Nie chciał dopuścić, by Chrystus obecny w Najświętszym Sakramencie został zbezczeszczony przez ludzi, dla których nie ma żadnej świętości. Zapłacił za to swoim życiem.
Ksiądz Urlich Schikowski urodził się 4 sierpnia 1907 r. w Biskupcu Reszelskim. W 1914 r. z powodu wojny musiał razem z matką i dwiema siostrami uciekać do Berlina. Jego ojciec był wówczas na froncie. Rodzina Schikowskich powróciła do Biskupca w 1916 r. Ks. Urlich już jako dziecko wyróżniał się dużą pobożnością. Często naśladował celebrowanie Mszy św. Jego postawa zdecydowała o tym, że pochodzący z Warmii zakonnik ze zgromadzenia sercanów zabrał go do szkoły misyjnej w Sittard w Holandii. Ukończył ją egzaminem maturalnym i rozpoczął studia medyczne w Wiedniu. Jednak już po pierwszym semestrze podjął decyzję o wstąpieniu do seminarium duchownego. Studiował filozofię i teologię w Braniewie. Ks. Urlich był uzdolniony muzycznie. Grał na pianinie, organach i harmonii. Uprawiał również sport: narciarstwo, pływanie i łyżwiarstwo.
Kapłański szlak
Ks. Schikowski przyjął święcenia kapłańskie 28 lutego 1932 r. we Fromborku z rąk biskupa Maksymiliana Kallera. Jako neoprezbiter został wikariuszem w Starym Targu koło Sztumu. W tym czasie sam fakt bycia kapłanem był powodem licznych prześladowań ze strony gestapo. 28 lutego 1934 r. wytoczono mu proces za głoszone kazania. W 1936 r. został skierowany na dwuletnie studia do Rzymu, podczas których uzyskał tytuł doktora filozofii. Po powrocie ks. Schikowski został mianowany kuratusem w Schloßbergu koło Tylży, w litewskiej diasporze. 23 czerwca 1939 r. został skierowany do pomocy duszpasterskiej w szpitalu św. Elżbiety w Królewcu. Równocześnie w 1940 r. kontynuował studia, przygotowując się do docentury i redagując drugą pracę doktorską. 28 stycznia 1942 r. mianowany został proboszczem w Chruścielu. Niewielka parafia pozwalała mu na pogodzenie pracy duszpasterskiej z kontynuowaniem studiów. Po wizytacji parafii bp Maksymilian Kaller napisał do proboszcza list, w którym chwalił jego pracę.
Pożegnanie z wiernymi
W styczniu 1945 r. do Chruściela zbliżały się wojska sowieckie. 21 stycznia wioska została obsadzona przez wojska niemieckie. Żołnierze SS zażądali opuszczenia budynków kościoła. Ks. Urlich przychylił się do ich prośby, a Msze św. odprawiał w budynku plebanii. Mimo sugestii ze strony władz nie zdecydował się jednak na opuszczenie wsi, sugerując jednocześnie, by inni to zrobili. Jak wspomina Gertruda Pulwert (nauczycielka, która od 1944 r. mieszkała na plebanii), po zakończeniu Mszy św. 25 stycznia 1945 r. ks. Schikowski był bardzo poważny i smutny. Spoglądał z troską na parafian. Miał łzy w oczach. Mówił, że czekają wszystkich bardzo ciężkie czasy, upominając jednocześnie, by pozostać ufnym Bogu. W swoim pokoju wyspowiadał jeszcze wiernych. Razem ze zgromadzonymi ludźmi odmówił modlitwę w niebezpieczeństwie śmierci. Potem wszystkich pobłogosławił. Zdawało się, że przeczuwa, iż w najbliższych dniach czeka go śmierć.
Gdy walki wokół Chruściela były coraz gwałtowniejsze, Niemcy zażądali, by ludność cywilna udała się do domów leżących dalej od wsi. Przed wyjazdem ks. Urlich wraz z sołtysem Diegnerem zakopali w pobliżu plebanii Najświętszy Sakrament i naczynia liturgiczne. Następnie ks. Schikowski wraz z siostrą Ritą Plehn i gospodynią udali się do pobliskiego gospodarstwa. Kiedy zakończyły się walki wokół Chruściela, Gertruda Pulwert, która przebywała w pobliskim gospodarstwie rodziny Wilke, wraz z kilkoma kobietami zdecydowała się na pójście do wsi. Przed szkołą zatrzymali je czerwonoarmiści i doprowadzili do oficera, który w eskorcie odesłał je do komendanta. Idąc, Gertruda dostrzegła na brzegu drogi leżące zwłoki. Rozpoznała, że to ciało ks. Urlicha. Leżał z rozłożonymi rękoma, jakby w geście błogosławieństwa, z charakterystycznym dla niego uśmiechem dobroci. Niestety radzieccy żołnierze nie pozwolili jej zatrzymać się. Gdy później Gertruda Pulwert jeszcze raz przechodziła w miejscu śmierci ks. Schikowskiego, padający śnieg przykrył już jego ciało.
Najważniejszy Sakrament
Kilka dni później, gdy było to już możliwe, Gertruda poszła do siostry ks. Urlicha Rity Plehn. Dowiedziała się od niej, że w nocy z 26 na 27 stycznia 1945 r. ks. Schikowski nieustannie się modlił. Nad ranem do domu wpadło trzech młodych żołnierzy rosyjskich. Pytali o księdza i wezwali go, by poszedł z nimi. Ksiądz zdążył jeszcze podać rękę swej siostrze, która szybko włożyła mu dwie kanapki do kieszeni. Żołnierze wraz z księdzem poszli w kierunku plebanii. Żądali od niego, by ujawnił im, gdzie schował naczynia liturgiczne. Gdy byli już blisko plebanii, ks. Schikowski dostał śmiertelny strzał w kark. Był to sobotni poranek 27 stycznia 1945 r. Sługa Boży poniósł śmierć mając 38 lat; na miesiąc przed 13. rocznicą swoich święceń kapłańskich. Jeden z mieszkańców Chruściela zaraz po zakończeniu działań wojennych powiedział we Fromborku do ks. Bruno Schwarka, że ks. Schikowski odmówił ujawnienia miejsca ukrycia naczyń liturgicznych, z którymi ukryty był też Najświętszy Sakrament, dlatego został zastrzelony. Ciało księdza pochowano we wspólnym grobie. Dokładne miejsce pochówku nie jest znane.
Odeszła nadzieja
Mieszkańcy wioski wypowiadali się o swoim proboszczu z wielką miłością i wdzięcznością, że pozostał z nimi mimo zbliżającego się frontu. Ks. Schikowski dla każdego miał słowa pocieszenia. Dla zlęknionych ludzi był ostoją spokoju, troszcząc się i pomagając im. Modlił się ze wszystkimi i błogosławił. Nie zdradził miejsca ukrycia Najświętszego Sakramentu, aby uchronić go od zbezczeszczenia przez szukających naczyń liturgicznych rosyjskich żołnierzy. Po wojnie bp Maksymilian Kaller pisał do drugiej siostry ks. Schikowskiego, Brigitte: „Wraz z tym księdzem odszedł ktoś, w kim pokładałem wielką nadzieję”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.