palestyńczykach. Fragment książki „Siły światłości” publikujemy za zgodą OpenDoors.
Liban, styczeń 1993
Silny powiew wiatru szarpał płachtą namiotu. Nabil spał niespokojnie. Otworzył oczy, ale dopiero po upływie minuty zorientował się, gdzie jest. Zbudziły go jęki jego młodszego brata, Ibrahima. – Hej – szepnął. – Jak się czujesz? Przez zaciśnięte zęby, Ibrahim zdołał wycedzić: – Ból jest dziś nie do zniesienia… Ta wilgoć, to zimno…
Nie dokończył, ale Nabil wiedział, o co chodzi. Niewiele mógł zrobić, by mu ulżyć. Wyciągnął rękę i uścisnął jego ramię, przypominając, że jest przy nim. Ibrahim został postrzelony sześć razy podczas protestu przy grobie Racheli. Spędził kilka tygodni w szpitalu w Betlejem. Dwie kule wciąż tkwiły w jego ciele, powodując ogromny ból. Lekarze w obozie nie byli w stanie mu pomóc.
Nabil rozbudził się na dobre. Jego myśli wróciły do czasów sprzed zesłania. Zaczynał właśnie na siebie zarabiać, pisząc artykuły dla palestyńskiego tygodnika i od czasu do czasu publikując coś w zagranicznych czasopismach. Praca pomagała mu zapomnieć o bolesnej przeszłości – o aresztowaniach, tygodniach spędzonych w więzieniu bez postawionych zarzutów. Interesował się polityką i przez jakiś czas brał nawet udział w spotkaniach Hamasu. Podobała mu się idea powrotu do tradycyjnych wartości. Popierał też program, głoszący konieczność zniszczenia Izraela i przywrócenie wszystkich ziem Palestyńczykom. Jednak z natury nie był wojownikiem. Wolał przysłużyć się sprawie, pisząc o cierpieniu Palestyńczyków. Żołnierze przyszli po niego pewnego popołudnia, gdy był akurat w terenie. Aresztowali Ibrahima, a jemu zostawili wiadomość, by stawił się na komisariacie w Betlejem najpóźniej o 18:00. Jego siostra, Hanan, wpadła w histerię: – Jeśli nie pójdziesz, zdemolują nasz dom – krzyczała.
Nabil wiedział, że byli w stanie spełnić swoje groźby. – Szybko, daj mi coś do jedzenia – krzyknął. Hanan natychmiast pobiegła do kuchni. Poszedł do swojego pokoju i założył ciepłą koszulę. Wychodząc, uścisnął matkę i siostrę. – Musicie być silne – powiedział, patrząc im w oczy. – Niedługo wrócimy.
Rzecz jasna, on i Ibrahim nie wrócili już do domu. Nie mogli nawet skontaktować się z matką. Dlatego Nabil dał ich adres Holendrowi, który kilka dni wcześniej zjawił się w ich obozie. Zrobił to, mimo że nie pokładał w tym dużej nadziei. Martwił się o rodzinę. Jego matka cierpiała na szybko postępujące zapalenie stawów. Ciężar prowadzenia domu spoczywał na jego siostrze, a ona miała wkrótce wyjść za mąż. Jak jego matka miała sobie poradzić bez pieniędzy i bez żadnej pomocy?
Ogarnęła go rozpacz. Pragnął wołać do Allaha, ale nie był pewien, czy Bóg słyszy jego głos. Czasem pytał sam siebie, po co pięć razy dziennie recytuje tekst modlitwy. Chciał krzyczeć: „Czy kogoś to w ogóle obchodzi?”. Izrael nienawidził Palestyńczyków. Jednak narody arabskie nie przejęły się ich losem. Świat ignorował ich cierpienie. Pierwszy raz w życiu Nabil poczuł, że życie nie ma sensu. Nikt z zewnątrz nie przyszedł im z pomocą, ponieważ nikomu nie zależało na Palestyńczykach.
Holandia, styczeń 1993
Wróciłem do Holandii chory. Bolała mnie głowa, czułem ucisk w klatce piersiowej, męczył mnie kaszel. Mimo to czułem się w obowiązku udzielić kilku wywiadów i opowiedzieć o tym, co zobaczyłem w Marj al-Zahour. Tuż przed moim pierwszym wystąpieniem w telewizji ambasador Izraela w Holandii wygłosił oświadczenie na temat deportacji. Przyznał, że jedenaście osób zostało aresztowanych przez pomyłkę. Wśród nich był chłopiec, którego spotkałem w obozie. Tych jedenastu uzyskało pozwolenie na natychmiastowy powrót do kraju.
Słuchałem uważnie, co pan ambasador mówił o pozostałych zesłańcach: – Ci ludzie nie są niewinnymi uchodźcami. To notoryczni przestępcy. Osoba prowadząca wywiad zapytała, dlaczego nie postawiono ich przed sądem – w końcu tak postępuje się z przestępcami. Ambasador jąkał się przez chwilę, po czym wyjaśnił: – Ludzie, którzy zostali zesłani do Libanu, nie mają krwi na rękach. Gdyby tak było, nie zostaliby deportowani.
Podsumowując, zesłani byli notorycznymi przestępcami (choć żaden z nich nigdy nie został skazany), ale nie mieli nic wspólnego z zabójstwami, które były przyczyną ich zesłania. Dlaczego więc ich deportowano? Ambasador uzasadnił to tak: – Do czasu ich zesłania, Hamas zabił sześciu izraelskich żołnierzy. Od czasu deportacji nikt nie zginął.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).